Największy podstęp w dziejach wywiadu

Trup leżący na wydmach w Punta Umbria był podstawiony. Kłamstwa, które miał przy sobie, powędrują do Madrytu, a stamtąd do Berlina. Przebędą drogę od lodowatego szkockiego jeziora na brzegi Sycylii, z fikcji do rzeczywistości i z pokoju 13 Admiralicji aż na biurko Hitlera.

José Antonio Rey María bynajmniej nie wypłynął na Atlantyk z wybrzeża Andaluzji w południowo-zachodniej Hiszpanii z zamiarem tworzenia historii. Tego dnia, 30 kwietnia 1943, po prostu szukał sardynek. José cieszył się sławą najlepszego poszukiwacza ryb w Punta Umbria.

Dziwne szczątki

W pogodny dzień potrafi ł dostrzec charakterystyczny opalizujący błysk ławicy sardynek na głębokości kilku sążni. Gdy zauważał ławicę, zaznaczał miejsce boją, a następnie dawał sygnał Pepe Corderowi i pozostałym rybakom z większej łodzi "La Calina", a ci podpływali natychmiast z brodnikami. Dzisiaj pogoda nie sprzyjała jednak wypatrywaniu ryb. Niebo było zachmurzone, a powierzchnia wody marszczyła się pod wpływem wiatru znad lądu. Rybacy z Punta Umbria wyruszyli przed świtem, lecz na razie złowili tylko sardele i kilka dorad. José popłynął w swojej lekkiej łódce "Ana" szerokim łukiem i jeszcze raz przebiegł wzrokiem wodę.

Wschodzące słońce ogrzewało mu plecy. Na brzegu widać było maleńkie skupisko chatek rybackich przycupniętych pod wydmami w Playa del Portil, jego rodzinnej miejscowości. Dalej, za ujściem rzek Odiel i Tinto, leżał port Huelva. Wojna, która trwała już czwarty rok, prawie nie tknęła tej części Hiszpanii. Czasem José natrafiał na dziwne szczątki unoszące się na wodzie, fragmenty zwęglonego drewna, plamy ropy i inne pozostałości po bitwach toczonych gdzieś daleko na morzu. Tego ranka kilka godzin wcześniej dosłyszał dobiegający z oddali warkot karabinów i głośną eksplozję.

Reklama

Pepe uważał, że wojna rujnuje rybakom interesy. Wszystkim brakowało pieniędzy - możliwe, że będzie musiał sprzedać "La Calinę" i "Anę". Krążyła pogłoska, że kapitanowie kilku większych kutrów rybackich szpiegują dla Niemców albo dla Brytyjczyków. Pod prawie każdym względem trudne życie rybaków toczyło się jednak jak zawsze.

"Nikt nie chciał go tknąć"

José przyszedł na świat dwadzieścia trzy lata wcześniej na plaży, w chatce zbudowanej z drewna, które morze wyrzuciło na brzeg. Nigdy nie wypuszczał się poza Huelvę i jej wody. Nie chodził do szkoły i nie umiał czytać ani pisać. Ale w wypatrywaniu ryb nie miał sobie równych w Punta Umbria. Dochodziło południe, kiedy zauważył wystający z wody "kształt". Przeszło mu przez myśl, że to martwy morświn, ale gdy podpłynął bliżej, kształt zrobił się wyraźniejszy. Chwilę później nie pozostawiał żadnych wątpliwości: było to ciało ludzkie, unoszące się na wodzie twarzą do dołu, w żółtej kamizelce ratunkowej. Dolna część torsu pozostawała pod wodą. Wyglądało na to, że trup ma na sobie mundur.

Sięgając nad górną krawędź nadburcia, żeby go pochwycić, José poczuł smród rozkładu. Odwrócił trupa i spojrzał w twarz mężczyzny, albo raczej w to, co z niej pozostało. Jego brodę pokrywała w całości zielona pleśń, a górna część twarzy była ciemna, jakby opalona przez słońce. José zastanawiał się, czy mężczyzna nie spłonął w jakimś wypadku na morzu. Skóra na jego nosie i brodzie zaczęła już gnić i odpadać. José przywołał pozostałych rybaków. "La Calina" podpłynęła bliżej, a Pepe i reszta załogi zgromadzili się przy nadburciu. José zawołał, żeby rzucili linę i wciągnęli ciało na pokład, ale "nikt nie chciał go tknąć".

Srebrny łańcuszek z krzyżykiem

Z irytacją zdał sobie sprawę, że sam będzie musiał sprowadzić zwłoki na brzeg. Chwycił je za przemoczony mundur, dźwignął na rufę, pozostawiając nogi w wodzie, i powiosłował w stronę brzegu, starając się nie wdychać smrodu. Po dopłynięciu do części plaży o nazwie La Bota (But) José i Pepe razem powlekli ciało na wydmy. Czarna aktówka, przyczepiona łańcuszkiem do trupa, wlokła się za nim po piasku. Rybacy położyli denata w cieniu sosny, a dzieci przybiegły gromadnie z pobliskich chat obejrzeć to makabryczne widowisko. Mężczyzna był wysoki, miał przynajmniej metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, bluzę mundurową w kolorze khaki i płaszcz wojskowy, a na nogach wielkie oficerki.

Siedemnastoletnia Obdulia Serrano zauważyła na jego szyi srebrny łańcuszek z krzyżykiem. Na pewno katolik, pomyślała. Obdulia dostała zadanie sprowadzenia oficera z jednostki obrony tej części wybrzeża. Tuzin żołnierzy z hiszpańskiego 72. Pułku Piechoty maszerował tą plażą kilka godzin wcześniej, jak czynił to - w zasadzie bezcelowo - w większość poranków. Teraz żołnierze urządzili sobie sjestę pod drzewami. Oficer polecił dwóm ze swoich żołnierzy pilnować ciała, na wypadek gdyby ktoś próbował przeszukać mu kieszenie, i niechętnie poszedł po przełożonego.

Człowiek, którego nigdy nie było

Zapachy rosnącego wśród wydm dzikiego rozmarynu i jakarandy nie były w stanie zneutralizować fetoru rozkładu. Nad ciałem bzyczały muchy. Żołnierze odwrócili się pod wiatr. Ktoś poszedł po osła, który zawiezie ciało do odległej o sześć kilometrów wioski Punta Umbria. Stamtąd będzie można zabrać je łodzią na drugą stronę ujścia rzek, do Huelvy. José Antonio Rey María, nieświadom zdarzeń, które właśnie zapoczątkował, pchnął łódkę z powrotem na morze i wrócił do wypatrywania sardynek.

Dwa miesiące wcześniej w malutkim, zasnutym dymem tytoniowym pokoju sutereny budynku Admiralicji w Whitehall dwóch mężczyzn głowiło się nad zagadką własnego autorstwa: jak stworzyć człowieka z niczego, człowieka, którego nigdy nie było.

Młodszy z nich był wysoki i chudy, nosił grube okulary i sumiaste wąsy charakterystyczne dla lotników, które nawijał sobie na palec, kiedy mocno się koncentrował. Drugi, elegancki i trochę ospały, miał na sobie mundur marynarki wojennej i pociągał z zakrzywionej fajki, która złowróżbnie syczała i trzaskała. W tej dusznej podziemnej jaskini nie było okien, światła dziennego ani wentylacji. Ściany były obwieszone wielkimi mapami, a na suficie widniały tłuste, żółte nikotynowe plamy. Kiedyś przechowywano tu wino; teraz pokoik mieścił sekcję brytyjskiej Security Service złożoną z czterech oficerów wywiadu, siedmiu sekretarek i maszynistek, sześciu maszyn do pisania, rzędu zamkniętych na klucz szaf na dokumenty, tuzina popielniczek oraz dwóch telefonów szyfrujących.

Izba rozrachunkowa sekretów, kłamstw i szeptów

Sekcja 17M była tak tajna, że o jej istnieniu wiedziało zaledwie dwadzieścia osób z zewnątrz. Pokój 13 Admiralicji był izbą rozrachunkową sekretów, kłamstw i szeptów. Codziennie napływały tutaj najbardziej śmiercionośne i cenne dane wywiadowcze: odszyfrowane wiadomości, plany podstępów, dane o ruchach wojsk nieprzyjaciela, zaszyfrowane raporty szpiegowskie i inne tajemnice. W tym piwnicznym pokoiku były analizowane, oceniane i przekazywane do odległych części świata - broń i amunicja w tajnej wojnie.

Dwaj oficerowie - ten z fajką i ten z wąsami - odpowiadali także za koordynowanie działań agentów i podwójnych agentów, wywiad i kontrwywiad, informację i dezinformację: przekazywali nieprzyjacielowi kłamstwa, które przynosiły szkodę, a także informacje, które były prawdziwe, lecz nieszkodliwe; kierowali działalnością dobrowolnych szpiegów, tych, których przymuszono do służby, a także tych, którzy nie istnieli. Teraz, w szczytowym momencie wojny, przystąpili do tworzenia szpiega różniącego się od wszystkich pozostałych: tajnego agenta, który był nie tylko fikcyjny, ale też martwy.

Potajemny świat

Fałsz był jego najbardziej charakterystyczną cechą. Szpieg ten był czystym wytworem wyobraźni, bronią w wojnie jakże innej niż ta kojarzona z bitwami, bombami i kulami. Najlepiej widać wojnę toczoną za pomocą dowództwa, odwagi, taktyki i brutalnej siły; konwencjonalną walkę, która przyjmuje formę ataku i kontrataku, linii na mapie, liczb, łutów szczęścia i pecha. Ta wojna zazwyczaj przyjmuje barwę czerni, bieli i krwawej czerwieni, są w niej zwycięzcy, przegrani i ofiary: dobrzy, źli i martwi. Ale jest też drugi, mniej widoczny rodzaj konfliktu, rozgrywany w odcieniach szarości, walka oszustw, uwiedzeń i złej wiary, trików i zwierciadeł, w której prawda musi być chroniona, jak ujął to Churchill, "przez strażników kłamstw".

Walczący w tej wojnie wyobraźni rzadko byli tymi, którymi się wydawali, gdyż potajemny świat, gdzie fikcja i rzeczywistość raz bywają wrogami, innym zaś razem sojusznikami, przyciąga umysły subtelne, giętkie i często niesłychanie dziwne. Trup leżący na wydmach w Punta Umbria był podstawiony. Kłamstwa, które miał przy sobie, powędrują do Madrytu, a stamtąd do Berlina. Przebędą drogę od lodowatego szkockiego jeziora na brzegi Sycylii, z fikcji do rzeczywistości i z pokoju 13 Admiralicji aż na biurko Hitlera.

Zaintrygowała cię ta historia? Więcej dowiesz się z książki Bena Macintyre "Oszukać Hitlera. Największy podstęp w dziejach wywiadu", skąd pochodzi powyższy fragment. Wydanej nakładem wydawnictwa Znak książki szukaj w księgarniach.

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szpieg | Adolf Hitler | II wojna światowa | Hiszpania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy