"Czekamy tylko na śmierć". Mieszkańcy Strefy Gazy nie mają gdzie uciec
Izrael z całą mocą odpowiedział na sobotni atak Hamasu, przeprowadzając ataki na bojowników w Strefie Gazy. Na tak małym i gęsto zaludnionym obszarze nie da się jednak uniknąć ofiar cywilnych - lokalni aktywiści twierdzą, że to dla nich wszystkich "wyrok śmierci".
Izrael zapowiedział szybką reakcję po tym, jak Hamas przeprowadził w sobotę serię skoordynowanych ataków. Oprócz odwetowych ataków rakietowych, Jerozolima przygotowuje się też do operacji lądowej, która z pewnością będzie dewastująca dla ludności cywilnej w tym regionie. Bo należy pamiętać, że mamy do czynienia z niezwykle biednym i gęsto zaludnionym obszarem, który nie dysponuje schronami obowiązkowymi w każdym nowym izraelskim budynku, o czym pisaliśmy wczoraj. Jak tragiczna jest sytuacja na miejscu, dowiadujemy się za sprawą działaczki społecznej w Strefie Gazy, Nour Swirki, która tak mówi w wypowiedzi dla Insidera:
35-letnia kobieta mieszkała do niedawna w zamożnej dzielnicy Rimal, ale wraz z rodziną uciekła z niej po izraelskich nalotach. Jak podaje Associated Press, obszar ten został niemal zrównany z ziemią przez ataki rakietowe, ponieważ mieściły się na nim obiekty Hamasu (niemniej był także domem dla organizacji medialnych, międzynarodowych grup pomocowych, restauracji i centrów handlowych). Jej zdaniem prawda jest jednak taka, że nigdzie na miejscu nie jest bezpiecznie, a jednocześnie próba opuszczenia Gazy jest niemożliwa, ponieważ "doszło do starć i zaatakowano przejście z Egiptem.