Lekcja francuskiego
Polacy mogą się uczyć od Francuzów, jak powinny wyglądać relacje między wojskiem a krajowym przemysłem zbrojeniowym.
Historyczny zwrot
Francuzi, którzy przez prawie pięć dekad szczycili się autonomią, decyzję o powrocie do NATO przyjęli ze spokojem.
Już od kilku lat badania opinii publicznej wykazywały, że z roku na rok rośnie liczba osób akceptujących powrót Francji do NATO, i właściwie było tylko kwestią czasu, kiedy tamtejszy rząd sformalizuje ten pomysł.
Sarkozy, prezentując strategię bezpieczeństwa na najbliższe dwanaście lat, zapowiedział również, że do 2020 roku Paryż przeznaczy na modernizację armii aż 200 miliardów euro.
Także tę deklarację nad Sekwaną przyjęto z aprobatą. Francuzi zaufali rządowi, że nadal będzie zaopatrywał armię u krajowych producentów.
Do zrzeszenia należą zarówno koncerny zatrudniające dziesiątki tysięcy osób, choćby Michelin czy Thales, jak i takie firmy, które na liście płac mają zaledwie kilku pracowników - na przykład Scrome, producent celowników optycznych.
Jak wyjaśniała Audrey Favale, odpowiedzialna w GICAT za kontakty z mediami, podmioty, które chcą być członkami zrzeszenia, muszą jedynie wykazać się innowacyjnością oraz mieć zakres działania zbieżny z profilem GICAT. Ten zaś w ostatnich dekadach mocno ewoluował. Gdy czterdzieści lat temu zawiązywało się zrzeszenie, tworzyły je firmy specjalizujące się w produkcji pojazdów i uzbrojenia dla żołnierzy wojsk lądowych.
Łączność od Polaków, pociski od Francuzów
Audrey Favale podkreślała, że tarcza dobrze wpisuje się w ideę działania GICAT, które, reprezentując kilkaset firm, pełni rolę łącznika między przemysłem zbrojeniowym a wojskiem. Wyjaśniała, że od ponad dekady, na mocy porozumienia podpisanego w 1999 roku pomiędzy zrzeszeniem a szefostwem wojsk lądowych, francuskie wojsko konsultuje z GICAT nieomal wszystkie projekty transformacji jednostek lądowych, w szczególności pod kątem zakupów nowego sprzętu i uzbrojenia.
Od naszych zachodnich sojuszników możemy się uczyć, jak powinna wyglądać współpraca między przemysłem a armią. Nad Sekwaną rząd i wojsko traktują przedsiębiorców jak partnerów, z którymi prowadzi się dialog o potrzebach rodzajów sił zbrojnych. Takie podejście jest korzystne nie tylko dla armii, dostającej od zbrojeniówki sprzęt, jakiego wojsko potrzebuje, lecz także dla firm. Nie muszą one bowiem marnować czasu i pieniędzy na badania (i produkcję) towaru, który znajdzie kupca.
Praca dla Polaków
Od kilku dekad francuscy prezydenci, wydając ogromne kwoty na modernizację wojska, dbają o to, by pozostawiono je w lokalnych firmach. Efekt jest taki, że francuski przemysł zbrojeniowy na przestrzeni ostatnich dwóch dekad awansował do światowej ekstraklasy i konkuruje z amerykańskimi gigantami. Nam natomiast nikt nie może obiecać, że podobnie traktowana polska zbrojeniówka za jakiś czas również stanie się światowym graczem.
Pewne jest tylko, że gdy wydamy miliardy złotych na wojsko w polskich firmach, będą to miliardy na miejsca pracy dla naszych rodaków. Warto o tym pamiętać przy każdym podpisywanym kontrakcie.
Krzysztof Wilewski
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.