Przemilczane zbrodnie
Próba obarczenia Polaków współodpowiedzialnością za eksterminację polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej nie ma szans powodzenia. Nie da się postawić znaku równości pomiędzy metodycznie realizowaną eksterminacją prawie 120 tysięcy Polaków a akcjami odwetowymi przeprowadzanymi z inicjatywy lokalnych komendantów Armii Krajowej, w których zginęło kilka tysięcy Ukraińców.
Oficjalnie nie mówiono
W PRL ze względów politycznych nie pisano i oficjalnie nie mówiono o deportacjach oraz zbrodniach popełnionych w czasie wojny na południowo-wschodnich obszarach II Rzeczypospolitej. Nie mówiono o ich skutkach, wyrażających się zmianami struktury narodowościowej na tych terenach. Nie interesowano się, dlaczego zniknęli stamtąd Polacy i dlaczego nie można dziś odnaleźć przeszło 1100 wsi i osad, w których oni mieszkali.
Na sowieckiej Ukrainie zagłada Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez wiele lat w ogóle nie istniała w pamięci historycznej elit, a tym bardziej przeciętnego Ukraińca. Władze w Moskwie i Kijowie uznawały OUN i UPA za organizacje zbrodnicze, wiele osób stracono lub wysłano do łagrów z powodu zbrodni dokonanych na Żydach, oporu stawianego władzy sowieckiej, przynależności do OUN, służby w szeregach UPA, kolaboracji z Niemcami i udziału w formacjach zbrojnych przez nich organizowanych, ale ludobójstwo na Polakach, którego sami byli sprawcami, nie budziło ich większego zainteresowania.
Drażliwe tematy
Na ołtarzu polityki składano ofiarę z historii. Organizacje i instytucje, a także wszystkich ludzi dążących do wyjaśnienia tragicznych wydarzeń oskarżano o niecne intencje, ideologizowanie badań nad przeszłością, a nawet o zdradę interesów narodowych. Twierdzono, że nie dążą oni do ukazania prawdy o tym, co się stało, lecz chodzi im tylko o to, żeby… Ukraińcom wciąż wytykać mordy na Polakach, a ukrywać zbrodnie dokonane przez Polaków na Ukraińcach.
Przemilczaniu zbrodni sprzyjało również to, że eksterminacją objęto - poza nielicznymi wyjątkami, którymi byli najczęściej księża katoliccy - polskich chłopów i ich rodziny, prostych ludzi, niemających koneksji w kraju i za granicą, pozbawionych naturalnych przywódców narodowych i społecznych oraz duchowych przewodników. Większość ofiar do dziś jest bezimienna.
Wielu przedstawicieli ukraińskiej elity politycznej i naukowej albo milczało o ludobójstwie na Polakach z Wołynia i Małopolski Wschodniej, albo twierdziło, że istnieją dwie prawdy o tych wydarzeniach: polska i ukraińska. Strona ukraińska wini Polaków za to, że nie powstało niepodległe państwo ukraińskie po I wojnie światowej, za wszelkie krzywdy, jakie spotkały Ukraińców, obywateli przedwojennej II Rzeczypospolitej, za akcję "Wisła", która wiosną i latem 1947 roku doprowadziła do przesiedlenia około 150 tysięcy Ukraińców z południowo-wschodnich terenów Polski na ziemie północne i zachodnie.
Czystki etniczne
Próba obarczenia Polaków współodpowiedzialnością za eksterminację polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej nie ma jednak szans powodzenia. Nie da się postawić znaku równości pomiędzy metodycznie realizowaną eksterminacją prawie 120 tysięcy Polaków a akcjami odwetowymi przeprowadzanymi z inicjatywy lokalnych komendantów Armii Krajowej lub oddziałów samoobrony, w których zginęło kilka tysięcy Ukraińców.
Masowe mordy rozpoczęte w lutym 1943 roku na Wołyniu, a później dokonywane także na obszarze Małopolski Wschodniej, były akcją systemową, w pełni przemyślaną, przeprowadzaną przez dowódców OUN-B i UPA na rozkaz komendanta UPA Kłyma Sawura (Dmytro Klaczkiwśkyj). Czystkę etniczną o znamionach ludobójczych prowadzono planowo, wieś po wsi, osada po osadzie, a ludność w okrutny sposób mordowano. Oczyszczone w ten sposób wsie podpalano, by pozostali przy życiu nie mieli gdzie wracać. UPA niejednokrotnie mobilizowała do wykonania tego zadania pospolite ruszenie z okolicznych wsi. Ludzie ci byli uzbrojeni często tylko w siekiery, widły, cepy, za pomocą których dokonywali budzących grozę zbrodni, a potem rabowali majątek.
Dlatego nie uczestniczą oni w pseudonaukowych i propagandowych poczynaniach niektórych swoich rodaków próbujących Ukraińcom narzucić nacjonalistyczne myślenie o przeszłości. Heroizacja OUN-UPA szczególnie widoczna jest na zachodzie kraju, a towarzyszy jej tworzenie kultu ludzi splamionych czynami haniebnymi i potwornymi zbrodniami. Masowe mordy dokonane na Polakach przedstawia się jako nic nieznaczący epizod w walce o najwyższy cel - niepodległą Ukrainę.
Korzystne zmiany w politycznym nastawieniu do ujawnienia wszystkich aspektów zbrodni pojawiły się 10 lat temu. Coraz więcej osób, w tym Jacek Kuroń i Marek Siwiec, uważało, że "na Wołyniu działo się zbiorowe morderstwo (czy chcemy to nazwać czystką etniczną, czy ludobójstwem, to rzecz do dyskusji)", a "jedynym sposobem rozwiązania problemu jest prawda i dialog". W 2003 roku ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski zainspirował, w 60-lecie tragedii, obchody "wydarzeń na Wołyniu". Niestety, po uroczystościach w Porycku, w których wzięli udział prezydenci Polski i Ukrainy, Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma, sprawę wyciszono. Ale na krótko.
Tysiące zamordowanych Polaków
Z najnowszych badań wynika, że na Wołyniu zamordowano 50-60 tysięcy Polaków (w pełni zidentyfikowano 36 705 ofiar), a w Małopolsce Wschodniej 56 tysięcy (ustalono nazwiska 23 912). Do tego przerażającego bilansu trzeba doliczyć trzy tysiące Polaków zgładzonych na Polesiu. W sumie daje to ogromną liczbę 119 tysięcy ofiar.
W polskim dobrze pojętym interesie leży, aby Ukraina była krajem demokratycznym, praworządnym i zamożnym. Powinna jednak także znać swoją historię. Dlatego zbrodnię dokonaną na mieszkańcach Wołynia i Małopolski Wschodniej należy przywrócić pamięci historycznej współczesnych pokoleń nie tylko w Polsce, lecz także na Ukrainie.
Waldemar Rezmer, profesorem doktor habilitowany, specjalizuje się w historii najnowszej i wojskowej. Od 1994 roku kieruje Zakładem Historii Wojskowej w Instytucie Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu