Z powodu pandemii, rząd chce śledzić naszą lokalizację za pomocą smartfonów

Ostatnio regularnie słuchamy o kolejnych pomysłach rządu na walkę z rozprzestrzenianiem się koronawirusa i oczywiście nie wszystkie się nam podobają, a najnowszy z nich z pewnością wzbudzi spory sprzeciw społeczny.

Bo choć tarcza antykryzysowa z pewnością jest nam potrzebna, to takie pomysły jak otwieranie przesyłek przez pracowników Poczty Polskiej (podobno tylko urzędowych, żeby można było je zamienić na dokumenty cyfrowe, ale kto to wie) czy wgląd w dane od operatora sieci komórkowej, bo o nim właśnie piszemy, wydają się - przynajmniej w obecnej sytuacji - zdecydowanie zbyt daleko idące. A jak wynika z przecieków prasowych takie właśnie zapisy mają wejść w życie z tzw. Tarczą Antykryzysową 2.0, dając politykom wgląd w dane o lokalizacji telefonu z 14 ostatnich dni w przypadku osób zarażonych lub poddanych kwarantannie oraz zanonimizowanych danych lokalizacyjnych wszystkich pozostałych Polaków.

Reklama

Ten drugi punkt budzi dodatkowe wątpliwości, bo nie mamy pojęcia w jaki sposób rząd chce to osiągnąć i jakie będą tego konsekwencje dla bezpieczeństwa naszych danych, ale pewnie wszystkiego dowiemy się w swoim czasie (albo też nie). Wszystko po to, żeby zweryfikować, czy faktycznie stosujemy się do zaleceń pozostawania w domu i czy nie łamiemy zakazu opuszczania domu w czasie przymusowej kwarantanny. Co prawda ten ostatni problem rozwiązać miała rządowa aplikacji dedykowana tym właśnie osobom, ale niestety nie wszyscy ją instalują, a co więcej są z nią pewne problemy natury technicznej. 

I choć da się zrozumieć podstawy takiego rozporządzenia, bo faktycznie może to być sposób na ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa, ale z drugiej strony budzi uzasadniony sprzeciw dotyczący prywatności i tego, jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić w imię dobra ogółu. Jeśli spojrzeć na dane z innych krajów, choćby Stanów Zjednoczonych po tragicznych wydarzeniach z 11 września, to odpowiedź jest prosta - wiele, ale z drugiej strony chcielibyśmy mieć pewność, że pozyskiwane dane są szyfrowane i przestaną być zbierane oraz wykorzystywane do inwigilacji po zakończeniu kryzysu.  

Czy tak faktycznie będzie? Trudno powiedzieć, więc w obecnej należy tylko mieć nadzieję, że jeśli rząd zdecyduje się na tak drastyczny krok w imię naszego bezpieczeństwa, to przynajmniej dokładnie wyjaśni nam, na czym to wszystko będzie polegać, rozwiewając wszystkie wątpliwości. Jak twierdzi bowiem Fundacja Panoptykon, czyli organizacja pozarządowa, której celem jest ochrona podstawowych wolności wobec zagrożeń związanych z rozwojem współczesnych technik nadzoru nad społeczeństwem: - W przypadku zbierania danych od operatorów, konieczne jest naszym zdaniem jasne sprecyzowanie celu ich zbierania, ustalenie czasu przechowywania i ujawnienie “sposobu anonimizacji” oraz wszelkich innych algorytmów, które miałyby pracować na tych danych, a po ujawnieniu mogłyby zostać poddane publicznej dyskusji, ocenie i ewentualnemu ulepszeniu.

Źródło: GeekWeek.pl/niebezpiecznik

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy