Bezprzewodowo nie zawsze znaczy szybko

Popyt na bezprzewodowe metody podłączenia do Internetu jest coraz większy nie tylko w Stanach, ale na całym świecie. Alternatywa ta kusi swą prostotą, brakiem plączących się kabli i - co najważniejsze - prędkością. Okazuje się jednak, że popularność bezprzewodowych połączeń może przynieść mało pozytywne skutki:

Zbyt duża ilość połączeń korzystających z tej samej częstotliwości prowadzi do przeciążenia, zupełnie podobnego do zjawiska znanego z tradycyjnych metod surfowania po Sieci.

Jedną z pierwszych osób, które przekonały się o istnieniu tego zjawiska, był Chuck Musciano, mieszkaniec Cary w Płn. Karolinie. Jego bezprzewodowe połączenie okazało się nie tak szybkie, jak należy. Wkrótce okazało się, że w idącym z duchem czasu Cary połowa sąsiadów Chuck'a również korzysta z połączeń bez kabla - i to na tej samej częstotliwości co on. Domyślną częstotliwością dla Wi-Fi, jednego z najpopularniejszych protokołów bezprzewodowych, jest 802.11b (baudów) i na taką częstotliwość ustawione były anteny większości mieszkańców.

Rozwiązanie - przestawienie częstotliwości - jest na tyle proste, że często zaniedbywane przez użytkowników. Większość z nich, szczęśliwa z samego faktu bezproblemowego połączenia, nie zauważa nawet, że ich urządzenie nie daje z siebie wszystkiego. Na razie modyfikacja częstotliwości jest łatwa i rzadko potrzebna, ale problemy mogą się pojawić wraz ze wzrostem liczby użytkowników. A tego należy się spodziewać - Wi-Fi do 2005 roku spodziewa się przychodów ze sprzedaży w granicach 5 miliardów dolarów. Może się zatem okazać, że w eterze również jest ciasno.

(źródło: WebExpress: http://www.weinfo.pl/)

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas