Opodatkować SMS-y

Fiskus chce opodatkować SMS-y To pierwszy tego typu pomysł na świecie. Politycy chcieliby zarabiać na wszystkim także i chcieliby zarabiać na popularności komunikacji mobilnej. Dlatego wymyślono, że należy opodatkować każdą wiadomość SMS przesyłaną z telefonu komórkowego.

article cover
INTERIA.PL

Propozycję poprawki do ustawy finansowej, która zakładałaby obłożenie specjalnym podatkiem wszystkie krótkie wiadomości tekstowe, czyli SMS-y, zaproponowano w parlamencie po to, żeby pomóc premierowi zyskać przychylność obywateli (sic!). Łatwiej byłoby potem premierowi wywiązać się z obietnic obcięcia podatków.Całe szczęście, że sytuacja ta ma miejsce na razie we Włoszech, a nie w Polsce.

Dziurę w budżecie wypełniłyby pieniądze zebrane od użytkowników "komórek". Zwolenników podatku od SMS-ów skrytykował jednak natychmiast Maurizio Gaspani, włoski minister komunikacji. - "Już lepiej byłoby wprowadzić podatek 2 eurocentów od każdego słowa wypowiadanego w przemówieniach polityków. Pomyślcie, ile to mogłoby przynieść" - skomentował złośliwe propozycję Gaspani. Pomysł zrodził się w głowach członków rządzącej koalicji centro-prawicowej. Wyliczyli oni, że już jeden eurocent od każdej wysłanej wiadomości tekstowej w skali roku wzbogaciłby budżet państwa o co najmniej kilkaset milionów euro - informuje "Trybuna Śląska". Królestwo gadania na odległość Każdego roku Włosi wysyłają do siebie 27 miliardów SMS-ów. W każdej sekundzie z włoskich "komórek" wysyłanych jest 10 tysięcy SMS-ów. I tak przez cały dzień, tydzień, miesiąc. Włochy to kraj w Europie, gdzie jest najwięcej telefonów komórkowych przypadających na głowę mieszkańca. Typowymi obrazkami na ulicach są rowerzyści rozmawiający przez "komórki" podczas pedałowania, rozdyskutowane panie w sklepach opowiadające swym przyjaciółkom szczegółowo przygody dnia, czy siedzący przy stolikach przy kawie ranną porą panowie w różnym wieku, z których każdy ma przed sobą telefon komórkowy. Wysyłanie tzw. krótkich wiadomości tekstowych to główny sposób porozumiewania się włoskich nastolatków. I to oni natychmiast uznali propozycję koalicji rządzącej za "całkowicie głupią". Pomysł doskonale pasuje do sposobu myślenia, który od dawna prezentuje polski rząd w sprawach podatkowych. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby podobną "wspaniałą" koncepcję zgłosił w naszym Sejmie parlamentarzysta z SLD. Włoska opozycja natychmiast ogłosiła, że opodatkowanie SMS-ów jest całkowicie niezgodne z prawem. Bo Włosi (tak samo jak i my, Polacy) już przecież płacą podatek od każdej przesłanej prze siebie wiadomości tekstowej, czy przegadanej minuty (VAT). Ukryty zysk operatora Popularność SMS-ów na świecie dostrzegli sprytnie operatorzy sieci komórkowych i producenci aparatów komórkowych. Już tylko teoretycznie w jednym SMS-ie wysłanym w Polsce można zmieścić nominalne 160 znaków tekstu. Wszystkie nowe modele sprzedawane w naszym kraju zaopatrzono w edytory polskich znaków diakrytycznych ("ę", "ą", czy "ó", itp). Na przesłanie każdego z takich znaków aparat potrzebuje nie jednego, ale kilku bitów. Co w efekcie ogranicza liczbę przesłanych znaków w jednym SMS-ie do jedynie 70, czyli raptem około 7-10 słów. Aparat sam dzieli automatycznie dłuższe wiadomości na kilka przesyłanych kolejno wiadomości do adresata. Operator oczywiście nalicza na rachunku wielokrotność opłaty za SMS. Tym samym za jedną wiadomość tekstową o dawnej długości (160 znaków) płacimy teraz trzykrotnie. Zazwyczaj zresztą aparat dzieli wiadomość tekstową na kawałki po 70 znaków nawet w przypadku, gdy nie będziemy wykorzystywać "ź", "ó" czy "ł". I nie można tego zmienić w ustawieniach telefonu. Tym samym rozwój technologiczny w komunikacji i dbałość o czystość polskiego języka kosztują najwięcej zwykłego użytkownika "komórki".

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas