Parkour, czyli skok przez miasto
Miejska dżungla to nie tylko ciągły tłok i brak przestrzeni. To wyzwanie, które możesz pokonać w biegu.
- To połączenie sportu i sztuki. To sposób postrzegania świata, który powoduje, że znajdujesz drogę i pokonujesz ją mimo napotkanych przeszkód. Jak najszybciej - tak w rozmowie z INTERIA.PL definiuje parkour Maciek "Bolek" Bolanowski z krakowskiej grupy "Parkour Nowa Huta" (PK.NH), jednej z kilku, które uprawiają "sztukę biegania".
Sebastian Foucan, jeden z "ojców" parkour, idzie jeszcze dalej. Na swojej stronie internetowej mówi, że w parkour chodzi o sprawdzanie swoich zdolności do rozwijania się bez względu na otoczenie: "To styl życia i stan umysłu. Pokonujesz przeszkody i szukasz nowych dróg".
Sztuka biegania
W całym Krakowie około pięćset osób trenuje parkour. Między nimi nie ma jednak rywalizacji. Gdy spotykają nowicjusza, pomagają mu. Gdy trenują z lepsza grupą, uczą się od niej. W PK.NH jest ich dziesięciu. Mają od 18 do 20 lat i spotykają się po to, by poskakać na ziemię z kilku metrów, pokonać wysoką barierkę, która pojawiła się na ich drodze, czy przeskoczyć z jednego dachu na drugi. Podobne rzeczy robili w dzieciństwie, tylko że teraz zamienili drzewa i małe murki na przeszkody wymagające nieco większych umiejętności.
- Dobrze, gdy kiedyś uprawiało się jakiś sport i jest się ogólnie wysportowanym, ale tak naprawdę każdy może uprawiać parkour. Nawet jeśli ktoś dopiero zaczyna i nie jest w stanie przeskoczyć napotkanej przeszkody, może znaleźć inny sposób na jej pokonanie. Byle do przodu - mówi Maciek.
Grupa PK.NH powstała jakieś 2-3 lata temu. - Obejrzeliśmy film angielskiej grupy trenującej parkour i postanowiliśmy spróbować. Mimo że jesteśmy z Nowej Huty i właściwie tu najczęściej się spotykamy, to nie ma dla nas ograniczeń. "Biegamy" po całym mieście, chodzi o to by poznawać coraz to nowe miejsca - tłumaczy.
To właśnie było głównym celem pomysłodawców parkour, który często jest też nazywany freerunningiem. Pierwszą grupę o nazwie Yamakasi założyli w 1988 w Lisses (na przedmieściach Paryża) wspomniany Sebastien Foucan i David Belle, który podtrzymywał rodzinne tradycje uprawiania gimnastyki rekreacyjnej. Jednak szybko znudził się "zwykłą" gimnastyką i wymyślał dla siebie coraz to nowe przeszkody. Biegał po lasach i wspinał się. Kiedy wraz z rodziną przeprowadził się do Paryża zastąpił naturalne przeszkody sztucznymi: budynkami i murkami.
Trening czyni mistrza
Ze względu na charakter pokonywanych przeszkód, często ich potężne gabaryty czy znaczne różnice poziomów, ludzie trenujący parkour ćwiczą skomplikowane i trudne ewolucje, które oprócz tego, że wyglądają niezwykle efektownie, służą jak najszybszemu ich pokonaniu. "Cat lip", "tic tac" i "wall run" to tylko niektóre z kilkunastu "trików" wykorzystywanych przez "biegaczy". Dobry styl też nie jest bez znaczenia, ale jak mówi Marcin najważniejsze jest, by "każdy ruch był użyteczny".
Wiadomo, że by dopracować je do perfekcji trzeba wielogodzinnych treningów. Jak w każdym sporcie zdarzają się też kontuzje. W rozmowie z "Dziennikiem Polskim" chłopaki z PK.NH opowiadają o urazach. - Kolega z Wieliczki pokonywał barierkę na wysokości trzech metrów - zahaczył kolanem. - Miał guza - mówi na łamach dziennika Michał. - Wyglądało jakby miał drugie kolano, na szczęście mu zeszło - dodaje. - Zakładając, że granica to coś poważniejszego, a bariera - błahszego, to musimy przełamywać swoje bariery, ale znać granice - mówi z kolei Piotrek - Przełamanie granicy byłoby już niebezpieczne - dodaje.
Parkour można uprawiać bez specjalistycznego sprzętu. Wystarczą wygodne sportowe buty. Reszta jest w głowie. Nie da się trenować, jeśli nie czuje się potrzeby wyzwania, zamiłowania do zmierzenia się z własnym organizmem i jego możliwościami, które często wystawiane są na największe próby. Może dlatego niektórzy nazywają parkour sportem ekstremalnym. Jednak jak mówi Marcin, parkour to przede wszystkim całe ich życie. I to chyba wystarczy za wszelkie próby jego zdefiniowania.
Jakub Kwiatkowski