Leworęcznych jest dokładnie tyle, ile trzeba
Około 10 proc. z nas to leworęczni. Skąd się wzięli w praworęcznej większości i dlaczego ich procent utrzymuje się na przestrzeni dziejów na tym samym, stałym poziomie? Czytaj!
Współpraca i konkurencja
Współpraca i konkurencja są nam ludziom potrzebne, by się właściwie rozwijać. Zdaniem naukowców z McCormick School of Engineering and Applied Science leworęczność części społeczności zapewnia idealne proporcje między jednym a drugim. Pełna współpraca wymagałaby 100-procentowej praworęczności (albo leworęczności), pełna konkurencja proporcji 50 na 50.
Symulacje komputerowe wskazują, że właśnie 10-procentowa domieszka leworęczności umożliwia społecznościom zachowanie równowagi i daje największe szanse na sukces. Oczywiście taka symulacja byłaby nic nie warta, gdyby nie można było jej zweryfikować na konkretnych przykładach. I tu wybrano dziedzinę wysoce konkurencyjną, sport, w którym leworęczność bywa poważnym atutem.
Gdzie leworęczność staje sie dużym atutem?
Okazało się, że program trafnie przewiduje wyższą niż normalnie proporcję leworęcznych sportowców odnoszących sukcesy w boksie, hokeju, szermierce, czy tenisie stołowym. Symulacje poprawnie wskazały też na tak skrajne przypadki, jak 50-procentowy udział osób leworęcznych w elicie baseballistów i minimalny zaledwie 4-procentowy udział wśród uprawiających na profesjonalnym poziomie golf.
Ten efekt łatwo wytłumaczyć, leworęczność przydaje się w bezpośredniej konkurencji, szczególnie tam, gdzie nie ma znaczenia dla sprzętu, którym zawodnik się posługuje. W przypadku gry w golfa, leworęczni potrzebują specjalnych kijów, zaś toczą rywalizację na własną rękę. Dla nich leworęczność jest raczej przeszkodą, niż atutem. W przypadku baseballa kije niczym się nie różnią, zawodnicy co najwyżej muszą ubierać kask chroniący ich z prawej strony twarzy. Równocześnie inny kierunek uderzenia piłki zapewnia im przewagę w konfrontacji z praworęcznymi miotaczami. Podobnie leworęczność bywa atutem gracza rzucającego piłkę.
Grzegorz Jasiński