Szorstka przyjaźń wojenna
Podczas II wojny światowej żołnierze alianckich armii walczyli nie tylko z wrogiem na froncie, lecz także między sobą na tyłach. Do historii przeszła "bitwa o Brisbane"...
Ubodzy krewni
Ówczesna propaganda pokazywała harmonijną współpracę wojsk obu państw. Rzeczywista sytuacja była bardziej złożona. Część Amerykanów traktowała sojuszników australijskich czy nowozelandzkich jak ubogich krewnych. Ci zaś uważali przybyszy z USA za żółtodziobów niemających pojęcia o wojaczce.
Diggersi, jak zwano od czasów wielkiej wojny żołnierzy z Antypodów, mieli bardzo konkretne powody, by zazdrościć jankesom. Amerykanie nie tylko dostawali wyższy żołd, lecz także dysponowali bardziej eleganckimi mundurami. Mieli też dostęp do specjalnych sklepów z towarami, które Australijczycy mogli nabywać w ograniczonych ilościach, takich jak czekolada, szynkę konserwową, lody i stanowiące obiekt kobiecego pożądania nylonowe pończochy.
Diggersi kontra jankesi
Nic dziwnego, że Australijki uważały jankesów za bardziej romantycznych od rodaków. Oczywiście, nie bez znaczenia były też prezenty. Wraz z przybyciem Amerykanów w Australii rozpoczęła się rewolucja seksualna.
Kevin Baker w książce poświeconej zamieszkom, morderstwom i terroryzmowi w historii Australii i Nowej Zelandii przytoczył wyniki sondy przeprowadzonej przez reportera weekendowej gazety "Truth" w połowie 1942 roku. Krążąc któregoś wieczoru po ulicach Brisbane, napotkał 112 amerykańskich żołnierzy ze 152 kobietami, podczas gdy 60 wojskowym australijskim towarzyszyło tylko 31 pań.
Wśród diggersów, którzy widzieli panoszących się jankesów, narastała frustracja. Coraz częściej dochodziło do starć między obu nacjami. Większość bójek kończyła się dla uczestników guzami, ale bywały też rany i złamania. Niestety, zdarzały się również ofiary śmiertelne (w październiku 1942 roku w Brisbane w starciu na noże Amerykanin zabił Australijczyka).
Według dostępnych relacji, wszystko zaczęło się wówczas, gdy żandarmi US Army próbowali wylegitymować amerykańskiego szeregowego Jamesa Steina z 404. Kompanii Łączności, stojącego na ulicy w towarzystwie Australijczyków. Towarzystwo było już mocno podpite. To, co się stało później, przeszło do historii jako "bitwa o Brisbane".
Po ostrej wymianie zdań krewki żandarm zaatakował pałką jednego z Australijczyków, a ten mu oddał. Niebawem na ulicach biły się dziesiątki, a z czasem setki żołnierzy obu armii oraz cywilów. Starcia w mieście trwały dwa dni. W sumie wzięło w nich udział kilka tysięcy osób.
Sytuacja zaogniła się dodatkowo, gdy amerykański żandarm zastrzelił australijskiego żołnierza Edwarda Webstera z 2/2 Pułku Przeciwpancernego. Kule trafiły jeszcze kilku jego rodaków. Nie wiadomo, ilu ostatecznie Australijczyków odniosło obrażenia w trakcie dwudniowych walk. Po stronie amerykańskiej było co najmniej 21 poszkodowanych, których musiano hospitalizować. Część świadków tych zdarzeń uważało, że ofiar śmiertelnych było prawdopodobnie więcej niż podano oficjalnie.
Zero tolerancji
Jeden z obecnych wówczas w Brisbane amerykańskich kapelanów twierdził, że Australijczycy zaplanowali zamieszki, a ich policja i żandarmeria wojskowa przyglądały się biernie zajściom. Zresztą część żandarmów włączyła się do bitki z jankesami. Australijska strona nie kryła irytacji, że żandarm Norbert Grant, który zastrzelił żołnierza, pozostał bezkarny. Australijczycy skazali za udział w zamieszkach tylko jednego ze swych wojskowych. Wymierzono mu karę sześciu miesięcy więzienia.
Do znaczących bójek między sojusznikami doszło w wielu innych miastach Australii, na przykład 1 grudnia 1942 roku w Melbourne. Nie dorównały one jednak rozmiarem wydarzeniom na ulicach Brisbane.
Podzielona armia
W publikacjach australijskich można znaleźć informację, że listopadowe starcia nie były pierwszymi na terenie tego miasta. W połowie 1940 roku przez dwa dni na ulicach Brisbane trwały porachunki między żołnierzami australijskimi z wojsk lądowych i sił powietrznych. W grudniu 1941 roku zaś doszło do bójki australijskich wojskowych i członków załogi amerykańskiego ciężkiego krążownika "Pescanola".
Aby uniknąć nowych incydentów, zdecydowano, że czarnoskórzy wojskowi będą stacjonować po południowej stronie rzeki Brisbane, a na znajdującym się tam moście ustawiono punkty kontrolne. Autorzy australijscy twierdzą, że amerykańscy żandarmi zastrzelili kilku próbujących przedostać się na stronę północną Afroamerykanów. Co ważne, generalny inspektor służb zaopatrzenia obszaru południowo-zachodniego Pacyfiku generał brygady Charles Heyward Jr. Barnwell zarekomendował 11 kwietnia 1942 roku, by nie wysyłać do Australii kolejnych jednostek kolorowych żołnierzy.
W swej książce Kevin Baker opisuje również poważne starcie między żołnierzami amerykańskimi a nowozelandzkimi w Wellington na początku kwietnia 1943 roku. Podobno bójka miała podłoże rasistowskie. Wojskowi pochodzący z południowych stanów próbowali zabronić służącym w armii nowozelandzkiej Maorysom wejścia do lokalu, który nomen omen nazywał się Sojuszniczy Klub. W starciu, które nazwano bitwą na Manners Street, wzięło udział ponad tysiąc osób. Straciło w nim życie dwóch Amerykanów.
Tadeusz Wróbel
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.