Co można ściągać z sieci, a co nie

Nie ma się co oszukiwać - część polskich internautów wykorzystuje sieć do pobierania pirackich plików. Postanowiliśmy podsumować, co ściągnąć można, a czego nie wolno.

O tym, że internet zrewolucjonizował sposób, w jaki żyjemy, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Zupełnie nowe sposoby dotarcia do ludzi oraz innowacyjne kanały dystrybucji różnego rodzaju materiałów przyniosły miliardy dolarów. A jednak wielkie wytwórnie filmowe fonograficzne oraz producenci gier zrozumieli, na czym polega "internetowa rewolucja", z ogromnym opóźnieniem.

Dopiero kiedy okazało się, że tuzy rozrywki tracą fortunę na nielegalnym ściąganiu z internetu, zaczęto szukać nowych dróg dotarcia do użytkownika. Jednak w dużej mierze było już na to za późno, zbyt wiele osób przyzwyczaiło się do korzystania z sieci P2P, uzurpując sobie prawo do ściągania różnego rodzaju materiałów, zasłaniając się stwierdzeniem, że "to na użytek własny". Prawo jednak mówi wyraźnie - ściąganie plików objętych prawem autorskim to łamanie prawa.

Reklama

Czego nie wolno

Kilkakrotnie nowelizowana Ustawa o ochronie praw autorskich i prawach pokrewnych wyraźnie mówi, że każdy utwór podlega ochronie przewidzianej przez prawo autorskie. Dotyczy to również plików z muzyką, filmami czy grami. Jeśli strona dzierżąca do nich prawa autorskie nie wyrazi takiej zgody, pobieranie ich z sieci nie jest zgodne z prawem.

Nieważne, czy dany plik zostanie ściągnięty ze strony internetowej, pobrany z sieci lokalnej czy zdobyty dzięki sieci peer-to-peer - osoba, która dopuszcza się tego typu czynów, popełnia przestępstwo.

Zasadnicze pytanie brzmi: co grozi internaucie? Osoby pobierające pliki do użytku własnego ponoszą odpowiedzialność cywilną względem twórcy, który może zażądać jako odszkodowania trzykrotności miesięcznego wynagrodzenia. Osoba, która na ściągniętych plikach zarabia (uczyniła sobie z tego procederu stałe źródło dochodów), może zostać pozbawiona wolności do lat pięciu. Natomiast samo rozpowszechnianie plików przy pomocy sieci może grozić karą do dwóch lat więzienia. Co kryje się pod terminem "rozpowszechnianie plików"? Między innymi wymiana przy pomocy P2P.

Osoby, które ściągają pliki z sieci, dobrze wiedzą, że to właśnie dzięki udostępnianiu materiałów przez innych internautów możliwe jest pobieranie utworów z sieci. Sprawa jest prosta - nie udostępniasz, nie ściągasz. Wszystkie osoby uczestniczące w procederze wymiany przy pomocy P2P podlegają karze pozbawienia wolności do lat dwóch.

Sporadyczne akcje polskiej policji, która pojawia się w domach z nakazem w ręku, są próbami zatrzymania procederu wymiany P2P - naciskają na to organizacje broniące praw autorskich (a więc chodzi punkt pierwszy - odpowiedzialność cywilna).

Dozwolony użytek

Wyjaśnić koniecznie należy termin "dozwolony użytek". Otóż osoba, która nabyła oryginalny utwór, może z niego korzystać w dowolny sposób, swobodnie nim dysponując także wobec osób bliskich (rodzina, przyjaciele). Dozwolony użytek zezwala także na rippowanie płyt CD na potrzeby odtwarzaczy MP3, a nawet na tworzenie kopii zapasowej danego dzieła, pod warunkiem, że taką opcję przewidział producent - np. jeśli utwór chroniony jest przez stosowne oprogramowanie, złamanie takowego jest już niezgodne z prawem. Dozwolony użytek tymczasem nie dotyczy plików, których ściągnięcie naruszyło prawa autorskie.

Co można ściągać

Uruchomienie sklepu przez firmę BitTorrent, twórców jednego z pierwszych klientów P2P, stało się symbolem - wielcy producenci próbują pokonać piractwo w sieci używając narządzi wykorzystywanych wcześniej przez internautów. Należy pamiętać, że samo używanie P2P jest jak najbardziej legalne (to program jak każdy inny), dopiero ściąganie plików łamiących prawo autorskie narusza przepisy.

Pobierać legalnie z sieci możemy każdy udostępniony przez twórcę kontent - filmy, muzykę, gry, teksty, grafikę i wiele innych rzeczy. Jak łatwo się domyślić, są to w większości amatorskie, informacyjne albo promocyjne produkcje, chociaż nieraz (zazwyczaj także w ramach reklamy) można pobrać większe partie materiału - np. kilka utworów z danej płyty, pierwsze minuty filmu, kilka odcinków serialu. Trend ten ulega gwałtownej zmianie - coraz więcej produkcji trafia bezpośrednio do sieci, a ich twórcy udostępniają je za darmo.

Kolejnym krokiem w rozwoju dystrybucji materiałów przez sieć będzie legalne kupowanie różnego rodzaju utworów, przy wykorzystaniu takich opcji jak ściąganie przy pomocy usługi Direct2Disk, stream albo wideo na żądanie. Internetowe sklepy pokroju iTunes radzą sobie doskonale, ale dla przeciętnego Polaka jest to bardzo odległa przyszłość. Na przykład polskiej wersji iTunes jeszcze nie ma, i na razie nic nie zapowiada się jej pojawienia. Jednak jedno jest dziś pewne - legalne ściąganie z sieci to fakt dokonany.

Seriale

Przez ostanie miesiące w Polsce i na świecie prawdziwą furorę robi nie ściąganie muzyki czy filmów kinowych, ale pobieranie z sieci amerykańskich seriali, szczególnie tych niedostępnych w Polsce. Wiele osób twierdzi, że ściąganie tak zwanych TV Rips jest legalne, ponieważ dany program pojawił się na antenie telewizji i każdy mógł go obejrzeć. Jest to błędne rozumowanie.

Jak każdy inny utwór, także i program telewizyjny podlega ochronie przewidzianej przez prawo autorskie. Nieważne, czy jest to nowy sezon "24 godzin" czy "07 zgłoś się", prawa autorskie do danego dzieła zawsze należą do strony, która sprzedaje je danej telewizji. Owszem, możemy sobie taki serial nagrać, a potem oglądać do woli (patrz dozwolony użytek), nie można go jednak umieścić w sieci i rozpowszechniać. Trzeba natomiast przyznać, że w przypadku niewyświetlanych w Polsce programów telewizyjnych, często nie występuje twórca, który mógłby zażądać stosownego odszkodowania. Jednak trudno wytłumaczyć sędziemu, że serial "Heroes" w Polsce jeszcze nie leci.

Jasna Strona Mocy

Problem nielegalnego ściągania z sieci ma jednak swoje dobre strony. Dzięki temu precedensowi wielkie koncerny fonograficzne, wytwórnie filmowe i producenci gier muszą zmienić sposób dystrybucji sprzedawanych przez nich materiałów, co z czasem może przyczynić się do spadku cen muzyki, gier i filmów. Zresztą już stało się to faktem - bez pudełka oraz marży sklepowej klient płaci mniej. Oby tylko najpierw piractwo nie wykończyło legalnych metod sprzedaży.

Łukasz Kujawa

W tekście wykorzystano fragmenty z "Kodeksu internauty", dodatku do dziennika "Gazeta Prawna"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prawo autorskie | prawa autorskie | ściąganie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy