Eterni.me, czyli pomysł na cyfrową nieśmiertelność
Tęsknota za nieśmiertelnością towarzyszy ludziom od najdawniejszych czasów. Ktoś - po raz kolejny - postanowił na tym zarobić. Powstaje serwis, pozwalający na rozmowy ze zmarłymi.
Kilka lat temu Piotr Tymochowicz, jeden z najbardziej znanych w Polsce specjalistów od wciskania ludziom kitu (dla niepoznaki nazywa się to marketingiem politycznym), lansował w mediach serwis Solaris Gate. Media zwiastowały wówczas nadejście polskiego "Facebooka trzeciej generacji", a reklamowe slogany głosiły, ze serwis zapewni swoim użytkownikom nieśmiertelność, przechowując ich wspomnienia i doświadczenia dla przyszłych pokoleń.
Szybko okazało się, że Solaris Gate to jedna wielka ściema, a rzekomo rewolucyjne funkcje okazały się po prostu inaczej nazwanym blogiem. Nasza tęsknota za nieśmiertelnością jest jednak zbyt silna, by nie dało się na niej zarobić. Okazuje się, że po kilku latach ktoś powrócił do starej idei, głosząc pomysł na nieśmiertelność dzięki algorytmom i danym przechowywanym w chmurze.
Serwis Eterni.me powstał w ramach inicjatywy Entrepreneurship Development Program, firmowanej przez Massachusetts Institute of Technology. Jak wynika z informacji, udostępnionych przez twórców, Eterni.me ma gromadzić wszelkie, dostępne online ślady naszej życiowej aktywności - zdjęcia, wypowiedzi na chatach, maile czy statusy z serwisów społecznościowych. Słowem, a właściwie czterema: całe nasze cyfrowe życie.
Zebrane dane mają być następnie przetwarzane w taki sposób, by stworzyć z nich nasze wirtualne alter ego, które - jak to z danymi bywa - w oderwaniu od śmiertelnego ciała będzie trwało do czasu, aż ktoś wyciągnie z gniazdka wtyczkę od serwera.
W praktyce Eterni.me ma przypominać Skype’a z kimś z przeszłości. Gdy po naszej śmierci rodzina za nami zatęskni, będzie mogła uruchomić sobie naszego awatara i uciąć z nim pogawędkę o naszych przedostatnich urodzinach, wyprawie na ryby i kankanie, odtańczonym przez ciocię po zaprawieniu się Jägermeistrem.
Eterni.me na razie nie działa - uruchomiono jedynie zapisy dla osób, które chciałyby otrzymać dostęp do testowej wersji tej usługi. Czy warto? Myślę, że znajdzie się liczne grono, dla którego wizja cyfrowej nieśmiertelności może być całkiem atrakcyjna, podobnie jak możliwość pogawędki - jeszcze za życia - z samym sobą. I do których przemawia slogan "Simply Become Immortal".
Ale wiecie co? Wcale mi się ten pomysł nie podoba. Nie chodzi tu wcale o katorgę nieśmiertelności, obrazowo przedstawioną przez Stanisława Lema w jednym z opowiadań z cyklu "Ze wspomnień Ijona Tichego". Z tym nie ma żadnego problemu - nieśmiertelne będą w końcu tylko zapisane gdzieś stare statusy, maile i zapisy rozmów, przetwarzane przez sprytny algorytm tak, by stwarzać wrażenie obcowania z żywą osobą (kto wie, może nasz awatar zaliczy nawet test Turinga?).
Tym, co budzi moją niechęć jest fakt, że nawet najdoskonalszy awatar będzie jedynie takim mną, na jakiego będą mieli ochotę twórcy Eterni.me. Że po latach - choć z natury jestem wredny i złośliwy - moja cyfrowa wersja będzie udawać, że za życia byłem sympatycznym, dokarmiającym sikorki, miłym człowiekiem, a wirtualna, udająca mnie postać będzie taką, jaką ktoś chciałby, aby była.
Choć zapewne po śmierci z mojego punktu widzenia będzie to zupełnie nieistotne, to za życia budzi mój sprzeciw. Wolałbym przetrwać w pamięci i wspomnieniach bliskich mi osób, niż polegać na cyfrowym awatarze.
Łukasz Michalik