Wyprawa na Rysy. Wszystko, co musisz wiedzieć wcześniej
Rysy. Najwyższy szczyt w Polsce, marzenie wielu górskich tułaczy i idealny cel weekendowego wypadu z kumplami. W tym miejscu znajdziesz wszystko, co powinieneś wiedzieć przed wyruszeniem na szlak.
Wyprawa na Rysy (2499 m n.p.m.) to nie wycieczka klasowa na Gubałówkę. To kawał wyrypy, wymagającej dobrej kondycji, sprawnych kolan, silnych ramion, motywacji, zdrowego rozsądku i pogody. Regularne sprawdzanie prognozy i komunikatów pogodowych TOPR to obowiązek, w innym wypadku fajnie zapowiadający się wyjazd może okazać się totalną klapą.
Nie będzie lało lub sypało śniegiem, a na szlaku nie będzie ślisko? Możesz zbierać ekipę i kompletować niezbędny ekwipunek na wyjazd.
Co musisz ze sobą zabrać?
Doskonale pewnie o tym wiesz, skoro myślisz o wejściu na Rysy, ale przypomnijmy na wszelki wypadek, że musisz uzbroić się w wygodne i przetestowane w boju obuwie trekkingowe. Nie ma nic gorszego niż bolesne otarcia, kiedy znajdujesz się wiele kilometrów od samochodu, a nie masz przy sobie butów na zmianę.
Dobierz do tego skarpetki, które chłoną wilgoć i dodatkowo chronią stopę przed urazami.
Niezbędny będzie również pojemny plecak. W nim powinno znaleźć się przynajmniej 1,5-2 l. płynów (woda, napoje izotoniczne, ciepła herbata), batony energetyczne, dobrze sprawdzają się także dodające mocy bakalie (orzechy, daktyle), owoce i gorzka czekolada. Oldschoolowy zestaw: kanapki, pomidory, kabanos, jajka na twardo i termos również da radę.
Poza tym wrzuć do plecaka: rękawiczki do wspinaczki (na łańcuchy) naładowany telefon z wpisanym numerem TOPR, powerbank, czołówkę, pelerynę, mapę i małą apteczkę. W słoneczny dzień dobrze zapakować również okulary przeciwsłoneczne i krem z filtrem. I pamiętaj o ochronie głowy! Tam na górze słońce może nieźle przygrzać.
Masz plecak, pora się ubrać. Rankiem w górach bywa delikatnie rzecz ujmując rześko. Szczególnie teraz, kiedy zbliża się jesień, można zamiast krótkich spodenek postawić na spodnie trekkingowe. Do tego bielizna termoaktywna, lekka rozpinana bluza, softshell i możemy ruszać. W chłodniejsze dni nie zapomnij o czapce i rękawiczkach.
Zatłoczony parking w Palenicy
Dobra. Plecak spakowany, strój gotowy, ekipa zebrana. Można ruszać. Polski szlak na Rysy rozpoczyna się na parkingu w Palenicy Białczańskiej (25 zł za cały dzień postoju, 5 zł wstęp do parku). Tu mała uwaga - w sezonie tłoczno robi się już o szóstej rano, tak że jeśli planujesz dotrzeć na miejsce kilka godzin później, lepiej postaw na busa lub dogadaj się z kimś, kto was przywiezie i odbierze z parkingu.
Przed wami najmniej spektakularny odcinek trasy, czyli marsz po asfalcie do Morskiego Oka (1395 m n.p.m.). Po drodze są trzy miejsca z przenośnymi toaletami. Warto skorzystać na "zapas", bo ostatnie WC na szlaku znajduje się w schronisku.
Na miejsce docieramy po około 90 minutach marszu.
Serpentyna skalnych schodów
Czujecie lekką zadyszkę? I dobrze, ale nie szarżujcie. Najtrudniejsze dopiero przed wami, a organizm trzeba stopniowo przyzwyczajać do różnicy wzniesień. Odpocznijcie 15-20 minut, zjedzcie coś, uzupełnijcie płyny i nacieszcie oczy kapitalnym widokiem na otaczające jezioro szczyty. W pogodny dzień ukażą się już Rysy.
Po odpoczynku schodzimy schodkami nad Morskie Oko i ruszamy szlakiem biegnącym wokół jeziora. Po 25 minutach spaceru rozpocznie się pierwsze tego dnia ostrzejsze podejście, czyli serpentyna skalnych schodów prowadząca nad Czarny Staw pod Rysami (1583 m n.p.m.).
Konieczna będzie chwila przerwy dla wyrównania oddechu, warto też sięgnąć po łyk wody i kilka kostek czekolady. Po chwili relaksu skręcamy w lewo i kierujemy się szlakiem na najwyższy Polski szczyt. Według oznakowania do celu dzielą nas jeszcze 3 godziny i 20 minut wędrówki.
Okrążamy jezioro i pniemy się kamienną ścieżką w stronę Buli pod Rysami (2054 m n.p.m.). To charakterystyczny taras, ze względu na swoje ukształtowanie służy jako lądowisko helikopterom TOPR. Wam idealnie posłuży jako miejsce na odpoczynek i naładowanie akumulatorów przed wspinaczką na szczyt.
Po łańcuchach na szczyt
Niebawem rozpocznie się wspinaczka po łańcuchach. Szlak, ze względu na nachylenie i popularność wśród turystów, jest dobrze zabezpieczony. W wejściu na górę pomoże wam 360 metrów łańcuchów. Zakładamy rękawiczki i bierzemy się do roboty. Pamiętajmy o tym, żeby co jakiś czas odetchnąć, a także o bezpieczeństwie - na jednym łańcuchu może znajdować się w danej chwili tylko jedna osoba! To szczególnie ważne, kiedy na szlaku zrobi się zator, a wchodzący turyści będą mijać się ze schodzącymi z góry.
Najtrudniejszy odcinek szlaku spotkacie tuż pod szczytem. Słynna przełączka wymaga pewnego złapania łańcucha, upewniania się, gdzie stawiacie stopy i kilku spokojnych kroków z przepaścią w tle. Da się zrobić, szczególnie jeśli jesteście w grupie i będziecie sobie pomagać, instruując się chociażby gdzie bezpiecznie postawić stopę.
Udało się! No i pięknie. Nagrodą będzie szczyt, do którego zostało ostatnich kilka łańcuchów i wdrapanie się po głazach. Pora na zdjęcia, jedzenie, picie i nasycenie wzroku tatrzańską panoramą. Jeśli wciąż wam mało, możecie podejść na wyższy o cztery metry wierzchołek słowacki.
Foty zrobione, widoki zaliczone, pora bezpiecznie wracać. Zachowajcie czujność do samego końca, chociaż przełączka z tej strony wydaje się mniej zionąć przepaścią, a schodzenie po łańcuchach mija szybciej. Droga powrotna w polskim wariancie wiedzie tym samym szlakiem.
Zimne piwo dobre jak nigdy
Można również zdecydować się na powrót przez Słowację i dojechać busem ze Szczyrbskiego Jeziora do Palenicy (trzeba mieć ze sobą euro). Swoją drogą opcja słowacka jest godna polecenia, jeśli macie mniejsze doświadczenie górskie. U naszych sąsiadów niedawno w najbardziej wymagających momentach pojawiły się nawet schody, pomagające turystom w dotarciu na szczyt.
Po jakichś dwunastu godzinach od zaparkowania samochodu dotrzecie z powrotem do parking. Będą was piekły uda, pęcherze na stopach mogą dać o sobie znać, a ramiona odczują siłowanie się z łańcuchami, ale duma ze zdobycia najwyższego szczytu w Polsce przesłoni te chwilowe niedogodności.
Gwarantujemy też, że zimne piwo wypite wieczorem w domu będzie smakowało jak nigdy!
(dj)