Burza słoneczna. Czym jest i co nam grozi?

Na Słońcu zaobserwowano silny rozbłysk. Może sprowadzić burzę słoneczną. Co to jest i czy nam zagraża?

Artystyczna wizualizacja rozbłysku i koronalnego wyrzutu masy na Słońcu - Ziemia widziana z tej odległości byłaby tylko jasnym punktem
Artystyczna wizualizacja rozbłysku i koronalnego wyrzutu masy na Słońcu - Ziemia widziana z tej odległości byłaby tylko jasnym punktem123RF/PICSEL123RF/PICSEL

Na słońcu pojawił się wczoraj silny rozbłysk. To znak, że nadciąga koronalny wyrzut masy (coronal mass ejection, CME). Jest to olbrzymi obłok plazmy, czyli jonizowanego gazu. Słońce wyrzuca je w kosmiczną przestrzeń, gdzie tworzą "pogodę kosmiczną".

Koronalne wyrzuty masy budzą zainteresowanie, bo to one wpływają na polarne zorze. Obłoki zjonizowanych cząstek docierają do ziemskiej magnetosfery i wywołują zjawiskowe kolory na niebie. Zwykle widać je tylko w okolicach podbiegunowych, ale silniejsze słoneczne rozbłyski mogą sprawić, że zorze widać nawet na niższych szerokościach geograficznych - także w Polsce.

Najsilniejsze CME mogą zaś uszkodzić sieci wysokiego napięcia. Stąd kosmicznej pogodzie przyglądają się nie tylko amatorzy obserwacji nocnego nieba. Od 1995 roku bacznie przygląda się aktywności słońca także satelita SOHO, wspólne dziecko Europejskiej Agencji Kosmicznej i amerykańskiej NASA.

Nie było zorzy nad Polską. Kolejna szansa już 2 kwietnia

Jak pisze na swojej stronie internetowej miłośnik astronomii i tropiciel polarnych zórz Karol Wójcicki, dzisiejszy CME okazał się rozczarowaniem. Ale ten sam rozbłysk na słońcu wywołał kolejne silne CME, które powinny dotrzeć do Ziemi 2 kwietnia.

Czy zobaczymy wtedy zorzę nad Polską? Pewności nie ma, ale szanse są. Na pewno ucieszą się mieszkańcy Islandii, północy Skandynawii i turyści. Można bowiem udać się na wyprawę, by tropić polarne zorze. W ostatnich latach z takiej okazji korzysta coraz więcej osób.

Słoneczne burze, czyli zagrożenie dla cywilizacji

1 września 1859 podczas obserwacji Słońca angielski amator astronomii Richard Carrington zauważył w pobliżu grupy plam słonecznych unoszące się kilka minut jasne wstęgi. Nocne niebo zasnuło się światłami polarnej zorzy. Obserwowano je daleko na południu, nawet na Karaibach.

Następnego dnia linie telegraficzne w Europie i USA zaczęły iskrzyć, a telegrafy działały nawet po odłączeniu od zasilania. Zarejestrowano także zaburzenia ziemskiego pola magnetycznego. Dziś wiadomo, ze Carrington zaobserwował rozbłysk na Słońcu i koronalny wyrzut masy, jakiego do dziś nie widziano. Wywołał na Ziemi potężną burzę magnetyczną.

Naukowcy uważają, że powtórka z 1859 roku jest tylko kwestią czasu. Badania rdzeni ziemskich lodowców wykazały, że wyrzuty ze Słońca o takiej sile występują średnio raz na 500 lat. Taka burza dziś zniszczyłaby nie telegrafy, ale całe systemy energetyczne i wiele urządzeń elektrycznych i elektronicznych.

Choć SOHO nas o tym ostrzeże, przed takim zagrożeniem nie potrafimy się jeszcze obronić.

ALMA obserwuje Słońce
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas