Ostatnia kompania
Komandosi australijscy przez prawie rok prowadzili w Timorze Wschodnim wojnę partyzancką przeciw japońskim okupantom.
Niewykonalne zadanie
Pułkownik Nico van Straten, który został dowódcą holenderskiego garnizonu, w grudniu miał pod swoją komendą ponad 600 żołnierzy. Jedynym ich ciężkim uzbrojeniem były cztery 75-milimetrowe armaty i cztery samochody pancerne. Portugalia dysponowała w swej części Timoru zaledwie około 150 żołnierzami.
Komandosi zdobyli serca tubylców
Bez zgody władz w Lizbonie, ale za to za aprobatą większości mieszkańców portugalskiego Timoru, między 17 a 22 grudnia 1941 roku ponad 400 australijskich komandosów i żołnierzy holenderskich przerzucono do Dili, stolicy Timoru Wschodniego. Część z nich rozmieszczono niewielkimi pododdziałami w różnych miejscowościach portugalskiej kolonii. Rozbieżne postrzeganie obecności aliantów przez administrację kolonialną i osadników nie było przypadkowe. Znaczna część tych ostatnich to zesłańcy polityczni. Nie darzyli sympatią reżimu António de Oliveiry Salazara. Komandosi natomiast szybko zdobyli serca autochtonów dzięki temu, jak ich traktowali.
Oddziały japońskie z 228 Grupy Pułkowej (z 38 Dywizji Piechoty), którą dowodził pułkownik Sadashichi Doi, wylądowały w rejonie Dili w nocy z 19 na 20 lutego 1942 roku. Miasto obsadzali Holendrzy, a lotnisko ? 2 Sekcja australijskich komandosów (18?20 osób). Pozostali żołnierze samodzielnej kompanii zajmowali pozycje na wzgórzach na zachód i południe od Dili. Do takiej dyslokacji przyczyniła się między innymi szerząca się malaria (w górach nie było roznoszących ją komarów).
Najcięższą, trwającą całą noc walkę stoczono o lotnisko. W końcu dowódca sekcji porucznik McKenzie rozkazał swoim ludziom, by zaczęli się wycofywać, zanim wróg się zorientuje, jak jest ich mało. Przed opuszczeniem lotniska Australijczycy dokonali na nim zniszczeń. Jak podaje Brad Manera, na pasie startowym było 200 zabitych Japończyków. Ich straty wzrosły o kilkudziesięciu ludzi, gdy wycofujący się na wzgórza komandosi urządzili zasadzkę na swych prześladowców. Sami stracili siedmiu żołnierzy.
Pech 7 Sekcji
W tych okolicznościach podpułkownik Leggatt rozkazał swym żołnierzom zniszczyć lotnisko Penfui i wycofywać się w kierunku Champlong. Sytuacja stała się krytyczna, gdy na ich drodze pojawili się japońscy spadochroniarze, których zrzucono w rejonie Usua. Kończyła się amunicja i rosła liczba rannych, więc 23 lutego 1942 roku podpułkownik Leggatt poddał się ze 1123 żołnierzami w Irekum. Japońskie lotnictwo nie wiedziało o kapitulacji Australijczyków i zaatakowało znajdujące się w pobliżu siebie kolumny pojazdów obu armii, co przyniosło im straty we własnych szeregach. Zniszczono między innymi cztery czołgi.
Tymczasem żołnierze 2 Samodzielnej Kompanii, którzy przeżyli starcie z inwazyjnymi siłami japońskimi, wycofali się w timorskie góry i rozpoczęli działania partyzanckie. Ich bazami były między innymi miejscowości Remexio i Darlau, leżące na południe od Dili. Atutem australijskiej jednostki było to, że służyli w niej żołnierze wyszkoleni w różnych specjalnościach. Ponadto z aliantami sympatyzowała nie tylko większość portugalskich kolonistów, których było zaledwie kilkuset, lecz także autochtoniczna ludność. Dzięki temu mogli liczyć na przewodników, żywność i schronienie.
Problemem początkowo był brak radiostacji, przez co komandosi nie mogli poinformować Australii, że kontynuują walkę. Na szczęście wśród nich znajdowali się łącznościowcy i udało się im zbudować prowizoryczną radiostację o nazwie Winnie the War Winner i w kwietniu nawiązać za jej pomocą kontakt z Darwin. Niebawem lotnictwo australijskie rozpoczęło zrzuty zaopatrzenia.
"Tygrys Singapuru"
W maju 1942 roku japońskie dowództwo wysłało przeciwko alianckim partyzantom oddziały dowodzone przez majora o nieustalonym nazwisku, który nosił przydomek "Tygrys Singapuru". Australijski snajper zastrzelił go w czasie jednej z zasadzek, a reszta Japończyków po stracie kilkudziesięciu ludzi wycofała się do Dili.
24 maja 1942 roku na łodzi latającej Catalina ewakuowali się z wyspy brygadier Veale i podpułkownik van Straten. Dowódca komandosów Alexander Spence, który tam pozostał,
otrzymał natomiast awans na podpułkownika. 3 czerwca dowódca wojsk australijskich generał Thomas Blamey zaproponował odbicie Timoru lub wycofanie stamtąd większości żołnierzy. Ocenił, że do desantu potrzebne byłyby dwie brygady, a może nawet cała dywizja. Ostatecznie dowództwo alianckie postanowiło kontynuować działania partyzanckie na Timorze.
Do wschodniego Timoru przerzucono też posiłki australijskie - 450-osobową 2/4 Samodzielną Kompanię - nazwane Lancer Force. Podczas tej operacji 23 września na południe od portu Betano na mieliznę wszedł australijski niszczyciel "Voyager". Unieruchomiony okręt zaatakowały japońskie samoloty. Załoga została ewakuowana do Australii przez inne jednostki. Nieszczęsnego "Voyagera" zniszczono natomiast 25 września, detonując ładunki wybuchowe.
Niechęć do Europejczyków
11 listopada Timor opuścił podpułkownik Spence. Jego następcą na stanowisku dowódcy sił alianckich został major Bernard Callinan, dowódca 2 Samodzielnej Kompanii. W końcu listopada wydał on rozkaz wycofania z wyspy 190 wyczerpanych żołnierzy holenderskich i zastąpienie ich niewielkim pododdziałem. Z Holendrami miało odpłynąć 150 Portugalczyków. Niestety w trakcie operacji luzowania doszło do tragedii. Japońskie samoloty zatopiły 1 grudnia 1942 roku korwetę "Armidale". Zginęło 40 członków załogi okrętu i 60 holenderskich żołnierzy.
Tymczasem alianci byli zaangażowani w wyczerpujące walki na Nowej Gwinei i Guadalcanal. Zapadła więc decyzja o zakończeniu działań na Timorze. Od 11 do 19 grudnia wyspę opuściło w trzech rejsach 357 żołnierzy Sparrow Force. Byli wyczerpani walką i chorobami. Na pokład holenderskiego niszczyciela "Tjerk Hiddes" zabrano 192 wojskowych holenderskich i 69 portugalskich cywilów. Na początku 1943 roku dowództwo alianckie postanowiło wycofać z Timoru też Lancer Force. Większość komandosów i 50 Portugalczyków zabrał w nocy z 9 na 10 stycznia australijski niszczyciel "Arunta". Na wyspie pozostały, złożony z około 20 ochotników, oddział wywiadowczy S Force oraz grupa z Jednostki Specjalnej Z. Wkrótce ich obecność odkryli Japończycy, więc oni też musieli opuścić wyspę. 10 lutego 1943 roku zabrał ich na pokład amerykański okręt podwodny "Gudgeon"
Stałe zagrożenie
Długotrwały opór na Timorze miał wpływ na poprawę morale żołnierzy alianckich przybitych klęskami ponoszonymi w pierwszych miesiącach wojny z Imperium Słońca. Komandosi partyzanci byli jedyną zwartą aliancką jednostką, która kontynuowała opór na pobitych przez Japończyków w pierwszej połowie 1942 roku terytoriach Azji Południowo-Wschodniej. Związali oni walką tysiące wrogich żołnierzy, których brak być może przesądził o zwycięstwach aliantów na Nowej Gwinei i Guadalcanal.
Pomimo wycofania się z Timoru australijskich żołnierzy dalej walczyli tam miejscowi partyzanci zwani criados. Na wyspę przerzucano też komandosów z Jednostki Specjalnej Z, w tym przeszkolonych w Australii Timorczyków. Skończyło się to kompromitacją, ponieważ Japończycy schwytali pierwszą grupę, która przybyła w 1943 roku, i przejęli książki kodów. Korzystając z nich, przygotowali misterną pułapkę. Przekonali zwierzchników komandosów, że prowadzą udane działania, co zaowocowało zrzutami zaopatrzenia i następnych grup komandosów w 1944 roku. Te po wylądowaniu były szybko wyłapywane. W sidła tej mistyfikacji wpadli też sprzyjający aliantom Timorczycy.
W trakcie niemal rocznych walk na Timorze zginęło 450 aliantów. Ponad tysiąc żołnierzy trafiło do niewoli, której wielu nie przeżyło. Straty wroga przekroczyły dwa tysiące zabitych w walce. Nie jest to jednak pełny bilans tej kampanii. Niezwykle wysoką cenę za wsparcie udzielone aliantom zapłaciła ludność cywilna. Szacuje się, że w trakcie japońskiej okupacji straciło życie od 40 tysięcy do 70 tysięcy Timorczyków.
Portugalską część wyspy zamieszkiwało 450-500 tysięcy autochtonów, dwa tysiące Chińczyków, kilkuset Portugalczyków oraz niewielkie grupy Arabów i Japończyków. Na zachodzie wyspy żyło 400 tysięcy etnicznych Timorczyków oraz od czterech do pięciu tysięcy Holendrów, Chińczyków i Arabów.
Tadeusz Wróbel
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.