Wyspa kanibali

Jak co roku, wiosną 1933 mieszkańcy jednej z wiosek nad rzeką Ob popłynęli na wyspę Nazino obdzierać korę z drzew. Tym razem ich oczom ukazał się przerażający widok. 6 tysięcy ludzi uznanych przez reżim za "elementy zdeklasowane i szkodliwe społecznie" zostało zesłanych tu z odległych części sowieckiej Rosji.

W drodze na wyspę, gdzie reżim zesłał 6 tys. ludzi
W drodze na wyspę, gdzie reżim zesłał 6 tys. ludziAFP

Wspomnienia starej chłopki

Dotarliśmy do wioski Nazina położonej nad brzegiem przy wyspie. Ludzie mówili: "Ależ nazwozili narodu na wyspę". Ilu ich tam było? Pewnie ze 13 tysięcy. Całe tłumy! Mnóstwo! Nie rozumieliśmy, co się dzieje. Jedno było pewne: mieliśmy zmarnowany sezon. Pamiętam, że zostawiono ich pod gołym niebem, wszystkich tych ludzi. Próbowali uciekać.

Pytali: "Gdzie jest kolej?". Nigdyśmy nie widzieli kolei. "W którą stronę jest Moskwa? A Leningrad?" Nie umieliśmy im powiedzieć; pierwszy raz słyszeliśmy o czymś takim. My, Ostiacy.

Ludzie umierali dookoła

Któregoś dnia musiał wyjechać, więc mówi do kolegi: "Pilnuj jej", ale tamten, co on mógł zrobić, ze wszystkimi dookoła... Złapali ją, przywiązali do topoli, obcięli jej piersi, uda, wszystko, co się da zjeść, wszystko, wszystko... Byli głodni, każdy musi jeść. Kiedy Kostia wrócił, ona jeszcze żyła. Chciał ją ratować, ale się wykrwawiła, umarła. Nie miał chłopak szczęścia. Takie rzeczy się zdarzały.

Mięso człowieka zawinięte w szmaty

A tyle leżało mąki nad rzeką! Przywieźli górę mąki, żeby karmić ludzi. Ale nikt nie wie, co z nią robiono. Pewne jest tylko, że pleśniała. A może ktoś ją wykradał. Wykradał, nie wykradał, nie wiem. Wiem tylko, że ludzie marli z głodu.

Do Jergankiny przysłano dwóch strażników z rodzinami, żeby bronili wioski, gdyby tamci... nas zaatakowali. Jak strażnicy kogoś złapali, to go zabierali, wieźli na drugą stronę rzeki, do Starej Naziny. Tam go rozstrzeliwali, a ciało wrzucali do rzeki; prąd je unosił. Strażnik i Wasilij Piatkin, dawny skazaniec, który osiadł w Nazinie, a potem się przeniósł do nas, do Jergankiny, przewozili ludzi z drugiego brzegu i rozstrzeliwali...

Poszłam w pola, zatykając sobie swój nos Ostiaczki. I to jak śmierdziało! Ciała się rozkładały; leżały tam już przeszło miesiąc. Zrozumiałam, że Twierietin i Irka wyrywali trupom złote zęby. "Szef mi kazał" - mówiła.

W Aleksandrowskoje był Torgsin (specjalny sklep należący do sieci państwowej, w którym za dewizy i metale szlachetne można było nabywać towary "deficytowe" - przyp. red.), ale już w nim nie przyjmowano złota. Twierietin zajmował się skórami; pracował w spółdzielni Sibpuszyna. We dwóch z szefem Batałowem pojechali do Tomska zawieźć złoto i nic nie dali Irinie. W Torgsinie w Tomsku nie pytano, skąd pochodzi złoto. Wymieniano je na ubrania, makaron, wszelką żywność. Irina mi o tym mówiła. Ona mieszka dzisiaj w Tomsku (...).

Nieludzkie traktowanie

Daliśmy im więc chleba i zsiadłego mleka, potem zaprowadziliśmy ich na posterunek straży. Bóg raczy wiedzieć, co z nimi zrobiono. Może ich rozstrzelano, a może uciekli albo zabrano ich z powrotem na wyspę.

Mój Boże, co za nieludzkie traktowanie. Naturalnie, Bóg jeden wie, co to byli za ludzie. Nie wiedzieliśmy, baliśmy się ich. Ale kiedy ich ścigali strażnicy, ukrywaliśmy ich dwa, trzy dni. Zanosiliśmy im jedzenie; przecież to nie zwierzęta. Dawaliśmy im się napić mleka, karmiliśmy ich, a potem oni ich rozstrzeliwali.

Pod koniec lata, przed pierwszymi chłodami, załadowali tych, którzy pozostali, na wielką barkę. Wypełnili ją ludźmi po brzegi i wypłynęli na rzekę Nazina. Tam prawie wszyscy pomarli. Pozostałych przy życiu gdzieś pewno zabrali. Odpłynęli na barce Naziną.

"Nie wiem, kto z nich przeżył"

Nie wiem, kto z nich przeżył".

Na początku lat dziewięćdziesiątych otwarcie archiwów regionalnych Nowosybirska i Tomska, jak również publikacja pewnej liczby dokumentów związanych z tragedią Nazina pozwoliły lepiej zrozumieć, co się wydarzyło na Wyspie-Śmierci (Ostrow-Smiert'), nazywanej również przez miejscową ludność Wyspą Kanibali (Ostrow Ludojedow).

Wreszcie decydujący krok został uczyniony w roku 2002 wraz z publikacją dokumentów komisji śledczej powołanej we wrześniu 1933 roku przez komitet regionalny partii komunistycznej dla Syberii

Zachodniej4. Celem prac komisji było "sprawdzenie przesłanych przez tow. Wieliczkę - instruktora-propagandzistę przy komitecie partii w regionie narymskim - na ręce tow. Stalina informacji na temat sytuacji zaistniałej na wyspie Nazino na rzece Ob".

"Elementy zdeklasowane i szkodliwe społecznie"

W jaki sposób wydarzenia te wpisywały się w politykę masowych deportacji, realizowaną od trzech lat przez reżim stalinowski w ramach "likwidacji klasy kułaków"? Dlaczego i w jaki sposób deportowano do tych odległych, niedostępnych niemal okolic, oddalonych o ponad 900 kilometrów od najbliższego miasta i najbliższej linii kolejowej, "elementy zdeklasowane i szkodliwe społecznie", zatrzymane w Moskwie i Leningradzie?

Dla kierownika Wydziału Osiedli Specjalnych Sibłagu (Syberyjska gałąź Gułagu - przyp. red.) Iwana Iwanowicza Dołgicha "ekstremalne" było w tym wszystkim jedynie zachowanie samych "zdeklasowanych" - prawdziwych "mętów społecznych uprawiających kanibalizm".

"W 1930 roku, w listopadzie, zostawiliśmy pod gołym niebem pośrodku tajgi, na dziewiczych, pokrytych śniegiem terenach, 5 tysięcy kułaków - wyjaśniał przed komisją śledczą - i nie wynikły stąd żadne konsekwencje polityczne [sic], ponieważ ludzie zabrali się od razu do roboty, pobudowali schronienia, doskonale sobie poradzili i zdołali przeżyć".

Szczególne to zaiste wyznanie, mówiące wiele o tym, w jaki sposób najwyżsi urzędnicy odpowiedzialni za deportacje pojmowali zarządzanie "transportami"! Deportowani zawdzięczali ocalenie wyłącznie własnej inicjatywie i umiejętności pokonywania największych trudności.

Utopijny plan kolonizacji

Był to plan tak "wielki" (jak określił go jego pomysłodawca Gienrich Jagoda, szef OGPU - Zjednoczonego Państwowego Zarządu Politycznego), że przekroczył rachuby kierownictwa Wydziału Osiedli Specjalnych wszystkich szczebli i ujawnił najróżniejsze błędy pracowicie przeprowadzanego w poprzednich latach "rozkułaczania". W rezultacie ów "wielki plan", stworzony na początku 1933 roku, został tylko w niewielkiej części zrealizowany.

Nicolas Werth: "Wyspa kanibali. 1933 Deportacja i śmierć na Syberii", wydawnictwo Znak

Klimat przemocy i zacofania

Do obszarów tych należała z pewnością zachodnia Syberia, prawdziwy radziecki "Dziki Wschód", miejsce deportacji i przymusowego osiedlania osób wykluczonych z budującego się społeczeństwa socjalistycznego - region przygraniczny i zarazem wielkie wysypisko śmieci.

Powyższy tekst pochodzi z książki Nicolasa Wertha "Wyspa kanibali. 1933 deportacja i śmierć na Syberii", wydanej nakładem wydawnictwa Znak. Znajdziesz w niej informacje na temat przerażających zbrodni Stalina, dotąd skrzętnie ukrywanych w rosyjskich archiwach. Polecamy!

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas