Atak dronów na Moskwę. To Ukraińcy czy prowokacja Kremla?

Tajemnicze drony we wtorek rano zaatakowały Moskwę. Większość została zestrzelona przez rosyjską obronę przeciwlotniczą, ale kilka uderzyło w budynki mieszkalne. Na filmach zamieszczonych w mediach społecznościowych bezzałogowce użyte do ataku przypominają popularne "drony kamikadze". Ekspert nie kryje zdziwienia sposobem ataku i nie wyklucza rosyjskiej prowokacji.

  • We wtorek rano wojna wkroczyła już nie tylko do Rosji, ale wręcz do rosyjskiej stolicy. Moskwa miała zostać zaatakowana przez wrogie drony, których mogło być nawet 10. 
  • Według oficjalnych informacji podanych przez Kreml większość bezzałogowców została zestrzelona przez rosyjską obronę przeciwlotniczą, ale kilka uderzyło w budynki mieszkalne. 
  • Ministerstwo Obrony Rosji wskazało jednoznacznie, że za atakiem stoją Ukraińcy.

Kilka dronów miało jednak dotrzeć do celu i uderzyły w budynki mieszkalne. Burmistrz Moskwy Siergiej Sobianin napisał w portalu społecznościowym, że atak dronów na stolicę Rosji spowodował jedynie niewielkie uszkodzenia. 

Reklama

"Wcześnie rano atak UAV spowodował niewielkie uszkodzenia kilku budynków. Na miejscu zdarzenia są wszystkie służby ratunkowe miasta. Ustalają okoliczności zdarzenia. Jak dotąd nikomu nic poważnego się nie stało" - czytamy w oświadczeniu burmistrza Moskwy Siergieja Sobianina w serwisie Telegram.

Nie ma żadnych informacji, jaki typ bezzałogowców zaatakował Moskwę. Na filmach zamieszczony w mediach społecznościowych widać drona przypominającego popularne "drony kamikadze", których na froncie używają zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Film z wyraźną sylwetką lecącego drona zamieścił popularny serwis NEXTA, ale nie sposób zweryfikować, czy rzeczywiście jest to bezzałogowiec, który leci na Moskwę.

Od początku wojny Ukraińcy przeprowadzali sporadyczne ataki za pomocą dronów na cele wojskowe na terenie Rosji. Moskwa miała zostać zaatakowana tylko raz, kiedy dwa drony zostały zestrzelone nad Kremlem. O przeprowadzenie ataku podejrzewano Ukrainę, ale wiele elementów wskazywało na to, że mogła to być prowokacja przygotowana przez Rosjan. Władze w Kijowie stanowczo oświadczyły, że z atakiem dronami na Kreml nie miały nic wspólnego. 

Ekspert: Czy za wtorkowym atakiem na Moskwę na pewno stoją Ukraińcy?

Wtorkowy atak dronów na Moskwę rodzi kilka pytań, które pozostają na razie bez odpowiedzi. Jakub Palowski z portalu Defence24 w rozmowie z GeekWeek uważa, że ten atak pokazał słaby punkt Rosjan.

Ekspert nie krył zdziwienia tym, że na cel ataku wybrano budynki mieszkalne. W okolicach Moskwy jest przecież bardzo dużo obiektów wojskowych (lotniska, stacje radarowe), które idealnie nadawałyby się do przeprowadzenia takiego ataku. Jeśli okazałoby się, że za atakiem stoją Ukraińcy, to atakowanie budynków mieszkalnych mogłoby postawić ich w złym świetle. - W tej sytuacji nie wykluczałbym żadnego wariantu, nawet rosyjskiej prowokacji - tłumaczy Jakub Palowski.

Atak dronów na Moskwę. Dwa warianty

Atak na Moskwę za pomocą dronów mógł być przeprowadzony z terenu Ukrainy, choć bezzałogowce musiałyby przelecieć kilkaset kilometrów (500 km i więcej). Nic nie wskazuje na to, że Ukraińcy posiadają obecnie drony kamikadze potrafiące atakować tak bardzo oddalone cele.  

Według ekspertów komentujących rozwój wydarzeń w mediach społecznościowych o wiele bardziej prawdopodobny jest atak dronów, które wystartowały z okolic Moskwy, gdyż wcześniej trafiły na teren Federacji Rosyjskiej.

I niekoniecznie za całą operacją muszą stać Ukraińcy. Atak mógł być przeprowadzony przez grupę dywersyjną Legionu "Wolność Rosji" (walczą w niej tylko Rosjanie przeciwko Putinowi), ale także może to być prowokacja Kremla. Tego typu atak może posłużyć Władimirowi Putinowi jako pretekst do podjęcia bardziej stanowczych działań w wojnie z Ukrainą. 

Polecamy na Antyweb | Tak Japonia chce pozyskiwać energię już w 2025 roku. Pomysł jak z filmu sci-fi!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | Moskwa | Drony | wojna rosja ukraina | prowokacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy