Początek ery "upalonych" atletów?

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) zmieniła stanowisko w sprawie uznawania marihuany jako środka dopingowego. Co prawda cannabis wciąż znajduje się na liście zakazanych środków, lecz wyraźnie podniesiona została granica dopuszczalnego stężenia THC w moczu do 150 nanogramów na mililitr.

Światowa Agencja Dopingowa złagodziła swoje stanowisko w sprawie marihuany
Światowa Agencja Dopingowa złagodziła swoje stanowisko w sprawie marihuanyGetty Images/Flash Press Media

Wyraźnie, oznacza w tym przypadku dziesięciokrotne zwiększenie dopuszczalnej normy. Wcześniej było to bowiem 15 ng/ml. Taką decyzję podjęto na zgromadzeniu zarządu fundacji, które odbyło się w Montrealu. Stosowna poprawka została już wprowadzona do Światowego Kodeksu Antydopingowego.

Marihuana była jak do tej pory na trzecim miejscu listy środków wykrywanych w organizmach sportowców. Zmiany wprowadzone przez WADA oznaczają, że THC przesunie się daleko w dół tej listy. Większość przypadków wykrycia cannabisu w moczu badanych sportowców to wyniki znacznie poniżej 150 ng/ml.

W ostatnich latach odnotowano sporo przypadków przyłapania zawodowych sportowców na używaniu marihuany. Głośne były przypadki Euzebiusza Smolarka, Michaela Phelpsa, Alberto Contadora, Allena Iversona, czy też Carmelo Anthony'ego. Znamienne jest to, że żaden z nich nie palił skręta przed zawodami, w celu uzyskania lepszych wyników w swojej dyscyplinie.

Jak wyjaśnia hiszpański dziennikarz, Juan Ignacio Provendola, są trzy kryteria, które sprawiają, że dany środek trafia na zakazaną listę.

"Pierwsze kryterium to przewaga, którą uzyskujesz po zażyciu danego środka. Drugie - to szkodliwość dla zdrowia. Trzecie zaś, to kwestia pogwałcenia etyki rywalizacji w sporcie. Marihuana nie daje nikomu przewagi nad przeciwnikiem, może być szkodliwa dla płuc, natomiast kwestią dyskusyjną jest to, czy wpływa w jakiś sposób na morale sportowców".

Decyzja Światowej Agencji Antydopingowej o złagodzeniu stanowiska w sprawie marihuany podjęta została także dlatego, że kontrole sportowców zabierały mnóstwo czasu, a badanie próbek w laboratoriach kosztowało sporo pieniędzy, które WADA woli poświęcić na walkę z o wiele groźniejszymi metodami dopingu w sporcie.

Zmiany w przepisach dały początek wielu dyskusjom na temat słuszności takiej decyzji. Złośliwi już zastanawiają się, czy złagodzone przepisy zatwierdzone przez WADA to początek ery "upalonych" atletów?

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas