P2P zejdzie do podziemia?

Ostatnie poczynania organizacji dbających o prawa autorskie i prawa producenta w USA oznaczają przyznanie się do porażki w walce z użytkownikami sieci P2P. Nie mogąc poradzić sobie z osobami pobierającymi muzykę lub filmy z sieci organizacje te rozpoczęły bowiem lobbying mający wymusić na amerykańskich kongresmenach zastąpienie sławetnej ustawy DMCA przez nową, znacznie bardziej restrykcyjną ustawę - Induce Act. Przewiduje ona m.in. całkowity zakaz używania sieci P2P. Pisaliśmy już o tym półtora miesiąca temu - lecz obecnie sprawa zaczyna się materializować, zatem warto do niej wrócić.

Początkowo wydawało się, że akcja pozywania indywidualnych "złodziei wartości intelektualnych" przyniesie skutek. Zastraszeni Amerykanie (a o nich głównie chodzi) zaczęli mniej wymieniać się piratami. Taki upragniony przez RIAA i MPAA stan trwał jednak tylko kilka miesięcy. Niektórzy pozwani odwołali się od wyroku, a sądy przyznały, ze zostali oni ukarani nielegalnie. To zachęciło innych, i w tej chwili ruszyła lawina kontrprocesów, a słupki statystyk serwisów P2P ponownie zaczęły rosnąć.

Widząc, ze na drodze sadowej już więcej zyskać się nie da - RIAA i MPAA próbują uderzyć z innej strony. Ich zdaniem - skuteczniej. "Skoro nie da się zniszczyć nielegalnej wymiany na drodze sądowej - należy zakazać używania sieci P2P w internecie" - twierdzą prawnicy tych firm.

Reklama

Nie można chyba było wymyślić głupszego sposobu. "To tak, jakby zakazać jeżdżenia samochodami tylko dlatego, ze kilka procent ludzi powoduje wypadki, lub zakazać posiadania noży kuchennych, ponieważ margines używa ich do morderstw lub kserokopiarek, na których można powielić materiały zarówno legalne, jak i nielegalne" - twierdzą analitycy.

"Zgodnie z nowym projektem ustawy o nazwie Induce Act każdy, kto "celowo nakłania" do naruszania praw autorskich może być pociągnięty do odpowiedzialności prawnej. "Nakłanianie" z kolei zdefiniowano jako "świadome, jawne działania, które zgodnie z logiką mogą skłonić inną osobę lub osoby do złamania prawa autorskiego" - pisze Gazeta Wyborcza.

W myśl wspomnianego prawa - ukarana sądownie może być także osoba lub firma "utrudniająca" namierzenie osoby wymieniającej się "nielegalnymi" danymi przez sieć (np. dostawca usług internetowych odmawiający ujawniania danych osobowych internauty.

To kolejna wersja restrykcyjnej ustawy. Poprzednia okazała się bublem prawnym. Jej wprowadzenie mogło bowiem doprowadzić do zakazu... wyświetlania legalnych kopii filmu w kinach. W opracowaniu nowej wersji - prócz MPAA i RIAA wzięły udział także: BSA, Microsoft, Apple i IBM.

Projekt - jeszcze przed rozpatrzeniem przez parlament budzi gorące sprzeciwy. "Ustawa daje producentom możliwość weta przy wprowadzaniu każdej nowej technologii. Czy takie postępowanie jest dozwolone?" - mówi dziennikarzom serwisu news.com Will Rodger - przedstawiciel organizacji CCIA zrzeszającej firmy z branży komputerowej i telekomunikacyjnej.

Internauci nie poddadzą się tak łatwo. Zdążyli się bowiem przyzwyczaić do korzyści jakie daje sieć P2P i tak łatwo tego nie oddadzą. Sądy - początkowo przychylne producentom - tez zmieniają front. Ten sam sąd, który kilka lat temu wydal wyrok powodujący zamkniecie popularnego serwisu P2P Napster - ostatnio uznał, że "producenci oprogramowania ułatwiającego wymianę plików nie mogą ponosić odpowiedzialności za nielegalne wykorzystanie tych programów". Ta spektakularna porażka organizacji dbających o producentów przyspieszyła prace nad Induce Acvt. Smaczku sprawie dodaje fakt, że jednym z najgorętszych orędowników tej ustawy w parlamencie jest wpływowy senator Orin Hatch, który... sam korzysta z pirackiego oprogramowania (zobacz tutaj), a jeszcze cztery lata temu chwalił się publicznie bogatą kolekcją plików MP3.

Jeśli nawet uda się przeforsować ten wynikający z kompletnej bezsilności i chyba nieprzemyślany krok - internauci zejdą do podziemia i zamienią się w partyzantów. A jak pokazuje historia - partyzanci są w stanie zwalczyć znacznie silniejszego wroga. Zwłaszcza, że wśród internautów mogą tez powstać "bojówki" atakujące znienawidzone strony w sieci. Już teraz serwery RIAA i MPAA stały się drugim (po Microsofcie) celem ataków e-przestępców. A co dopiero będzie, gdy opisywane "prawo" wejdzie w życie?

Rozwiązanie proponowane przez firmy "producenckie" jest bowiem leczeniem skutków, a nie przyczyn. W ten sposób można uzyskać tylko pozorne sukcesy. A wojna o sieć P2P pociągnie się równie długo (proszę wybaczyć niestosowne być może w tej chwili porównanie) jak wojna na Kaukazie. I organizacje typu RIAA, MPAA czy BSA na pewno nie wyjdą z niej zwycięsko.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy