Internauci kontra IV RP
Blogi, strony internetowe i setki plików wideo - internauci w swojej masie wypowiedzieli wojnę IV RP. Jest to jakiś polityczny zabieg czy oddolna mobilizacja internetowej społeczności?
Przypadek, czy może stoi za tym internetowy układ?
IV RP Internetowa
Podczas amerykańskich wyborów prezydenckich w 2000 roku internetowi blogerzy zostali wpuszczeni na konwencje zorganizowane przez obie konkurujące ze sobą partie. Traktowano ich na równi z prasą. Amerykańscy politycy oraz osoby organizujące w ich imieniu kampanię wyborczą dostrzegły potencjał internetu - wtedy to sieć stała się w pełni opiniotwórczym medium. Był to także jeden z pierwszych zwiastunów Sieci 2.0 (Web 2.0), czyli nowego wymiaru internetu, w którym sami internauci są współtwórcami tego, co w nim znajdujemy.
Kiedy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne, a Lech Kaczyński został prezydentem RP, Sieć 2.0 dopiero rozpoczynała swój pochód po władzę. Część internautów postanowiła działać, wysyłając znajomym kolejne dowcipy. Za pomocą poczty elektronicznej, amatorskich stron, a także blogów żarty "o kaczkach" obiegły polski internet. Praktycznie każdy internauta po włączeniu używanego przez siebie komunikatora internetowego mógł ujrzeć twórczość o IV RP, którą wysłali do niego jego znajomi. Oni sami otrzymali ją od innych znajomych i tak dalej.
Czy gdyby wybory wygrała inna partia, reakcja użytkowników sieci byłaby podobna? Bardzo możliwie, bowiem rok 2006 przyniósł boom na internetowe serwisy społecznościowe. Świeżo upieczeni internauci zaczęli dzielić się swoją twórczością, a weterani internetu wreszcie zyskali swoje 5 minut, mogąc wypromować tworzone przez nich fora i strony. Słowem-kluczem okazał się tutaj marketing wirusowy, czyli spontaniczne wysyłanie sobie różnego rodzaju informacji przez internet. A przecież nie od wczoraj wiadomo, że dowcipy polityczne wszędzie sprzedają się dobrze.
"Witaj gościu w naszym skromnym muzeum. Chcemy, by stało się ono miejscem, w którym zbierzemy wspólnie kolekcję pamiątek z czasów budowy IV RP, ku chwale i wiedzy przyszłych pokoleń. Nie pozwólmy im zaginąć w mroku dziejów!" - takimi słowami podsumowuje swoje założenia Muzeum IV RP. Znajdziemy w nim kilkadziesiąt żartobliwie napisanych haseł, począwszy od miasta Włoszczowa, czyli "stolicy Euroregionu Gosiewszczyzna", na Wolsce kończąc. Czym jest ta ostatnia? "To państwo "proklamowane przez Jarosława Kaczyńskiego 4 czerwca 2006 na II kongresie PiS. Zamieszkana przez Wolaków". W Muzeum znajdziemy m.in. "Największe osiągnięcia IV RP" i przewodnik po "UBekistanie". Z dnia na dzień pojawią się też kolejne hasła.
Postawa obywatelska 2.0?
Muzeum IV RP i Nonsensopedia to jedynie dowcipy 2.0, natomiast w czerwcu tego roku jedna z wrocławskich internautek, Justyna Romanowska, postanowiła pójść krok dalej i zebrać 500 tys. podpisów pod referendum, które miałoby na celu odwołanie z urzędu Lecha Kaczyńskiego i rozwiązanie obecnego parlamentu.
"Jacek Kuroń mówił - nie palcie komitetów, zakładajcie własne" - tymi słowami wrocławska internautka zwróciła się do osób, które miały dosyć: "Kpin z Konstytucji RP, prób łamania charakterów na masową skalę, nieprzestrzegania prawa przez organy rządowe, obrażania i poniżania najbardziej zasłużonych dla Polski osób i kryminalistów w rządzie RP". Powszechna mobilizacja internautów miała polegać na zebraniu 500 tys. podpisów i przygotowaniu referendum, które określano jako: "Projekt referendum - czas najwyższy wstać z kanapy".
Justyna Romanowska przygotowała specjalne druki, które można było pobrać z założonej przez nią strony. Do uczestników referendum miały trafić dwa pytania: "Czy jesteś za natychmiastowym odwołaniem z urzędu Prezydenta RP Lecha Aleksandra Kaczyńskiego?" oraz "Czy jesteś za rozwiązaniem Sejmu RP V kadencji?"
Temat wywołał burzę, także użytkownicy INTERIA.PL podzielili się w ocenie akcji wrocławskiej internautki. Sama inicjatywa nie miała bezpośrednich podstaw prawnych w Ustawie Zasadniczej, ponieważ Konstytucja RP nie przewiduje możliwości odwołania prezydenta lub rozwiązania Sejmu i Senatu w referendum ogólnokrajowym.
Inny internauta przy pomocy amatorskiego programu do pozycjonowania połączył słowo "kutas" z prezydentem Lechem Kaczyńskim. 23-latek z Cieszyna może za to spędzić trzy lata w więzieniu. Dzięki pozycjonowaniu haseł w przeglądarce Google, po wpisaniu słowa "kutas" pierwszą stroną, jaka się pokazywała, była strona prezydenta RP. - Marek W. został oskarżony o publiczne znieważenie głowy państwa - powoływała się na słowa Sławomira Świdereka, rzecznika prasowego bielskiej prokuratury okręgowej, "Gazeta Wyborcza".
Oboje internauci, chociaż zyskali rozgłos medialny, nie stali się elementem ogólnospołecznej i politycznej debaty. Wtedy jednak w tle nie odbywała się kampania wyborcza...
Człowiek Kwas i zagubiony dowód
Zapoczątkowana przez trzech internautów kampania - z założenia dowcip - stała się ostatecznym dowodem na to, że marketing wirusowy i przedwyborcza gorączka nie idą w parze. - Czy jest to żart, czy nie, taki apel jest szkodliwy. Przeszkadzanie w swobodnym wykonywaniu prawa do głosowania jest karalne. Grozi za to pozbawienie wolności od trzech miesięcy do pięciu lat - tłumaczył agencji PAP Miłosz Wilkanowicz z Państwowej Komisji Wyborczej.
Jedna z osób odpowiedzialna za "manifest" z dowodem tle, czyli internauta ukrywający się pod pseudonimem jk, od początku podkreślał, że cały pomysł jest dowcipem. W oryginalnej wersji apelu podzielił on starszych wyborców na "Zatwardziałych obrońców Socjalizmu" (którzy będą głosować na LiD), "Nasłuchujących Radiologów" (ci mieli zagłosować na osoby popierane przez Radio Maryja) oraz na "Wiążących koniec z końcem", czyli "Emerytów i Rencistów nie należących do żadnej z powyższych organizacji".
Czyżby internauci "uwzięli" się na IV RP i jej przedstawicieli? Niekoniecznie! W Nonsensopedii wystarczy znaleźć hasło Platforma Obywatelska, aby przeczytać o "Platformie Obłudy i Platfusach". Partia Donalda Tuska według twórców Nonsensopedii "cynicznie zagrabiła z naszych, niezbyt przecież zasobnych kieszeni, blisko 100 milionów złotych, co doprowadziło kota Sylwestra do apopleksji". Nie są to jedyne "ataki" internautów na PO.
Swego czasu sieć obiegło zdjęcie członków Platformy Obywatelskiej wklejone tuż obok obsady serialu "Zagubieni" - miał to być komentarz do niezdecydowania PO w działaniu, jako drugiej co do wielkości partii w Sejmie.
Internauci nie znają litości także dla lewicy, określając Aleksandra Kwaśniewskiego jako "znanego w niektórych kręgach" pod pseudonimami "Kwach, Kwasior lub Człowiek Kwas - ang. The Acid Drinker (nie mylić z Człowiekiem z Zasadami)". SLD natomiast powstało jeszcze w 1945 roku i "wywodzi się z prostej linii od PZPR oraz KPP i stanowi główne siedlisko postkomunistów, liberałów, masonów i SB-ków". Satyr myli się tylko raz - internauta może pozwolić sobie na więcej.
Ludzie władzy automatycznie stają się głównym tematem dowcipów. Liczba amatorskich materiałów o IV RP i tak nie dorównuje fali dowcipów o prezydencie USA. Internet stał się medium gwarantującym wolność wypowiedzi i jest to już proces nieodwracalny. Szansa na wyrażenie swojej opinii oznacza także to, że możemy polemizować z nieodpowiadającym nam komentarzem lub dowcipem w dowolny sposób. Tego nikt nam nie schowa.
Łukasz Kujawa