Program Perkoz odłożony. Średnia wieku śmigłowców to 43 lata
Telenowela z zakupem śmigłowców dla Sił Zbrojnych RP trwa nadal. Od 2016 roku rząd nie potrafi przeprowadzić przetargu, skutkiem tego są mikrozakupy śmigłowców z półki, które dobrze wyglądają jedynie w partyjnych mediach.
Ministrowie obrony narodowej z nadania Prawa i Sprawiedliwości obiecywali wojsku nowy sprzęt niemal na każdym spotkaniu. Od 2016 roku można było przeczytać albo usłyszeć z ust ministra Antoniego Macierewicza, że "Ministerstwo Obrony Narodowej będzie zmierzało w toku całego procesu wyposażania polskich Sił Zbrojnych w co najmniej 50 śmigłowców do tego, żeby każda z fabryk produkujących w Polsce. mogła dostarczyć niezbędny Siłom Zbrojnym sprzęt".
W przypadku min. Mariusza Błaszczaka ciężko jest usłyszeć takie deklaracje. Ostatnia dotyczyła jedynie programu Miecznik - zakupu nowych okrętów dla Marynarki Wojennej. W innych przypadkach wszelkie postępowania są przykryte szczelną zasłoną tajemnicy. Komunikacja ministerstwa w zasadzie nie istnieje. MON jako jedyny resort nie posiada rzecznika prasowego.
Na pytania odpowiadają anonimowi urzędnicy. Dlatego nie może dziwić, że kolejne postępowanie zostało odwołane niemal w całkowitej ciszy. Dopiero seria pytań dziennikarzy, potwierdziła przecieki, o których poinformował na Twitterze Marek Świerczyński. Wnioski z uzyskanych informacji nie są najlepsze. Zwłaszcza dla Wojsk Lądowych, których śmigłowce są już wiekowe i bezzębne.
Siły Zbrojne RP posiadają obecnie 248 śmigłowców aż jedenastu typów. Ponad połowa z nich ma ponad 30 lat, a średnią wieku obniżają kupione niedawno śmigłowce szkolne i cztery nadające się głównie do szkolenia, śmigłowce S-70i. W sumie, jak podaje Tomasz Dmitruk z "Dziennika Zbrojnego", aż 68 śmigłowców ma za sobą powyżej 41 lat służby!
Perkoz odleciał?
Program Perkoz w zamierzeniach miał wyłonić następcę śmigłowców Mi-2, których obecnie jest 58 sztuk. Popularne "czajniki" służą w Siłach Zbrojnych RP już od 54 lat i na razie ich następców nie było widać nawet w dalszej przyszłości. Od marca 2019 roku MON prowadził negocjacje z należącym do Włochów PZL Świdnik w sprawie remontów śmigłowców.
Z tego jednak nic nie wyszło. Sam Świdnik był średnio zainteresowany, a Siły Zbrojne, po doświadczeniach z przeciągającymi się przeglądami i remontami sokołów i anakond, nie pałały chęcią przekazania śmigłowców na czas nieokreślony i bez gwarancji wykonania zlecenia w zadowalający sposób.
MON planował zakup 32 śmigłowców, które miały za zadanie wsparcie bojowe oddziałów lądowych z możliwością prowadzenia zaawansowanego szkolenia lotniczego, powinny mieć możliwość służenia jako powietrzne centrum dowodzenia, posiadać zdolności do prowadzenia rozpoznania, a także posiadać możliwości prowadzenia walki elektronicznej.
Wojsko miało nadzieję, że jeśli dojdzie do przetargu, co nie miało miejsca od 2016 roku, to przynajmniej częściowo uda się zapełnić lukę w polskim systemie obrony. Perkoz miał zastąpić planowane programy śmigłowców dowodzenia W-3PPD Gipsówka i walki elektronicznej W-3RR Procjon. Co z pozostałymi wersjami? Nie wiadomo.
Brak planowania
Inspektorat Uzbrojenia planował, że ogłoszony w zeszłym roku dialog techniczny potrwa od lipca do grudnia 2020 roku. Tymczasem został wstrzymany bezterminowo bez podania przyczyny. Te tradycyjnie są niejawne.
Oznacza to, że zakup nowych śmigłowców, albo modernizacja starszych modeli przesunie się o kolejny rok. Takie łatanie i mikro-zakupy są pokłosiem decyzji rządu PiS dotyczącego zerwania umowy na zakup śmigłowców wielozadaniowych w 2016 roku. Warto przypomnieć, że najmłodszy Mi-2 ma 34 lata i jest starszy od niektórych pilotów, którzy nim latają.
A nie jest to jedyny problem Sił Zbrojnych. Wycofywane są także najstarsze Mi-8 Wojsk Lądowych m.in. z 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. Po odrzuceniu umowy na caracale w 2016 roku nowego przetargu na śmigłowce dla Wojsk Lądowych nie rozpisano i na razie takich planów nie ma. W dodatku niedawno Wojska Lądowe straciły w wypadku jeden z Mi-17 wyprodukowanych w latach 80., dodatkowo uszczuplając stan maszyn.
Nie jest żadną tajemnicą, że polskie śmigłowce szturmowe Mi-24 od wielu lat nie posiadają żadnej zdolności do niszczenia czołgów i jakichkolwiek ciężej opancerzonych pojazdów potencjalnego przeciwnika. Mi-24 wysłane na zagraniczne misje były uzbrojone jedynie w broń strzelecką i niekierowane pociski rakietowe 57 mm.
Ponadto problem stanowią resursy tych maszyn, które dość szybko się kończą i większość maszyn ma zostać wycofana do 2022 roku. Tymczasem program "Kruk", mający na celu znalezienie następcy ponownie jest odsuwany.
Z kolei do Wojsk Specjalnych trafiły cztery sztuki śmigłowców S-70i, których "dostosowywanie do wymagań SZ" właśnie się kończy, a które w zasadzie nadają się wyłącznie do szkolenia, a nie prowadzenia operacji specjalnych. Marynarka Wojenna czeka na cztery sztuki AW101, które będą dostarczone w niespotykanej nigdzie indziej na świecie wersji SAR/ASW, łączącej dwie wykluczające się funkcje - ratowniczą i zwalczania okrętów podwodnych.
Wszystko to wbrew logice i wojskowej praktyce, która mówi, że im mniejsza różnorodność sprzętu, tym łatwiej prowadzić działania logistyce. Tymczasem tworzone są mikro-floty, które sprawiają problemy logistyczne, szkoleniowe, ale z drugiej strony politycy mogą pochwalić się zakupem, który ładnie wygląda na defiladach. Wkrótce polskie śmigłowce będą się nadawały jedynie na złom, a to oznacza, że Siły Zbrojne staną przed ogromnym problemem.