Internet po Facebooku. Co zastąpi największy serwis społecznościowy świata?
Wprawdzie dzieło Marka Zuckerberga znajduje się u szczytu popularności, jednak jest niemal oczywiste, że era Facebooka kiedyś się skończy. Które platformy społecznościowe mogą zająć jego miejsce?
Większość serwisów oferuje zbliżone funkcje, które mimo różnych nazw sprowadzają się zazwyczaj do tworzenia - pod różnymi postaciami - blogu i komunikowania się ze znajomymi. Sądzę, że jeśli nowy serwis społecznościowy ma w przyszłości zagrozić Facebookowi, to musi przełamać ten schemat. Do podobnych wniosków dochodzi coraz więcej zespołów tworzących społecznościowe startupy - nowe serwisy nie próbują już być klonami Facebooka, ale skupiają się na wybranych, niszowych funkcjach.
Znajomi to nie pokemony!
To, co stanowi o sile Facebooka - prostota budowania sieci znajomych o ogólnoświatowym zasięgu - jest jednocześnie jego wadą. Często zdarza się, że choć lista znajomych liczy setki czy nawet tysiące osób, żadnej z nich tak naprawdę nie interesuje, co dzieje się w naszym życiu.
Z drugiej strony tak duża liczba potencjalnych obserwatorów sprawia, że użytkownicy serwisu nie widzą sensu dzielenia się swoimi naprawdę prywatnymi spostrzeżeniami czy wydarzeniami z życia.
Próbą rozwiązania tego problemu jest serwis Path, który przewrotnie można nazwać mianem antyspołecznościowego. Twórcy serwisu postanowili przeciwstawić się trendom i ograniczyli liczbę znajomych - może ona liczyć maksymalnie 50 pozycji.
Choć w praktyce Path może się wydawać po prostu zubożoną wersją typowego serwisu społecznościowego, to jego powstanie i filozofia działania mają podstawy naukowe. Twórcy serwisu uwzględnili przy jego projektowaniu prace profesora psychologii Robina Dunbara.
Jak wynika z badań naukowca, jesteśmy w stanie utrzymywać pogłębione relacje z grupą liczącą maksymalnie 150 osób. Przy założeniu, że większość naprawdę dla nas istotnych znajomych spotykamy w realnym świecie, licząca 50 osób grupa sieciowych przyjaciół wydaje się wystarczająca, choć twórcy serwisu nie wykluczają w przyszłości rozszerzenia jej do 150 osób.
Jeżeli weźmiemy to pod uwagę, na ironię zakrawa fakt, że na razie, aby korzystać z serwisu, konieczne jest zalogowanie się poprzez... konto na Facebooku. Mimo tej niekonsekwencji, Path spotkał się z zainteresowaniem inwestorów - 11 mln dolarów na rozwój serwisu wyłożyły m.in. fundusze Kleiner Perkins i Index Ventures.
Kontrola nad planowanymi imprezami
Kolejną słabość Facebooka próbują wykorzystać twórcy serwisu Shizzlr. W przypadku największego serwisu społecznościowego informacje o planowanych imprezach czy wydarzeniach, ze względu na publiczny dostęp do nich, nie zawsze trafiają precyzyjnie do osób, z którymi chcielibyśmy spędzić czas.
Shizzlr, dzieło doktorantów z University of Connecticut, ułatwia planowanie różnego rodzaju wydarzeń. Po stworzeniu grupy znajomych serwis automatycznie, poprzez mobilną aplikację, informuje ich o nadchodzących imprezach, pobierając informacje nie tylko z Facebooka, ale również z innych serwisów.
W rezultacie użytkownicy otrzymują przejrzyste informacje na temat wydarzeń, na które zostali zaproszeni, i które mogą wzbudzić ich zainteresowanie. Twórcy serwisu stawiają na kameralność - maksymalna liczebność grupy znajomych to zaledwie 20 osób.
Prywatność przede wszystkim
Przez krótki okres potencjalnym następcą dzieła Marka Zuckerberga wydawał się serwis Diaspora. Po serii krytycznych opinii, dotyczących prywatności na Facebooku, Diaspora - podkreślając jak bardzo różni się pod tym względem od lidera branży - wywołała spore zainteresowanie.
Twórcy serwisu, planując jego rozwój, mieli skromne 10 tys. dolarów, ale w krótkim czasie zebrali ponad 200 tys. Po okresie medialnego zainteresowania blask Diaspory nieco jednak przygasł - można odnieść wrażenie, że twórcy nie mają pomysłu, co dalej robić z uruchomionym serwisem.
Mimo to Diaspora pozostaje ciekawą, choć niszową alternatywą Facebooka. Czy kierunek, który wyznacza - budowa społeczności z zachowaniem prywatności użytkowników - jest przyszłością branży? Obecna popularność Facebooka wydaje się przeczyć tej tezie.
Wśród wspólnych cech nowych projektów należy wymienić ich zorientowanie na urządzenia mobilne. Dostosowanie serwisu do obsługi za pomocą smartfona nie jest w tym wypadku opcją, ale standardem bardziej oczywistym niż obsługa serwisu za pomocą uruchomionej na dużym ekranie przeglądarki internetowej.
Społeczność oparta na urządzeniach mobilnych to cecha kolejnego serwisu - GroupMe. W dużym uproszczeniu jest to odpowiednik dawnych mailowych list dyskusyjnych. Wystarczyło, by zapisana na listę osoba wysłała na jej adres maila, a wiadomość była przekazywana do wszystkich użytkowników. GroupMe to kontynuacja tej idei z tą różnicą, że maile zostały zastąpione SMS-ami. Serwis oferuje również możliwość łatwego tworzenia połączeń konferencyjnych.
Kolejnymi etapami rozwoju GroupMe będą wiadomości wysyłane na podstawie lokalizacji członka grupy. Twórcy serwisu - Jared Hecht i Steve Martocci - mogą już mówić o sukcesie. Potencjał ich dzieła został dostrzeżony przez inwestorów, którzy na rozwój firmy wyłożyli ponad 9 mln dolarów.
Prawdziwi znajomi są blisko ciebie
Kolejnym pomysłem na budowę serwisu społecznościowego jest założenie, że prawdziwi znajomi są powiązani nie tylko wspólnymi zainteresowaniami, ale również lokalizacją.
Pomysł ten wykorzystuje serwis Rally Up, pozwalając użytkownikowi na informowanie wąskiej grupy przyjaciół o miejscu, w którym się znajduje. Rally Up integruje się z Facebookiem, ale nie pozwala na publikowanie na Twitterze. Zdaniem twórców serwisu, Facebook pozwala na większą kontrolę nad tym, do kogo trafiają umieszczane w serwisie treści.
W przeciwieństwie do takich serwisów, jak Foursquare czy Gowalla, Rally Up podkreśla, że informacje o lokalizacji użytkowników są udostępniane tylko prawdziwym, dokładnie określonym znajomym.
Mimo że Rally Up jest dostępny na razie tylko dla użytkowników produktów Apple, to pomysł, podobnie jak poprzednie, spotkał się z zainteresowaniem inwestorów - serwis został kupiony przez AOL.
Co po Facebooku?
Przedstawione serwisy, choć odpowiadają na różne potrzeby i próbują tworzyć swoje społeczności wokół różnych usług, mają wiele cech wspólnych. Najważniejsza to fakt, że podstawą przyszłych społeczności nie będą - jak do tej pory - internauci siedzący przed swoimi komputerami, ale ludzie z telefonami w rękach.
Nowe serwisy raczej nie próbują walczyć z Facebookiem, ale - często wykorzystując ten portal - tworzą i eksploatują różne pominięte przez Marka Zuckerberga nisze.
Odstępstwem od tej reguły wydaje się nowa usługa Google+. W jej przypadku pojawia się jednak pytanie, czy produkt Google wnosi - na obecnym etapie - nową jakość?
Wyraźnym trendem jest próba odejścia od idei tworzenia społeczności dla samego zrzeszania się. Nowe serwisy koncentrują się zazwyczaj na wybranej funkcji. Budowanie sieci znajomych tylko po to, by pochwalić się własną popularnością, nie jest już receptą na sukces.
Łukasz Michalik
Źródło: http://vbeta.pl