Psy-kamikadze?! Wykorzystują czworonogi uzbrojone w bomby
Wydawało się, że przez ponad półtora roku wojny w Ukrainie zobaczyliśmy już wszystkie możliwe okrucieństwa wojny. Byliśmy w błędzie, bo psów-kamikadze jeszcze nie było...
Podczas długich miesięcy wojny w Ukrainie widzieliśmy wiele różnych ataków typu "kamikadze", po które sięgały obie strony konfliktu. Były wybuchające przy kontakcie z celem drony latające, nawodne, podwodne i lądowe, a nawet czołgi wypełnione materiałami wybuchowymi, wysyłane w stronę oddziałów przeciwnika. I chociaż rosyjska armia wielokrotnie udowodniła w czasie inwazji na Kijów swoje okrucieństwo wobec wszystkich istot żywych, o psach uzbrojonych w ładunki nie było słychać - po takie rozwiązanie sięgają jednak ormiańscy separatyści.
Psy-kamikadze. Nieludzkie metody walki
A przynajmniej tak twierdzi Azerbejdżańskie Ministerstwo Obrony, na które powołuje się twitterowy kanał Clash Report, dostarczający dotąd wiarygodne informacje o konfliktach zbrojnych na świecie. Jego zdaniem "siły ormiańskie użyły psa-kamikadze" do przeprowadzenia ataku w regionie Xocavənd, a mówiąc precyzyjniej przyczepiły do jego obroży improwizowany ładunek wybuchowy i zmusiły do skierowania się w stronę pozycji wojsk azerbejdżańskich.
Wysłali psa z bombą przywiązaną do szyi na pozycje armii azerbejdżańskiej. Azerbejdżańscy żołnierze, którzy wcześnie zorientowali się w sytuacji, zapobiegli eksplozji bomby
Warto w tym miejscu dodać, że Xocavənd jest częścią Górskiego Karabachu, czyli historyczno-geograficznego regionu położonego na obszarze Kaukazu Południowego, który jest terytorium spornym między Azerbejdżanem i Armenią.
Znowu gorąco w Górskim Karabachu
Na arenie międzynarodowej uznawany jest on za część Azerbejdżanu, ale na mocy deklaracji niepodległości z 2 września 1991 roku, rządzony przez Republikę Arcach, nieuznawaną przez żadne państwo na świecie... nawet Armenię, choć cieszy się jej "życzliwością" (przez związki z Rosją). W tle mamy tu tzw. konflikt o Górski Karabach, toczony od początku XX wieku, którego kulminacyjnym momentem była wojna z lat 1988-1994.
Od czasu jej zakończenia w 1994 roku przedstawiciele rządów Armenii i Azerbejdżanu prowadzili rozmowy pokojowe w sprawie spornego statusu regionu, ale jesienią 2020 roku w ciągu wojny trwającej zaledwie 44 dni Azerbejdżan odbił większość utraconych terytoriów i gdyby nie interwencja Kremla, ormiańscy separatyści zostaliby zupełnie pokonani. W jej efekcie w Karabachu pojawiły się rosyjskie siły "pokojowe" pilnujące korytarza laczyńskiego, czyli jedynej drogi zaopatrzeniowej prowadzącej z Armenii do Karabachu.
Tyle że Rosja, osłabiona długotrwałą inwazją na Ukrainę, nie ma już dawnej siły przebicia, więc Azerbejdżan w grudniu ubiegłego roku wprowadził blokadę wspomnianego korytarza, w kwietniu tego roku postawili tam swój oficjalny posterunek kontrolny, a od połowy czerwca blokuje ruch towarowy do republiki, w tym dostawy żywności. Nic więc dziwnego, że w ostatnich dniach coraz częściej mówi się o tym, że Armenia i Azerbejdżan ponownie znalazły się na krawędzi wojny i niestety najpewniej coraz częściej docierać będą do nas podobne informacje, jak te o psach-kamikadze.