Turcja ogranicza wolność internetu
Turecki parlament przyjął bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące internetu. Umożliwiają one m.in. blokowanie stron WWW bez nakazu sądowego. Obrońcy praw obywatelskich alarmują, że to koniec wolności słowa w Turcji.
Tureckie władze już od dłuższego czasu utrudniały życie internautom, czego przykładem było m.in. czasowe blokowanie dostępu do serwisu YouTube. Źródłem takich działań były istniejące dotychczas przepisy, które pozwalały np. cenzurować treści "znieważające tureckość". Nowe regulacje dają władzom jeszcze większe możliwości ingerowania w wolność internetu. Pozwalają one m.in. na zablokowanie dostępu do określonych treści w ciągu zaledwie 4 godzin od publikacji i to bez nakazu sądowego. Rząd będzie mógł także blokować konkretne fragmenty tekstu, podobnie jak to ma miejsce w chińskim modelu cenzury sieci.
Nowe prawo pod wieloma względami przypomina też niesławne ustawy SOPA i PIPA, które w roku 2011 chciano przeforsować w USA. Proponowane w nich rozwiązania wywołały głośne protesty i ostatecznie przepisy te nie weszły w życie. Turecki parlament był jednak głuchy na wszelkie głosy sprzeciwu i zaaprobował rygorystyczne regulacje. Teraz ustawa czeka już tylko na podpis prezydenta kraju, Abdullaha Gula. Nakłada ona np. na dostawców internetu obowiązek gromadzenia danych o praktycznie wszystkich działaniach użytkowników w sieci i przechowywania tych informacji przez co najmniej dwa lata. Rząd będzie mógł także korzystać z narzędzi, które pozwolą obejść mechanizmy zapewniające internautom anonimowość.