Minęło 700 lat, a czarna śmierć ciągle ma na nas wpływ. "Zawdzięczamy" jej różne choroby

Czarna śmierć to jedna z największych epidemii w dziejach, która w ciągu kilku lat zabiła nawet 60 proc. ludności ówczesnej Europy i jak się właśnie okazuje, chociaż od jej wybuchu minęło już jakieś 700 lat, wciąż ma na nas ogromny wpływ.

Czarna śmierć to jedna z największych epidemii w dziejach, która w ciągu kilku lat zabiła nawet 60 proc. ludności ówczesnej Europy i jak się właśnie okazuje, chociaż od jej wybuchu minęło już jakieś 700 lat, wciąż ma na nas ogromny wpływ.
Walka z cukrzycą w Polsce przebiega coraz lepiej /123RF/PICSEL

W ostatnim czasie zajmowała nas raczej inna epidemia, ale naukowcy przekonują, że warto wrócić pamięcią również do tej, która przetoczyła się przez Europę w XIV wieku, czyli niesławnej czarnej śmierci. Wybuchła w Azji Środkowej, najpewniej w Chinach, skąd przez jedwabny szlak dostała się na Krym, a następnie do basenu Morza Śródziemnego i całą Europę, powodując śmierć 30-60 proc. ludności Starego Kontynentu (choć ostatnio pojawiły się też publikacje sugerujące, że wcale nie była taka straszna, jak się ją przedstawia).

Reklama

To nie przypadek decydował o tym, kto przeżył dżumę

Eksperci szacują, że ogólnoświatowa populacja potrzebowała aż 150 lat, by wrócić do stanu liczebnego sprzed pandemii, a jak wskazują naukowcy Uniwersytetu Chicagowskiego w swojej publikacji w magazynie Nature, to nie przypadek decydował, kto przeżył epidemię dżumy. Analiza DNA ofiar i osób, które przeżyły czarną śmierć, wskazuje kluczowe różnice genetyczne, które pomogły ludziom przetrwać zarazę.

Naukowcy poddali badaniu szczątki trzech grup, tj. ofiar plagi, osób zmarłych przed nią oraz osób zmarłych 10 do 100 lat po wybuchu epidemii - w sumie mowa o blisko 500 szczątkach, z czego ok. 300 pochodzi z Londynu, a niecałe 200 z Danii. Naukowcy najpierw potwierdzali obecność bakterii Yersinia pestis, bakterii odpowiedzialnej za dżumę, w materiale pozyskanym z zębów zmarłych, a następnie szukali sygnałów genetycznej adaptacji do choroby. Jak przekonują, był to proces długotrwały, ale zwrócił ich uwagę na gen o nazwie ERAP 2, który zdaje się mieć silny związek z plagą.

Wysoka cena odporności na dżumę

Jego wariant zapewniający ochronę przed chorobą występował u ok. 40 proc. próbek z Londynu, a po epidemii było to już 50 proc., a w Danii wyglądało to jeszcze ciekawiej, bo mowa o wyniku 45 vs 75 proc.

Nie wiadomo wprawdzie, w jaki sposób chronił przed dżumą, ale wiemy, że ludzie, u których ERAP 2 występuje, inaczej reagują na Yersinia pestis. Co jednak ciekawe, nie mamy żadnej gwarancji, że wciąż zapewnia ochronę i trudno to zweryfikować przy obecnej niskiej liczbie przypadków zachorowań.

Co jednak ciekawe, za taką "odporność", a mówiąc precyzyjniej obecność ERAP 2, trzeba zapłacić dość wysoką cenę - ta związana jest bowiem z większą podatnością na choroby autoimmunologiczne, związane z nadreaktywnością układu odpornościowego, jak choćby Leśniowskiego-Crohna (ChL-C), cukrzyca czy reumatoidalne zapalenie stawów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dżuma | Czarna Śmierć
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy