Awaria w powietrzu. Polaka uratowała zimna krew

Podczas ćwiczeń "Anakonda-16" doszło do awarii spadochronu jednego z polskich żołnierzy. Ten zachował zimną krew i udało mu się bezpiecznie wylądować.

Najciekawszym, z punktu widzenia spektakularności, elementem ćwiczeń był desant, który został zrzucony pod Toruniem. W desancie prócz Polaków z 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa i Brytyjczyków z 16. Brygady Desantowo-Szturmowej, wzięli udział żołnierze z 82. Dywizji Powietrznodesantowej, przerzuceni bezpośrednio ze Stanów Zjednoczonych.

O 15:40 na poligonie wylądowało 530 amerykańskich spadochroniarzy, którzy mieli za sobą trwającą ponad 10 godzin, podróż. Amerykanie znaleźli się nad Toruniem w ciągu 25 godzin od ogłoszenia alarmu. Tuż po nich skakali polscy żołnierze z 6 BPB. Podczas skoku jednemu z nich nieprawidłowo otworzył się spadochron.

Reklama

- Zjawisko, które wystąpiło, nazywa się "kalafiorem". Jest to spowodowane tym, iż część linek przechodzi przez czasze główną spadochronu i ona przez to może nie napełnić się powietrzem - powiedział w rozmowie z redakcją Kontaku 24 kpt. Marcin Gil, oficer prasowy 6 Brygady Powietrznodesantowej.

Kpt. Gil podkreślał zachowanie żołnierza, który zachował się wzorowo, otwierając spadochron zapasowy w odpowiednim momencie, dzięki czemu mógł bezpiecznie wylądować.

Dziś żołnierze polskiej brygady "zdobyli" i zabezpieczyli most gen. Elżbiety Zawackiej w Toruniu.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy