Największy podstęp w dziejach wywiadu
Trup leżący na wydmach w Punta Umbria był podstawiony. Kłamstwa, które miał przy sobie, powędrują do Madrytu, a stamtąd do Berlina. Przebędą drogę od lodowatego szkockiego jeziora na brzegi Sycylii, z fikcji do rzeczywistości i z pokoju 13 Admiralicji aż na biurko Hitlera.
Dziwne szczątki
Wschodzące słońce ogrzewało mu plecy. Na brzegu widać było maleńkie skupisko chatek rybackich przycupniętych pod wydmami w Playa del Portil, jego rodzinnej miejscowości. Dalej, za ujściem rzek Odiel i Tinto, leżał port Huelva. Wojna, która trwała już czwarty rok, prawie nie tknęła tej części Hiszpanii. Czasem José natrafiał na dziwne szczątki unoszące się na wodzie, fragmenty zwęglonego drewna, plamy ropy i inne pozostałości po bitwach toczonych gdzieś daleko na morzu. Tego ranka kilka godzin wcześniej dosłyszał dobiegający z oddali warkot karabinów i głośną eksplozję.
Pepe uważał, że wojna rujnuje rybakom interesy. Wszystkim brakowało pieniędzy - możliwe, że będzie musiał sprzedać "La Calinę" i "Anę". Krążyła pogłoska, że kapitanowie kilku większych kutrów rybackich szpiegują dla Niemców albo dla Brytyjczyków. Pod prawie każdym względem trudne życie rybaków toczyło się jednak jak zawsze.
Sięgając nad górną krawędź nadburcia, żeby go pochwycić, José poczuł smród rozkładu. Odwrócił trupa i spojrzał w twarz mężczyzny, albo raczej w to, co z niej pozostało. Jego brodę pokrywała w całości zielona pleśń, a górna część twarzy była ciemna, jakby opalona przez słońce. José zastanawiał się, czy mężczyzna nie spłonął w jakimś wypadku na morzu. Skóra na jego nosie i brodzie zaczęła już gnić i odpadać. José przywołał pozostałych rybaków. "La Calina" podpłynęła bliżej, a Pepe i reszta załogi zgromadzili się przy nadburciu. José zawołał, żeby rzucili linę i wciągnęli ciało na pokład, ale "nikt nie chciał go tknąć".
Srebrny łańcuszek z krzyżykiem
Siedemnastoletnia Obdulia Serrano zauważyła na jego szyi srebrny łańcuszek z krzyżykiem. Na pewno katolik, pomyślała. Obdulia dostała zadanie sprowadzenia oficera z jednostki obrony tej części wybrzeża. Tuzin żołnierzy z hiszpańskiego 72. Pułku Piechoty maszerował tą plażą kilka godzin wcześniej, jak czynił to - w zasadzie bezcelowo - w większość poranków. Teraz żołnierze urządzili sobie sjestę pod drzewami. Oficer polecił dwóm ze swoich żołnierzy pilnować ciała, na wypadek gdyby ktoś próbował przeszukać mu kieszenie, i niechętnie poszedł po przełożonego.
Dwa miesiące wcześniej w malutkim, zasnutym dymem tytoniowym pokoju sutereny budynku Admiralicji w Whitehall dwóch mężczyzn głowiło się nad zagadką własnego autorstwa: jak stworzyć człowieka z niczego, człowieka, którego nigdy nie było.
Młodszy z nich był wysoki i chudy, nosił grube okulary i sumiaste wąsy charakterystyczne dla lotników, które nawijał sobie na palec, kiedy mocno się koncentrował. Drugi, elegancki i trochę ospały, miał na sobie mundur marynarki wojennej i pociągał z zakrzywionej fajki, która złowróżbnie syczała i trzaskała. W tej dusznej podziemnej jaskini nie było okien, światła dziennego ani wentylacji. Ściany były obwieszone wielkimi mapami, a na suficie widniały tłuste, żółte nikotynowe plamy. Kiedyś przechowywano tu wino; teraz pokoik mieścił sekcję brytyjskiej Security Service złożoną z czterech oficerów wywiadu, siedmiu sekretarek i maszynistek, sześciu maszyn do pisania, rzędu zamkniętych na klucz szaf na dokumenty, tuzina popielniczek oraz dwóch telefonów szyfrujących.
Izba rozrachunkowa sekretów, kłamstw i szeptów
Dwaj oficerowie - ten z fajką i ten z wąsami - odpowiadali także za koordynowanie działań agentów i podwójnych agentów, wywiad i kontrwywiad, informację i dezinformację: przekazywali nieprzyjacielowi kłamstwa, które przynosiły szkodę, a także informacje, które były prawdziwe, lecz nieszkodliwe; kierowali działalnością dobrowolnych szpiegów, tych, których przymuszono do służby, a także tych, którzy nie istnieli. Teraz, w szczytowym momencie wojny, przystąpili do tworzenia szpiega różniącego się od wszystkich pozostałych: tajnego agenta, który był nie tylko fikcyjny, ale też martwy.
Walczący w tej wojnie wyobraźni rzadko byli tymi, którymi się wydawali, gdyż potajemny świat, gdzie fikcja i rzeczywistość raz bywają wrogami, innym zaś razem sojusznikami, przyciąga umysły subtelne, giętkie i często niesłychanie dziwne. Trup leżący na wydmach w Punta Umbria był podstawiony. Kłamstwa, które miał przy sobie, powędrują do Madrytu, a stamtąd do Berlina. Przebędą drogę od lodowatego szkockiego jeziora na brzegi Sycylii, z fikcji do rzeczywistości i z pokoju 13 Admiralicji aż na biurko Hitlera.
Zaintrygowała cię ta historia? Więcej dowiesz się z książki Bena Macintyre "Oszukać Hitlera. Największy podstęp w dziejach wywiadu", skąd pochodzi powyższy fragment. Wydanej nakładem wydawnictwa Znak książki szukaj w księgarniach.
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.