Wojny szpiegów - agenci na usługach władców
Po upadku zachodniego Cesarstwa Rzymskiego na jego obszarze w średniowieczu powstało wiele większych i mniejszych królestw i księstw. Ich władcy często wchodzili ze sobą w konflikty i toczyli wojny, usiłując zagarnąć ziemię i poddanych przeciwnika. Każdy chciał też wiedzieć, jakimi siłami zbrojnymi dysponuje wróg.
Wysyłano w tym celu zwiadowców, których zadaniem było policzenie wrażej armii i ocenienie jej potencjału bojowego.
Po śmierci zmarłego bezpotomnie króla Anglii, Edwarda Wyznawcy, pretensje do tronu zgłosił daleki kuzyn Wilhelm, książę Normandii. Anglosasi woleli jednego ze swoich możnowładców, Harolda Godwinsona, earla Wesseksu, który po koronacji przybrał imię Harolda II.
Wojna o sukcesję wisiała w powietrzu i nowy władca wyspiarskiego królestwa wysłał zaufanych ludzi na przeszpiegi do konkurenta. Normanowie zdołali ująć jednego ze zwiadowców, który obserwował ćwiczące oddziały, i doprowadzili go przed oblicze księcia.
Wilhelm nie uczynił mu nic złego - przeciwnie, odesłał do Anglii z wiadomością dla Harolda, że niepotrzebnie wykosztowuje się na szpiegów, gdyż wkrótce armia normandzka wyląduje na brytyjskim wybrzeżu i król na własne oczy będzie mógł ją sobie obejrzeć. Tak też się stało i 13 października 1066 roku doszło do zwycięskiej dla Wilhelma bitwy pod Hastings. Tego dnia Harold II stracił królestwo i życie.
W Polsce władcą, który posługiwał się rozbudowaną siatką szpiegów, był Władysław Jagiełło. Chodziło oczywiście o Krzyżaków, ludziom króla udało się dość dokładnie spenetrować państwo zakonne. Ci nie pozostawali dłużni i wraz z wybuchem wielkiej wojny (1409-1411) doszło do cichej polsko-krzyżackiej wojny szpiegowskiej. Obie strony toczyły ją z różnym powodzeniem. Początkowo sukcesy odnosili rycerze zakonni. Pod koniec sierpnia 1409 roku Krzyżacy w brawurowej akcji zdobyli Bydgoszcz.
Z przekazów źródłowych wynika, że do powodzenia Zakonu przyczynili się działający wówczas w mieście agenci i informatorzy, rekrutowani nie tylko spośród zwykłych mieszkańców - szpiegami okazali się także niektórzy z polskich urzędników. Na krzyżackie srebro połasili się również inni poddani Jagiełły - jeden z komturów pisał w liście do Wielkiego Mistrza, że zgłosił się do niego informator zamieszkały w Polsce, niejaki Tycze Maul, który zaraportował m.in., że w Inowrocławiu stacjonuje około 150 zbrojnych.
Na szczęście wiadomości krzyżackich szpiegów nie zawsze okazywały się precyzyjne. W czasie kampanii zakończonej bitwą grunwaldzką Wielki Mistrz Ulryk, ufny w dane dostarczone przez zwiadowców, był przekonany, że wojsko litewskie stoi nad Narwią. W rzeczywistości rycerze już stamtąd odmaszerowali, pod Czerwińskiem połączyli się z armią polską i wraz z nią wyruszyli, pod dowództwem króla, w głąb Prus. Manewr ten całkowicie zaskoczył krzyżackiego wodza.
Ludzie Jagiełły okazali się też mistrzami dezinformacji. Po grunwaldzkiej wiktorii dalej trwały zmagania z Zakonem. Do kolejnego spotkania obu armii doszło 10 października 1410 roku pod Koronowem. Polacy wysłali kilku ludzi na przeszpiegi, lecz ci nie zachowali należytej ostrożności i zostali ujęci przez wroga. Okazali się jednak nie w ciemię bici i, wzięci na spytki, postanowili wcisnąć wrogom trochę "podkolorowanych" informacji o stanie polskiej armii.
Jak podaje kronikarz Jan Długosz, powiedzieli, że wojsko polskie składa się z pospolitego ruszenia i chłopów nieświadomych boju i łatwych do pokonania, gdyby tylko kto na nich uderzył. Była to oczywista nieprawda. Przez co zachęceni tym oświadczeniem Krzyżacy ochoczo ruszyli w kierunku oddziałów polskich. Jazda polska czekała już jednak w szyku bojowym, a piechota obsadziła most nad Brdą. Bitwę pod Koronowem Polacy wygrali, niszcząc jedną trzecią sił krzyżackich.
Bywali też władcy, którzy nie ufali nikomu i na własne oczy chcieli się przekonać o sile przeciwnika. Brytyjski król Alfred Wielki (panujący w latach 871-899), zagrożony najazdem Duńczyków, według legendy przebrał się za minstrela i udał do obozu wrogów. Tam przygrywał wojownikom na harfie, śpiewając ballady. Ponoć jego występami zachwycił się sam wódz, Guthrum, i zaprosił "artystę" do swego namiotu.
Alfred spędził wśród Duńczyków kilka dni, dokładnie szacując ich siły - wiedza ta walnie pomogła mu odnieść zwycięstwo. Najlepszą informacją jest bowiem ta z pierwszej ręki.
Andrzej Goworski