Cichociemne początki

Jan Piwnik, jeden z bohaterów walki partyzanckiej z Niemcami, przygotowywał się do swojej roli w Anglii.

Podczas szkolenia cichociemnych w Anglii duży nacisk kładziono na zajęcia praktyczne
Podczas szkolenia cichociemnych w Anglii duży nacisk kładziono na zajęcia praktycznePolska Zbrojna

Szkolenie dywersantów

Na pierwszy kurs do Inverlochy Castle wysłano 46 oficerów oraz dwóch podchorążych z 4 BKS. W grupie tej znalazł się również podporucznik Jan Piwnik (późniejszy legendarny dowódca partyzancki Armii Krajowej - przyp. red.), dla którego była to okazja do oderwania się od monotonii życia obozowego w brygadzie, gdzie z racji niedoboru szeregowych oficerowie musieli wypełniać ich zadania. Kursanci rozpoczynali dzień o 7.00 od prowadzonej w dość energiczny sposób gimnastyki. Następnie przechodzili szkolenie na strzelnicy oraz na łące, gdzie wśród drzew poustawiano tarcze imitujące niemieckich żołnierzy, do których należało oddawać strzały w ruchu. Charakterystyczne było dążenie do wyrobienia u kursantów nawyku strzelania automatycznego, bez używania muszki i szczerbinki. Po obiedzie odbywały się zajęcia z materiałami wybuchowymi, początkowo teoretyczne, po jakimś czasie również praktyczne. Zapoznawano się tam także z najnowszymi wynalazkami wojskowej myśli technicznej aliantów.

Sprawdzony żołnierz

Choć Jan Piwnik, podobnie jak niemal wszyscy polscy żołnierze, przybył do Wielkiej Brytanii dopiero w połowie 1940 roku, szybko dał się poznać w swej jednostce jako sprawdzony żołnierz, który z niejednego pieca chleb jadł. Może o tym świadczyć opinia, jaką wystawiono mu za ten, niełatwy, rok. Podpułkownik Jan Olimpiusz Kamiński napisał: "Człowiek o nieprzeciętnie silnym charakterze, energiczny, zdecydowany, bezkompromisowy. Wielkie poczucie patriotyzmu, zdolny do dużych poświęceń. Natura twarda, wytrzymała. Wybitnie lojalny żołnierz. Duży spryt i chłopski rozum. Wyszkolony artyleryjsko - dobrze. Pełni służbę szeregowca z całym oddaniem się obowiązkom. Nadaje się na dowódcę plutonu". Drugi przełożony, pułkownik Sosabowski, wystawił Piwnikowi ocenę bardzo dobrą.

Kierownictwo kursu było zaś zainteresowane jedynie znajomością języków okupanta, czyli niemieckim i właśnie rosyjskim. O francuskim, który Piwnik znał dość dobrze, nie ma więc wzmianki. W rubryce "Znajomość terenów" wpisano: Świętokrzyskie, Warszawa, Kowelskie i Opatowskie. Tego typu informacje, dotyczące znajomości obcych języków i obszarów w Polsce, były bardzo istotne przy podejmowaniu decyzji o ewentualnym przydziale cichociemnego po zrzucie.

Wzorowy agent

Oczywiście wszystko było na niby, ale należało to tak wykonać, żeby nie zwrócić na siebie uwagi mieszkańców, a w szczególności angielskich służb porządkowych. Piwnikowi przydzielono między innymi zadanie wysadzenia transformatora pilnowanego przez miejscowego policjanta. Jak wspominał jeden z kursantów, "[...] podporucznik Jan Piwnik, ubrany w strój robotnika pracującego przy węglu (tacy kręcili się w okolicy), po założeniu skrycie ładunku wsiadł na rower, pokiwał policjantowi na pożegnanie ręką i odjechał. Za kilka minut dość silna detonacja wstrząsnęła powietrzem i policjantem, ale Piwnika już nie było".

Kurs zakończył się 28 lutego. Oceny, które Piwnik uzyskał po czterech tygodniach ciężkiego szkolenia, były wysokie. Został uznany za bardzo sprawnego i wytrzymałego, świetnie przygotowanego do walki i dowodzenia drużyną dywersyjną.

Podobnego zdania był kierownik wyszkolenia, który napisał: "Charakter wyrobiony, opanowany i zdecydowany, o pełnej determinacji i bardzo wysokim idealizmie, silna wola, wysokie cechy dowódcze, przedsiębiorczy, bardzo sprytny, odporność psychiczna i fizyczna bardzo duża, duże uzdolnienia konspiracyjne i organizacyjne".

Awans na porucznika

Z karty ewidencyjnej szkolenia w Briggens wynika, że słabą stroną Piwnika była motoryzacja. Zapis wskazuje niezbicie, że potrafił prowadzić jedynie rower. Próbował nadrobić te zaległości na IV Kursie Łączności dla oficerów oddziałów broni 4 BKS. Odbył tam szkolenie nie tylko w zakresie radiofonii czy teletechniki, lecz także uczył się kierowania samochodem i motocyklem. Tych ostatnich sprawdzianów nie zaliczył i nie uzyskał prawa prowadzenia pojazdów. To jednak nie miało żadnego wpływu na ogólną wysoką ocenę, jaką Jan Piwnik zyskał w oczach dowództwa 4 BKS, które 20 marca 1941 roku awansowało go na stopień porucznika.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Wojciecha Königsberga "Droga >Ponurego<. Rys biograficzny majora Jana Piwnika", Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2011.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas