Na siłę nic się nie da
- Lubię wszystko, co ma silnik i co wyzwala adrenalinę - przyznaje Łukasz Kurowski. Wielokrotny mistrz Polski w rajdach enduro i motocrossie uważa, że sporty motorowe w naszym kraju kojarzone są wyłącznie z wypadkami na szosie i bandą wariatów, którzy nie szanują swojego życia. Motocrossowiec wierzy, że można to zmienić.
Łukasz Kurowski (rocznik 1984) jest jednym z najlepszych motocrossowców w Polsce. Młody motocyklista ma już na swoim koncie m.in. trzy tytuły wicemistrza Europy w rajdach enduro i dziewięć tytułów mistrza Polski w motocrossie i w rajdach enduro. Sukcesy odnosi także w jeździe zespołowej (3. miejsce w mistrzostwach świata w 2005 r. wywalczone wspólnie z Sebastianem Krywultem i Łukaszem Bartosem) oraz tzw. sześciodniówkach - wielodniowych rajdach motocyklowych. Obecnie wraca do sportowej rywalizacji po ciężkiej kontuzji.
Maciej Nawrocki: Jak zaczęła się twoja przygoda z motocyklami?
Łukasz Kurowski: - Powiem szczerze, bakcylem motocykli zaraził mnie tata. Nic zresztą dziwnego - sam kiedyś uprawiał enduro. Pierwszy motocykl dostałem w wieku 5-6 lat. Kolejny - już motocrossowy - gdy miałem 12 lat. I zaczęło się - odpowiednie treningi, wyjazdy na zawody, zgrupowania. Wsiąkłem.
Nie znudziła ci się po tylu latach jazda na motocyklu? Skąd czerpiesz motywację?
- Staram się odnaleźć w tym wszystkim fun. Jeżeli go nie znajduję, zazwyczaj kończę trening i uciekam do domu, bo na siłę nic się nie da. Wszystko musi być robione z chęcią.
Czy są takie momenty, kiedy musisz odpocząć tydzień bądź dwa?
- Czasem. W zeszłym roku miałem przymusowy urlop, ponieważ złapałem kontuzję. Zresztą wiązało się z nią sporo komplikacji. Początkowo myślałem, że leczenie złamanego obojczyka zajmie co najwyżej miesiąc i wrócę na treningi. Przez dwa tygodnie, tkwiąc do połowy ciała w gipsie, czekałem na decyzję, czy będę miał operację czy też nie. Po dwóch tygodniach stwierdziliśmy z moim lekarzem, że jeżeli zajmuję się sportem wyczynowym, to muszę mieć porządną operację i profesjonalną rekonwalescencję, a nie na zasadzie "może się uda".
- Nie mam czasu na przerwę w swojej dyscyplinie. Przepadły mi jednak dwie rundy mistrzostw Polski, spadłem w klasyfikacji generalnej na szóste lub siódme miejsce, więc stwierdziłem, że lepiej będzie, jak odpuszczę, dam sobie czas i najpierw wyleczę kontuzję. Poddam się dobrej rehabilitacji i wrócę do sportu po Nowym Roku.
Co uważasz za swoje największe osiągnięcie? Co chciałbyś osiągnąć w tym sezonie?
- Chciałbym sięgnąć po tytuł Mistrza Polski Cross Country. W tym roku pierwszy raz jadę w tej dyscyplinie, do tej pory jeździłem motocross i ride enduro. Co uważam za swoje największe osiągniecie? Myślę, że trzy tytuły wicemistrza Europy w rajdach enduro i dziewięć tytułów Mistrza Polski w motocrossie i w rajdach enduro na przemian. W jednej dyscyplinie mam 4 a w drugiej 5.
Czujesz się spełnionym sportowcem? Czy jest coś takiego, co chciałbyś jeszcze osiągnąć?
- Jeżeli chodzi o nasze krajowe zawody, to na pewno czuję się spełnionym zawodnikiem. Pod jakim względem nie czuję się spełniony? Na pewno żałuję, że nie startowałem w mistrzostwach świata w motocrossie w całym cyklu. Moja prędkość oraz technika byłaby dzisiaj na innym poziomie. Zresztą w mistrzostwach świata też startowałem w rajdach enduro i też w niepełnym cyklu. A szkoda, bowiem zawody najwyższej rangi powodują, że zawodnik zdobywa najwięcej doświadczenia.
- Gdybym miał podsumować, cieszę się, że mając 27 lat mogę przekazywać swoją wiedzę innym. Skupiam się na prowadzeniu firmy z branży motoryzacyjnej oraz szkoleniu amatorów. Pod tym względem uważam, że nie jest źle, robię to, co lubię, nikt mi niczego nie narzuca, co chyba się dzisiaj najbardziej liczy.
Czy jest jeszcze jakiś sport motorowy, w którym chciałbyś jeszcze sprawdzić? Zacząłeś pływać na skuterach...
- Myślałem o rajdach w rally-crossie, mam dobry kontakt z zawodnikami. Myślałem również o skuterach wodnych, ponieważ to także jest moje hobby. Mam skuter wodny, tylko że za bardzo się to zazębia czasowo z moimi startami w dyscyplinie, która jest dla mnie priorytetowa. Startowałem w mistrzostwach Europy - w jednym wyścigu byłem trzeci, więc wiem, że gdybym potrenował i skoncentrował się tylko na tej dyscyplinie, to mogłoby być ciekawie. Powiem szczerze, że ja lubię wszystko, co ma silnik i co wyzwala adrenalinę.
Gdybyś miał porównać motocross w Polsce i w innych państwach, to jakie widzisz różnice?
- Problem jest w strefie euro. Wszystkie państwa europejskie, w których są rozwinięte sporty motorowe, znajdują się w strefie euro, a co za tym idzie są tam też zarobki w euro. Ma to bardzo duży wpływ na cenę motocykli i części zapasowych. Większość producentów mieści się bowiem Europie Zachodniej, więc ceny sprzętu są dość wysokie. I właśnie między innymi dlatego w Polsce motocykl kosztuje prawie 30 tys. zł, zatem młody, dopiero zaczynający swoją karierę zawodnik musi wziąć kredyt, mieć bogatych rodziców, bądź dobrego sponsora, by się utrzymać.
Znalezienie sponsorów chyba nie jest łatwym zadaniem?
- Generalnie, większość firm branżowych trochę pomaga. Jeżeli ktoś ma sponsora spoza branży to musi mieć dobry PR, żeby po zawodach móc podsyłać jakieś relacje, zdjęcia i aby ta cała maszyna marketingowa działała. Uważam, że motocross jest sportem bardzo widowiskowym. Myślę, że nawet bardziej niż żużel, lecz jest zdecydowanie trudniejszy w promocji. Trudniej go atrakcyjnie pokazać. Żużlowa relacja to dwie kamery, bo łatwo jest pokazać jeżdżących w kółko zawodników. Jest przy tym sporo emocji bo wszyscy się non stop wymijają.
- Sporty motorowe w Polsce, niestety, kojarzą się z samymi wypadkami na szosie i z bandą wariatów, którzy nie szanują swojego życia. Potrzeba je pokazać z drugiej strony. Winę ponoszą też media, które szukają sensacji i nie pokazują, że ten sport to ciężka praca, nie tylko pod względem przygotowania całego sprzętu, ale i przygotowania zawodnika. Motocross znajduje się w pierwszej piątce sportów na świecie, który wymaga wielkiej kondycji, techniki i wydolności. Mogę pokazać na przykładzie - średnie tętno zawodnika biorącego udział w wyścigu to około 90 uderzeń serca na minutę. Nawet podczas biegania nie osiągniemy takiego tętna.
Czy istnieje jakaś granica w tym sporcie, której byś na pewno nie przekroczył?
- Nigdy nie bawiłem się w akrobacje na motocyklu na poziomie profesjonalnym. A to dlatego, że w Polsce nikt nie dysponuje aż tyloma pieniędzmi, które pozwoliłyby na podejmowanie takiego ryzyka. W Stanach Zjednoczonych zawodnik jest w stanie wydać pieniądze na kupno ziemi i basenu z gąbkami, by ćwiczyć ewolucje. Oczywiście, ma także fundusze na ewentualne operacje, ponieważ jest to sport wysokiego ryzyka. Dlatego nie zajmuję się profesjonalnym freestyle'em. Bardzo mi się podoba, ale nie podjąłbym takiego ryzyka na zasadzie "może się uda, a może nie". Jest to także spowodowane wiekiem.
- Niby jestem młody, ale już inaczej do tego podchodzę. Wcześniej zacząłem, już się wyszalałem. Nie oznacza, że uleciał ze mnie wiatr, ale np. jak już się wyszaleję, to nie chcę jeździć szybko samochodem. Ta adrenalina działa mocno. Generalnie ten sport zapewnia tyle frajdy i emocji oraz wymaga użycia wszystkich mięśni, że jak wracam po treningu do domu, to jestem bardzo zmęczony, ale i szczęśliwy.
Czy ostatnia kontuzja wywołała u ciebie lęk? Jeździsz ostrożniej?
- Myślę, że nie. Ale nie ukrywam, że po kontuzji trochę dojrzałem i trzeba mnie do niektórych rzeczy teraz mocno namawiać.
Jesteś jednym z najszybszych polskich motocyklistów. Czym jest dla ciebie szybkość?
- Motocross nie jest sportem, w którym rozwija się prędkości powyżej 100km/h. Nawet 60km/h w terenie z dziurami powoduje, że ta prędkość wydaje się dwa razy większa. Satysfakcja pojawia się wówczas, gdy zawodnik współgra z motocyklem, zwłaszcza pokonując przeszkody terenowe. Dla mnie fachowiec to osoba, która potrafi jeździć technicznie, w ciężkim terenie, przy pełnej publiczności.
Dlaczego motocross nie jest w Polsce tak popularny, jak żużel?
- Jedną z przyczyn, dla których żużel jest bardzo popularny jest to, że wiąże widza z konkretnym miejscem - ze stadionem.
Czy czujesz oddech młodszych zawodników na plecach?
- Oj tak. Widać, że przybywa coraz więcej młodych talentów. Jeżdżą szybko i technicznie, biorą udział w styczniowych zgrupowaniach w Hiszpanii i we Włoszech. Chciałbym, aby chłopcy w wieku 15-18 lat mieli na tyle dużo determinacji, by dalej pracować. To jest taki wiek, że czasem się woli iść na imprezę niż na trening, a przecież motocross to jest ciężka fizyczna praca i wymaga sporo poświęceń. Trzeba rano wstać, pobiegać, potrenować formę, a w tym wieku to duże wyrzeczenie.
-----------------------
Relacje z najlepszych rajdów enduro i motocross oglądaj w Extreme Sports Channel!