Michael Durant: Milicja zabiła wszystkich. Miałem szczęście

Michael Durant jest amerykańskim pilotem MH-60 Black Hawk, którego maszyna została zestrzelona 3 października 1993 roku podczas bitwy w Mogadiszu w Somalii. Pojmany przez wroga, spędził 11 dni w niewoli. Bitwę o Mogadisz wspomina w rozmowie ze Sławkiem Zagórskim.

Mike Durant za sterami śmigłowca
Mike Durant za sterami śmigłowcaUS ArmyINTERIA.PL/materiały prasowe
Mike Durant za sterami śmigłowca
Mike Durant za sterami śmigłowcaUS ArmyINTERIA.PL/materiały prasowe

Zostałeś ranny. Wielu weteranów widząc na ekranie bitwę, w której brali udział jeszcze silniej przeżywa wydarzenia z przeszłości. Jak było w twoim przypadku?

- Sądziłem, że tak właśnie może się zdarzyć, dlatego zwlekałem z obejrzeniem "Helikoptera w ogniu". Choć film jest bardzo dobrze zrobiony i doskonale odzwierciedla główne elementy bitwy, to na ekranie oglądałem aktorów i dlatego nie przeżyłem tych emocji tak jak się obawiałem. Inne filmy wojenne wzbudziły we mnie nieco większe poruszenie, ale nigdy nie czułem się tak, jak bym przeżył ponownie wydarzenia z Somalii.

Jak wyglądał Mogadisz tamtego dnia?

- Lecieliśmy bardzo nisko, tuż nad dachami budynków. Z tej perspektywy wszystko wygląda tak, jak większość miejsc w krajach trzeciego świata. Ulice są brudne, domy i inne zabudowania wyglądają podobnie, poza tym wszędzie widać było oznaki zniszczenia.

Super Six Four został trafiony z RPG w ogon. Co się wówczas działo na pokładzie?

- Siłę uderzenia pocisku RPG można porównać do zbyt szybkiej jazdy przez próg zwalniający na parkingu. Black Hawk jest dość dużym helikopterem, zostaliśmy trafieni w ogon, więc nie było eksplozji albo widocznych oznak na zewnątrz kabiny. Zniszczenie śmigła ogonowego spowodowało, że po kilku sekundach wpadliśmy w korkociąg i straciliśmy kontrolę nad maszyną. Starałem się utrzymać helikopter tak, by nie odwrócił się do góry nogami.

- Drugi pilot, Ray Frank, zredukował pracę silników, co było w tej sytuacji jedynym rozwiązaniem. To spowolniło wirowanie, ale bez zasilania spadaliśmy jak zrzucona z wysokości cegła. Na szczęście byłem w stanie utrzymać maszynę w odpowiedniej pozycji i rozbiliśmy się na kołach, co nas ocaliło. Miałem złamaną kość udową i straciłem przytomność. Pozostali członkowie załogi mieli poważniejsze obrażenia, ale przeżyli katastrofę.

Załoga Black Hawka przed misją w Mogadiszu
Załoga Black Hawka przed misją w MogadiszuUS ArmyINTERIA.PL/materiały prasowe

Co się stało później, na ziemi?

- Dwóch żołnierzy Delta Force Randy Shughart i Gary Gordon dobrowolnie przybyło na miejsce katastrofy. Ich Black Hawk Super 62, chwilę po ich zejściu został zestrzelony (trafiony, jednak z ciężkimi uszkodzeniami powrócił do bazy - przyp. SZ). Wspólnymi siłami udało nam się odeprzeć wroga przez około 15 minut, ale w końcu zostaliśmy otoczeni. Nie mieliśmy już amunicji. Tłum milicji i cywilów zastrzelił wszystkich i zajął teren. Ja byłem nieco dalej. Kiedy mnie dostrzegli zaczęli mnie uderzać, złamali mi nos, oczodół i kość policzkową. Milicjant wreszcie przejął kontrolę nad tłumem i w imieniu Aidida wziął mnie jako zakładnika.

Byłeś poważnie ranny. Spędziłeś 11 dni w niewoli. Jak cię traktowali Somalijczycy?

- Z początku byli bardzo agresywni i brutalni. Niesiono mnie przez ulice, niemalże jak trofeum, co spowodowało jeszcze większe obrażenia mojej nogi. Drugiego dnia niewoli postrzelono mnie, by następnie nakręcić wideo z mojego przesłuchania. W ciągu 11 dni przenoszono mnie trzy razy.

- Każdy z transportów był niewiarygodnie bolesny. Wrzucano mnie na tył wozu, a raz nawet siadano na mnie, by ukryć moją obecność. Z biegiem czasu, stali się jednak mniej brutalni. Pod koniec, myślę, że strażnicy, którzy spędzili ze mną kilka dni, współczuli mi wiedząc, że nie byłem częścią ich wyobrażenia o "złej mocy", która wdarła się do ich kraju, by ich zniszczyć.

Pamiętasz powrót do bazy, do kolegów?

- W wojsku uczono nas, by w czasie niewoli być sceptycznym w stosunku do wszystkich napotykanych sytuacji, więc nie chciałem być zbyt optymistyczny na myśl o uwolnieniu. Pewnego razu zobaczyłem członka Oddziału Specjalnego Rangerów, którego znałem osobiście, i dopiero wtedy przekonałem się, że jest to prawdą i że byłem wolny. Oczywiście, świadomość bycia wreszcie bezpiecznym była wielką ulgą, jednak niebawem dowiedziałem się, że część moich bliskich przyjaciół nie przeżyła tej bitwy.

Mike Durant na filmie nagranym przez Somalijczyków
Mike Durant na filmie nagranym przez SomalijczykówINTERIA.PL/materiały prasowe

*   *   *
Bycie pozostawionym za linią wroga, to najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się podczas walki. To sytuacja, na której okoliczność ćwiczeni są wszyscy żołnierze, ale niewielu z nich jej doświadcza, a jeszcze mniej jest w stanie przeżyć. W nowym programie dokumentalnym "Za linią wroga", stworzonym przez producentów głośnej produkcji National Geographic Channel "Koszmarna wyprawa", widzowie usłyszą wstrząsające relacje z pola walki, zobaczą realistyczne rekonstrukcje wydarzeń oraz archiwalne zdjęcia ukazujące w nowym świetle współczesnych bohaterów wojennych i agentów specjalnych, którym pomimo minimalnych szans na przeżycie udało się przetrwać w najbardziej ekstremalnych warunkach na Ziemi.

"Za linią wroga" - premiery w każdą środę, od 3 sierpnia, o godz. 22:00 na antenie National Geographic Channel.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas