Armia bez dowódców - co dalej?
- Jesteśmy w szoku. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał - przyznają, w rozmowie z INTERIA.PL, żołnierze Wojska Polskiego. Wojskowi mają powody do takiej reakcji. W jednej chwili, pod Smoleńskiem, zginęła najważniejsza kadra dowódcza polskiej armii.
Na pokładzie samolotu znajdowali się Szef Sztabu Generalnego WP gen. Franciszek Gągor, dowódca Wojsk Lądowych gen. Tadeusz Buk, dowódca Marynarki Wojennej wiceadmirał Andrzej Karweta, dowódca sił specjalnych gen. Włodzimierz Potasiński, szef dowództwa operacyjnego gen. Bronisław Kwiatkowski oraz dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik.
Gotowa na kryzys
Wśród zabitych znaleźli się również wiceminister obrony narodowej Stanisław Komorowski i biskup polowy Wojska Polskiego gen. Tadeusz Płoski.
W jednostkach w całym kraju spotykają się teraz sztaby kryzysowe, ale podnoszenia poziomu gotowości bojowej nie ma.
- Rolę dowódców przejęli ich zastępcy - wyjaśnia gen. Stanisław Koziej, niezależny ekspert wojskowy. - To nie są ludzie z nikąd, tylko wprowadzeni we wszystkie najważniejsze sprawy fachowcy. Armia musi być gotowa na kryzysowe sytuacje i nic nie wskazuje na to, by nie była. Myślę, że mimo tak tragicznej straty, będzie normalnie funkcjonować do czasu wyboru nowych dowódców.
Wybierze czy poczeka
No właśnie, dowódców rodzajów sił zbrojnych wyznacza prezydent. Co w sytuacji, gdy i on nie żyje?
- Nie musimy czekać do wyboru nowego prezydenta - wyjaśnia Stanisław Koziej. - W takiej sytuacji jak ta, najwyższych dowódców może mianować marszałek sejmu.
Czy tak się stanie, czy też Bronisław Komorowski poczeka z nominacjami, zostawiając je nowowybranemu prezydentowi - tego dziś nie wiemy.