Zabrał dziecku czapkę. Internauci zaatakowali jego firmę i niewinne osoby
Ta scena wywołała skandal na całym świecie. Kamil Majchrzak po wygranym meczu z Karenem Chaczanowem na US Open podarował chłopcu czapkę, ale stojący obok dorosły mężczyzna szybciej wyciągnął rękę i wyrwał trofeum dla siebie. Nagranie obiegło sieć i pisały o nim nawet zagraniczne media. Internauci szybko ustalili, kim jest mężczyzna, który zabrał dziecku czapkę. Rozpoczął się internetowy lincz, w którym poszkodowane zostały również niewinne osoby i firmy. Jak zareagowały na pomówienie?

Spis treści:
Kto zabrał chłopcu czapkę od Kamila Majchrzaka?
To nagranie wywołało oburzenie na całym świecie. Po czwartkowej (28 sierpnia) wygranej na US Open, podczas rozdawania autografów Kamil Majchrzak chciał dać chłopcu swoją czapkę z daszkiem, ale ubiegł go dorosły mężczyzna stojący obok. Wyszarpnął on sportową pamiątkę z najwidoczniej pełną świadomością tego, co robi, a następnie schował ją do torby kobiety stojącej obok. Gdy nagranie trafiło do sieci, szybko stało się viralem, a internauci zidentyfikowali tożsamość mężczyzny.
Szybko ustalono, że na czapkę Kamila Majchrzaka połasił się milioner z Kalisza. Piotr Szczerek to właściciel firmy brukarskiej, a także sponsor Polskiego Związku Tenisowego. Na polskiego przedsiębiorcę i jego firmę wylała się fala hejtu. W mediach społecznościowych aż kipi od inwektyw wymierzonych w mężczyznę, który odebrał dziecku radość i przywłaszczył sobie cudzy prezent. Sprawę nagłośniły światowe i polskie media, a informacje podawali dalej znani sportowcy, w tym choćby Marcin Najman.
Na nagraniu widać było, że Kamil Majchrzak rozdawał autografy w pośpiechu, będąc zmęczonym po meczu, i jak sam później powiedział, nie zauważył tej konkretnej sytuacji. Po nagłośnieniu afery Szczerek skontaktował się z tenisistą i poprosił o kontakt do matki chłopca o imieniu Brock, pragnąc dokonać zadośćuczynienia, aby naprawić sytuację i odzyskać twarz. Ostatecznie jednak to Majchrzak dotarł do chłopca i wręczył mu czapkę.
Hejt na przedsiębiorcę z Kalisza. Oberwały niewinne osoby i firmy
"Po meczu miałem mnóstwo na głowie, byłem superzmęczony i superpodekscytowany zwycięstwem. Po prostu to przegapiłem. Miałem to martwe spojrzenie, jeśli wiecie, co mam na myśli. Jestem pewien, że ten koleś też działał na gorąco, pod wpływem emocji" - dyplomatycznie opisał zajście Kamil Majchrzak w wywiadzie dla "New York Post". Mimo tego przedsiębiorca z Kalisza został zlinczowany w internecie. Na jego firmę brukarską DROGBRUK internauci przeprowadzili tzw. review bombing, czyli masowe (zazwyczaj negatywne) ocenianie na platformach, które to umożliwiają. Na jednaj z nich firma ma teraz średnią ocenę 1,4/5 gwiazdek na podstawie ponad 24 tysięcy ocen.
W ferworze emocji internauci zaszkodzili też osobom postronnym, które miały pecha nazywać się tak samo lub podobnie. Negatywne recenzje w internecie zebrały także firmy należące do osób o takim samym nazwisku, ale niemające żadnych powiązań w biznesmenem z Kalisza. Ponadto w sieci zaczął krążyć fake news z fałszywą deklaracją kancelarii prawniczej, która rzekomo reprezentuje Piotra Szczerka. W efekcie również ona padła ofiarą hejtu.
Kancelaria prawnicza wydała oficjalne oświadczenie na platformie LinkedIn, w którym wyjaśnia, że nie reprezentuje ani Piotra Szczerka, ani spółki DROG-BRUK A.P. Szczerek Sp. J. "Nie mamy żadnego związku z wpisami opublikowanymi na portalu GoWork w dniach 29 i 30 sierpnia 2025 r. Zostały one zamieszczone bez naszej wiedzy i zgody. Autor wpisu podszył się pod jednego z partnerów Kancelarii, r. pr. Jakuba Jędrzejaka" - głosi oświadczenie kancelarii WKB Lawyers. Co można zrobić w takiej sytuacji?
Pomówienie w internecie. Czy warto wytoczyć proces o zniesławienie?
Fałszywe oskarżenia w internecie mogą doprowadzić do kryzysu wizerunkowego i poważnych strat. Gdy firma jest oczerniana w sieci, np. na platformach oceniających pracodawców albo same przedsiębiorstwa, może, a nawet powinna ona zareagować, kontaktując się z administratorem platformy. Zazwyczaj ma on już przygotowane procedury postępowania w takich przypadkach. Gdy administrator zweryfikuje, że opinie nie są rzetelne, a ludzie wysyłają je masowo w krótkim czasie, to może je wykasować. Takie powszechne zrywy zdarzają się często, gdy któryś z przedsiębiorców czymś podpadnie. Niestety, atakowane bywają też zupełnie niewinne osoby i przedsiębiorstwa.
Tak właśnie wyglądało to po skandalu z właścicielem firmy brukarskiej, gdzie zostało zszargane dobre imię zupełnie z nim niezwiązanej kancelarii prawniczej. Jak na to zareagowała?
Sprawa została zgłoszona administratorowi portalu GoWork oraz właściwym organom ścigania. Wraz z r. pr. Jakubem Jędrzejakiem podejmujemy wszelkie dostępne kroki prawne w celu wyjaśnienia tej sytuacji i ochrony dobrego imienia Kancelarii
Kancelaria nie tylko skontaktowała się z administratorem platformy, ale również zgłosiła to organom ścigania, co oznacza, że osoby dopuszczające się zniesławienia, w tym także trolle internetowe, mogą ponieść konsekwencje prawne. Takich osób może być nawet ponad 20 tysięcy i policja bądź prokuratura mogą nie dotrzeć do wszystkich. Pomówienie w internecie jest przestępstwem zgodnie z art. 212 Kodeksu Karnego. Jego ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego, a więc nie jest ścigane z urzędu.
Pokrzywdzona osoba lub firma może wytoczyć proces o zniesławienie. Czy warto to zrobić? Gdy pokrzywdzony padł ofiarą review bombingu bądź w inny sposób zszargano jego dobre imię, taki proces jest dla poszkodowanego szansą na przywrócenie dobrego imienia oraz reputacji.