Biuro z najlepszym widokiem na świecie. Tak pracuje pilot
Okazuje się, że "playmate" to nie dziewczyna z rozkładówki, a rozpuszczalna kawa to nie prawdziwa kawa. Oto jak wygląda dzień bohaterów przestworzy.
Dochodzi 7.15, kiedy z porucznikiem pilotem Michałem Popławskim wchodzimy do domku pilota w 23 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Nie jesteśmy jednak pierwsi. Są tu już najmłodsi lotnicy.
Kilku podporuczników, którzy do Mińska trafili kilkanaście miesięcy temu. Studiują jakieś instrukcje. Widok starszego kolegi przerywa jednak tę naukową atmosferę. "Napijecie się kawy?". Po chwili krew żwawiej krąży w żyłach dzięki dawce kofeiny, a w zasadzie dzięki fusom. Ponoć to jest właśnie ta prawdziwa, lotnicza kawa, żadne tam rozpuszczalne wynalazki...
Zjawiają się kolejni piloci, "silowcy" (specjaliści służby inżynieryjno-lotniczej), "meteo". Zaczyna się briefing - omówienie zadania, składanie meldunków o prognozie pogody, sprawności sprzętu, zamówionych elementach przestrzeni.
W zasadzie nic z tego nie rozumiem. Jakieś "kolsajny" (callsign), "setapy" (set up), "popapy" (pop-up). Jedyny znajomy wyraz, który wychwytuję, to "playmate". Jak się jednak okazuje, to nie ta "playmate", o której pomyślałem... Swoją drogą, jakiś Amerykanin był bardzo kreatywny w tworzeniu lotniczego slangu.
Starzy znajomi
Piękne poranne słońce kryje się, niestety, za chmurami. Dobrych zdjęć nie będzie, ale za to zawsze miło spotkać starych znajomych. Dobrze jest widzieć, że przy okazji przeformowania jednostki w bazę lotnictwa taktycznego dla wielu z tych ludzi nareszcie coś się ruszyło, jeśli chodzi o awanse. Tym bardziej że oni naprawdę ciężko sobie na wyższe stopnie zapracowali.
Widok przestrzeni wypełnionej samolotami cieszy oczy, przede wszystkim pilotów. Na wszystkich maszynach, na wewnętrznych płaszczyznach stateczników pionowych, są wizerunki naszych asów lotniczych z okresu II wojny światowej. Dzięki zgodzie dowódcy Sił Powietrznych, generała broni pilota Lecha Majewskiego, członkowie Fundacji Historycznej Lotnictwa Polskiego realizują projekt "Kosynierzy warszawscy".
To ci sami fantastyczni propagatorzy historii naszego lotnictwa, którzy kilka lat temu upiększyli grzbiet MiG-a, początkowo jednego, wizerunkiem eskadry kościuszkowskiej. Inicjatywa miłośników historii lotnictwa i przychylność dowódcy Sił Powietrznych opłaciła się - pomysł spotkał się z olbrzymim zainteresowaniem mediów oraz publiczności na tegorocznym święcie 23 Bazy Lotnictwa Taktycznego.
Młodzi piloci mają błysk w oczach. Chcą latać, chcą się szkolić, być coraz lepsi. Pewnie w skrytości ducha marzą, aby w walce powietrznej spuścić łomot swoim instruktorom. Ale jak pokażą debriefing i analiza tego, co się działo w powietrzu, czeka ich jeszcze daleka droga...
Urok "smokerów"
Przed lotami otrzymuję tradycyjny instruktaż związany z bezpieczeństwem poruszania się po lotnisku oraz zasadami FOD (Foreign Object Damage). Z plutonem obsługi lotniska i wieżą ustalamy, gdzie będę się przemieszczać. Ubrany w jaskrawą, odblaskową kamizelkę idę z załogami na płytę. Nie zapominamy oczywiście o procedurze FOD.
Przy samolotach krzątają się technicy. Dzięki nim widać, że to jednak człowiek jest najważniejszy w tej całej skomplikowanej układance wypełnionej techniką. Silniki zostały uruchomione, robi się więc coraz głośniej, przydają się zatyczki do uszu. Wreszcie samoloty kołują w stronę pasa. Po chwili widać chmurę charakterystycznego ciemnego dymu - taki to urok "smokerów". Oni startują, a ja z zazdrością ich obserwuję. "Trzeba było się uczyć matematyki, fizyki i nie obijać na WF-ie...", myślę sobie.
Załogi wykonują w sumie trzy tury wylotów. I tak czas mija aż do popołudnia. Mogę obserwować, jak instruktorzy omawiają zadania wykonywane z młodymi pilotami. Krok po kroku opowiadają o etapach walki, wysokości, odległości, położeniu w przestrzeni. Są bardzo drobiazgowi. Mówią o każdym manewrze, wskazują na popełnione błędy oraz na elementy wykonane właściwie.
Miałem rację - młodzi chcieli posłać rakietę swoim mentorom. Ale analiza lotu przedstawiona na ekranie nie pozostawia wątpliwości. Na koniec, już na luzie, instruktor mówi: "Panowie - myślenie i taktyka zamiast dzidy". Zatem znakomite właściwości MiG-29, maszyny stworzonej do walki manewrowej, to nie wszystko. Trzeba mądrze rozegrać walkę, wiedzieć, gdzie jest przeciwnik, wyprzedzić jego ruch.
Kończy się dzień lotny. Maszyny zostały odholowane do schronohangarów, następne loty zaplanowane, przestrzeń zamówiona, załogi powoli rozjeżdżają się do domów.
Niby to tylko jeden dzień, ale sporo się zmieniło: młodzi piloci zdobyli kolejne doświadczenia w lotniczym rzemiośle. Ja dowiedziałem się w końcu, że "playmate" to określenie związane z przechwyceniem statku powietrznego.
Artur Weber