Polacy w kosmicznym wyścigu zbrojeń
Jest rok 1964. Trwa zimna wojna oraz podbój kosmosu. Światowe mocarstwa wysyłają już na orbitę satelity i ludzi, a kolejnym krokiem ma być lądowanie człowieka na księżycu...
Historia składa się z niezliczonej ilości epizodów, zaś przełomowe wydarzenia są jedynie finałem związków przyczynowo-skutkowych. W cieniu pozostaje wiele faktów i ludzi je tworzących. Tak też jest z poniższą historią. Jak zwykle na naszych łamach zajmiemy się eksploracją, lecz w tym wypadku nie podziemnych budowli, czy pól bitewnych. Tym razem będziemy musieli sięgnąć gwiazd...
Udało się bowiem dotrzeć do przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej niezwykle interesujących materiałów. Dotyczą one współpracy pomiędzy Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i KGB w latach 60. Sprawa jest o tyle ciekawa, że ociera się o zimnowojenną rywalizację mocarstw w zakresie podboju kosmosu. Brzmi nieprawdopodobnie. Co więcej, bezpośrednio wiąże się z kontrowersyjną postacią niemieckiego konstruktora rakiet Wernhera von Brauna. Aby jednak treść owych dokumentów zaprezentować właściwie, należy nakreślić odpowiednie tło wydarzeń. Cofnijmy się zatem w pionierskie lata eksploracji przestrzeni kosmicznej.
Prolog
W wyścigu kosmicznym pierwsze trzy rozdania należały do Związku Radzieckiego, który tylko w roku 1957, w krótkich odstępach czasu wystrzelił swój pierwszy balistyczny pocisk międzykontynentalny (R7 Semjorka), umieścił sztucznego satelitę ziemi w przestrzeni kosmicznej (Sputnik 1) i wysłał w kosmos nieszczęsnego psa o imieniu Łajka (Sputnik 2).
Ameryka była w szoku. Tym większym, że według ówczesnych ekspertyz Stany Zjednoczone reprezentować miały o wiele wyższy poziom technologiczny niż Sowieci. Lecz Waszyngton był wkrótce gotowy na spektakularny rewanż. Już w styczniu kolejnego roku z powodzeniem zakończyła się misja Explorer 1, która zaowocowała wyniesieniem na orbitę amerykańskiego satelity naukowego, zaś 12 miesięcy później pierwszego w historii satelity telekomunikacyjnego.
Rosjanie są jednak krok do przodu i w roku 1959 osiągają kolejny sukces w dziedzinie podboju kosmosu. Wysyłają pierwsze międzyplanetarne sondy bezzałogowe w kierunku księżyca. W trakcie trzech misji o oznaczeniu Łuna 1, 2 i 3 udaje się zdobyć wiele informacji na temat srebrnego globu, m.in. zrobić zdjęcie ciemnej strony księżyca oraz dotrzeć sondą na jego powierzchnię. Lecz wciąż najpoważniejsze wyzwanie na tym etapie, jakim było wysłanie w kosmos człowieka czekało na realizację. Zaznaczmy, wyzwanie niezwykle prestiżowe i ważne ze względów politycznych. Mocarstwo, które tego dokona będzie dzierżyć pozycję lidera w kosmicznym wyścigu.
Co więcej, sami piloci mieli jedynie świadomość, że przygotowują się do lotu specjalnego, zaś prawdziwego celu zaawansowanego treningu mogli się jedynie domyślać, i to w samotności. Odizolowani od reszty świata w gwiezdnym miasteczku pod Moskwą, pilnie strzeżeni przez KGB, nie mogli rozmawiać o projekcie nawet między sobą, nie wspominając już o własnych żonach.
W roku 1960 Amerykanie i Rosjanie idą "łeb w łeb" w swych pracach nad lotem załogowym w kosmos. Jeszcze w marcu 1961 roku sam Siergiej Koroliow (nieznany wówczas opinii publicznej), genialny twórca sowieckiego programu kosmicznego określa szansę misji na 50 proc. Lecz już miesiąc później wszystko stało się jasne. 11 kwietnia 1961 roku Jurij Gagarin zostaje pierwszym kosmonautą, zapewniając Sowietom przewagę w kosmicznym wyścigu. Ameryka ponownie zostaje upokorzona. Tym razem nie na długo. Niecały miesiąc później Alan Shepard został pierwszym Amerykaninem i jednocześnie pierwszym "wolnym człowiekiem", który osiągnął orbitę okołoziemską.
Kierunek księżyc...
Był to jednak szczytowy moment potęgi kosmicznej Rosjan. Niedługo role miały się odwrócić. Co więcej, Amerykanie, mimo buńczucznych przechwałek grubiańskiego Nikity Chruszczowa o dalszych planach eksploracji kosmosu, już o tym wiedzieli. Informacje potwierdzające wyczerpywanie się radzieckiego potencjału dotarły również do Waszyngtonu za pośrednictwem słynnego szpiega Olega Pieńkowskiego. Trzeba przyznać, że Amerykanie potrafili nową sytuację wykorzystać i przejść do skutecznej kontrofensywy. Tym bardziej, że do ostatecznego wejścia na podium kosmicznej rywalizacji pozostawało lądowanie na Księżycu, mające przyćmić dotychczasowe osiągnięcia.
Srebrny Glob był czymś znacznie więcej niż tylko powierzchnią, na której należało wylądować. Przede wszystkim miało to być największe technologiczne osiągnięcie ludzkości. Lecz w zimnowojennej sferze rywalizacji mocarstw była to prawdopodobnie, a może nawet głównie kwestia polityczna i ideologiczna, wykazująca wyższości systemów. Strona, której udałoby się osiągnąć ten sukces, ostatecznie potwierdziłaby pozycję lidera.
Najtrudniejszym, ale i najważniejszym wyzwaniem przy opracowaniu koncepcji lotu załogowego na księżyc była budowa odpowiedniej rakiety nośnej. W tej kwestii Amerykanie mieli spory potencjał naukowy, doświadczenie oraz przede wszystkim Wernhera von Brauna.
Niemiecki konstruktor broni "V" przejęty wraz z grupą specjalistów w 1945 roku stworzył niemal od podstaw potęgę rakietową Stanów Zjednoczonych. Jako szef podlegającej siłom lądowym Wojskowej Agencji Pocisków Balistycznych (ABMA) i późniejszy dyrektor Centrum Lotów Kosmicznych NASA im. Marshalla przyczynił się do powstania przełomowych konstrukcji rakiet takich jak Jupiter czy Saturn - obsługujących czołowe misje kosmiczne USA. Postać ta miała więc kluczowe znaczenie przy realizacji projektu Apollo, mającego na celu lądowanie na księżycu.
29 kwietnia 1961 roku Wernher von Braun wystosował list do Lyndona Johnsona, ówczesnego viceprezydenta Stanów Zjednoczonych i jednocześnie wielkiego zwolennika eksploracji kosmosu. Zapewnił w nim możliwość wyprzedzenia Rosjan w wyścigu kosmicznym, a także przewidywał, że Stany Zjednoczone mają duże szanse wylądowania na księżycu przed Rosjanami.
Dziś wiemy, że jego ówczesne prognozy spełniły się całkowicie. Dwa tygodnie później prezydent John F. Kennedy ogłosił oficjalnie, że przed końcem dekady człowiek stanie na Srebrnym Globie. Projekt Apollo zyskał najwyższy priorytet. Dwa lata później John F. Kennedy w nigdy nie wygłoszonym przemówieniu, przygotowanym do odczytu na wiecu wyborczym w Dallas feralnego dnia zamachu (22 listopada 1963 roku) miał ogłosić przejęcie inicjatywy w wyścigu kosmicznym przez Stany Zjednoczone:
"Mówiąc o sile mam na myśli odstraszanie i opór przed agresją i atakiem. Lecz w dzisiejszym świecie wolność może być utracona przemocą, w takim samym stopniu jak zmanipulowanymi wyborami, bez jednego wystrzału. Sukces naszego przywództwa zależy od uznania wyższości demokracji nad tyranią, a także w równej mierze od zaawansowania naszych rakiet (...). Również dlatego odzyskaliśmy inicjatywę w zakresie eksploracji przestrzeni pozaziemskiej, osiągając w tej dziedzinie, tylko w ciągu tego roku więcej, niż w całych latach pięćdziesiątych, wystrzeliliśmy ponad 130 pojazdów na orbitę okołoziemską umieszczając tam niezwykle przydatne satelity meteorologiczne i telekomunikacyjne - tym samym pokazując wyraźnie wszystkim, że Stany Zjednoczone Ameryki nie zakończą rywalizacji w kosmosie na drugim miejscu. Działania te są kosztowne, lecz ponosimy ten ciężar w imię wolności i dla Ameryki. Od tego momentu wolny świat nie powinien obawiać się wiodącej roli komunistów w kosmosie, i ich ciągłych zapewnień o własnej wyższości mającej podłoże w przewadze militarnej. Od tego momentu nie ma wątpliwości co do pozycji amerykańskiej nauki, amerykańskiego przemysłu, amerykańskiej edukacji i amerykańskiego systemu wolnej przedsiębiorczości. Nasz kosmiczny program przynosi wielkie korzyści, jest przejawem naszej zaradności i narodowej siły (...)".
Było już wtedy jasne kto przejmie pałeczkę lidera w dalszej części kosmicznego wyścigu. Nie były to twierdzenia gołosłowne, gdyż faktycznie, pomimo kilku późniejszych sukcesów pozycja Związku Radzieckiego zaczęła słabnąć. Tym samym dochodzimy do sedna sprawy...
Prosimy o umożliwienie wykorzystania posiadanych przez was materiałów uzupełniających w tym zakresie, mogących posłużyć do skompromitowania von Brauna i innych niemieckich specjalistów. W związku z tym prosimy o przesłanie nam informacji ze szczególnym uwzględnieniem:
- faktów masowego wyniszczenia więźniów w obozie koncentracyjnym na wyspie Uznam i odpowiedzialności za to administracji ośrodka rakietowego w Peenemünde, w tym Wernhera von Brauna;
- materiałów archiwalnych /instrukcje, dyrektywy, rozkazy i.t.d./ odnoszących się do reżimu panującego w obozie i powiązaniu administracji z oddziałami SS i SD; wspomnienia, zeznania pozostałych przy życiu więźniów obozu świadczące o tym , że administracja i osobiście von Braun wiedzieli o sytuacji panującej w obozie;
- inne informacje, które można byłoby wykorzystać przeciwko von Braunowi i innym niemieckim specjalistom rakietowym z Peneemünde.
Zelenow, 6 luty 1964".
Naczelnik wydziału, ppłk Adam Krukowski długo zapewne zastanawiał się co począć z nietypową prośbą radzieckich towarzyszy z "organów bezpieczeństwa państwowego ZSRR". Sprawa wydawała się poważna, posiadała klauzulę tajności, wymagała więc szczególnej dyskrecji. Poza tym współpraca z KGB opierała się na specjalnych zasadach. Lecz najwyraźniej czas nie odgrywał tu specjalnej roli, gdyż dopiero po dwóch tygodniach szef wydziału zagranicznego zaczął realizować zlecenie bratnich służb.
Być może trochę czasu zajęło ustalenie do jakich instytucji i organów skierować się z zapytaniem, a także przetłumaczyć z rosyjskiego pełną treść korespondencji. Tak czy inaczej zapytanie towarzyszy radzieckich zostało przekazane do Centralnego Archiwum MSW, Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Pisma zostały również wysłane do Departamentu I (wywiad) i II (kontrwywiad) MSW, a także Wydziału II Biura "C" (Biuro Ewidencji Operacyjnej). Wszędzie więc tam, gdzie spodziewano się odnaleźć poszukiwanych przez Rosjan informacji. Nieco później o współpracę poproszono Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej w Szczecinie.
Kiepski plon
Musimy jednak rozczarować zwolenników teorii, jakoby nieprzebrane archiwa Służby Bezpieczeństwa zawierały niezwykle interesujące materiały dotyczące tajnych technologii III Rzeszy i ich twórców. Mimo intensywnych poszukiwań i obszernej korespondencji nie odnaleziono interesujących KGB materiałów, a sam von Braun nie był ujęty w żadnej ewidencji, nie figurował również w jakiejkolwiek kartotece resortu. Również GKBZHwP, zajmująca się w głównej mierze zbrodniami nazistowskimi na ziemiach polskich nie dysponowała poszukiwanymi materiałami obciążającymi konstruktora.
Stosunkowo najobszerniejszą odpowiedź ppłk Krukowski otrzymał od z-cy Komendanta Wojewódzkiego MO do Spraw Bezpieczeństwa w Szczecinie, gdzie skierował zapytanie, zapewne ze względu na bezpośredni nadzór tej struktury nad sąsiadującym z wyspą Uznam (po niemieckiej stronie granicy) terenem wyspy Wolin. Co prawda naczelnik Wydziału Zagranicznego Gabinetu MSW musiał milicjantów z Pomorza nieco pogonić, gdyż, jak wynika z chronologii obiegu korespondencji, 3 miesiące zwlekali z jakimkolwiek odzewem. Tak czy inaczej poskutkowało, bo najwyraźniej przeprowadzili w tej sprawie dodatkowe dochodzenie. Jego wyniki były jednak mizerne. Udało się jedynie ustalić ogólne informacje mające niewiele wspólnego z działalnością von Brauna.
Ciekawostką niech będzie fakt, że w przesłanym raporcie wspomniana została "wyrzutnia rakietowa" w miejscowości Wickowo. Zapewne wtedy jeszcze pozostałości po eksperymentalnym dziale wielokomorowym nieopodal Międzyzdrojów, nie były kojarzone z projektem V-3, a z prowadzonymi na wyspie Uznam badaniami nad rozwojem pocisków V1 i V2.
Plon poszukiwań na terenie Polski materiałów obciążających Wernhera von Brauna był zatem żaden. Zapewne więcej danych udało się KGB zebrać w archiwach wschodnioniemieckich. Najwyraźniej jednak i te nie były rewelacyjne, gdyż jak wiemy nigdy nie udało się wystarczająco zdyskredytować konstruktora w świetle opinii publicznej. Chociaż, trzeba przyznać, że jego nazistowska przeszłość była tematem licznych dyskusji i publikacji, zarówno za jego życia jak i po śmierci.
Motyw
W tej niezwykle interesującej sprawie znacznie ciekawsze jest właściwie tło i motywy działań podjętych przez KGB, niż ich mizerne efekty. Choć nie znamy dokładnie szerszego kontekstu warto przeanalizować przyczyny podjętych działań.
Wraz z końcem zimnej wojny i upadkiem Związku Radzieckiego ujawnionych zostało wiele szczegółów dotyczących działań radzieckich służb specjalnych. Publikacja zaś w połowie lat 90. "Archiwum Mitrochina" niemal wstrząsnęła współczesnym światem. Wstrząsnęła, gdyż okazało się, że obszar i skala działań KGB była znacznie większa niż się do tej pory wszystkim wydawało (chyba, że sprawa Mitrochina to również prowokacja KGB).
Obok typowych działań wywiadowczych sowieckie służby wpływać miały na niemal wszystkie sfery życia publicznego, polityki, gospodarki czy nauki, manipulując faktami tak, aby wytworzyć oczekiwane przez Związek Radziecki efekty, zgodne z linią ideologiczną i polityczną Komitetu Centralnego. Były to działania prowadzone z mniejszym lub większym powodzeniem na całym globie. Szczególne znaczenie miały akcje dezinformacyjne oraz propagandowe mające dyskredytować przeciwników lub rywali niemal na każdym polu.
Przedstawiony powyżej przykład zaangażowania polskiego MSW do działań wymierzonych w Werhnera von Brauna, zapewne był elementem zakrojonej na szeroką skalę manipulacji. Zaledwie wierzchołek góry lodowej znacznie większego przedsięwzięcia.
Brunatna przeszłość niemieckiego konstruktora rakiet była wielokrotnie i niemal od samego początku jego działalności w Stanach Zjednoczonych postrzegana negatywnie. Nie przeszkodziło to jednak by mógł rozwinąć amerykański program kosmiczny i doprowadzić do lądowania człowieka na księżycu. Jednak sława, popularność i wizerunek medialny jako bohatera narodowego Stanów Zjednoczonych, a także niewątpliwe zasługi w rozwoju technologii rakietowych, wpływających istotnie na wzrost potęgi militarnej USA były zbyt silne, by móc dostatecznie skompromitować jego osobę. Z kolei aby prezentować postać konstruktora przez pryzmat jego nazistowskiej przeszłości nie potrzeba było machlojek KGB. Artykuły, czy niepochlebne opinie o nim pojawiałyby się i tak bez manipulacji Rosjan.
Epilog
Wernher von Braun jako wizjoner eksploracji kosmosu oraz główny realizator amerykańskiego programu kosmicznego, musiał być "solą w oku" Rosjan od samego początku. Przede wszystkim dlatego, że wraz z grupą najbliższych współpracowników poddał się Amerykanom. Wiedza tego zespołu, doświadczenie oraz dokumentacja techniczna jaką skompletowali miała służyć Stanom Zjednoczonym, a nie polującym również na nazistowskie technologie i naukowców Sowietom. Służyła na tyle dobrze, że USA ostatecznie została do dziś jedynym supermocarstwem, zaś Związek Radziecki przestał istnieć.
Piotr Maszkowski