​Cowkra-1: Wieś, która wychowuje pokolenia linoskoczków

W sercu autonomicznej republiki Dagestanu na południu Rosji leży wioska Cowkra-1, w której od ponad wieku dzieje się coś osobliwego. Z niewiadomego powodu już sto lat temu narodziła się tutaj tradycja... chodzenia po linie. Tej cyrkowej sztuki musi nauczyć się tu każdy zdrowy mieszkaniec.

Cowkra-1 (jedynka wzięła się od tego, że obok leży inna, "oryginalna" Cowkra), z pozoru cicha, spokojna osada na końcu świata, skrywa w sobie pewną tajemnicę.

Każdy cowkranin, mężczyzna, kobieta czy dziecko, niezależnie od płci i wieku, jeśli tylko jest zdrowy bądź zdrowa na ciele, musi szkolić się na linoskoczka.

Nie do końca wiadomo, skąd na dagestańskich, górzystych pustkowiach wzięła się tradycja chodzenia po linie, ale mieszkańcy wioski nie zastanawiają się nad tym zbytnio. Po prostu robią to od pokoleń.

Według legendy, ponad sto lat temu pewien młodzieniec z Cowkry-1 zaczął używać liny jako środka transportu, aby dostać się do... swoich kochanek. 

Reklama

Zmęczony perspektywą wielodniowego marszu, za każdy razem, kiedy chciał udać się do którejś ze znajomych mu kobiet, zamieszkujących pobliskie wioski, opracował krótszą i szybszą metodę. 

Jakkolwiek romantyczna i intrygująca jest to historia, lokalna społeczność lokalna społeczność raczej nie wierzy w taką wersję wydarzeń. Większość z mieszkańców Cowkry-1 uważa, że chodzenie po linach wzięło się z bardziej pragmatycznych pobudek.

Dominują dwie, całkiem rozsądne hipotezy. Pierwsza z nich mówi o tym, iż faktycznie chodzenie po linie było metodą na przedostanie się z punktu A do B, ale nie podczas schadzek, a zwyczajnie w przypadku, kiedy w pobliżu nie było żadnego mostu albo któryś z tych istniejących runął w przepaść.

Zwolennicy drugiej wersji twierdzą, że w nudnej, biednej wiosce, gdzie ludzie utrzymywali się tylko z nędznych płodów rolnych, ktoś wpadł na pomysł alternatywnego źródła zarobku i sposobu na to, aby wyrwać się i zobaczyć kawałek świata, a inni poszli w jego ślady.

Wątek z pójściem w świat jest akurat trafiony. Wielu linoskoczków z dagestańskiej osady od dziesiątek lat zatrudniała się w cyrkach na terenie całej Rosji. Dlatego też spośród 3 tys. mieszkańców w latach 80. dzisiaj zostało w wiosce już tylko 400. Oczywiście wszyscy chodzą po linie. 

- Nie ma tu dobrej ziemi do uprawiania, nie ma zboża, nie ma chleba, więc ludzie zaczęli uczyć się chodzenia po linie, żeby wyżywić swoje rodziny - twierdzi w materiale "Diagonal View" mieszkaniec Cowkry-1 Nukh Isajew. - Nasi linoskoczkowie znani są w Rosji i Środkowej Azji. Kiedyś występowali na chwałę Związku Radzieckiego, ale rozeszli się po świecie.

- Oczywiście nie każdy umie wykonywać skomplikowane sztuczki i niektóre starsze osoby już od dawna nie wchodzą na linę, ale każdy tutaj, jeśli tylko jest zdrowy fizycznie, może w każdym momencie przejść po niej bez problemu - mówi z kolei Ramazan Gadżijew z tamtejszej szkoły linoskoczków.  

Niestety, lokalna tradycja chodzenia po linie lata chwały ma już dawno za sobą. Zajęcie linoskoczka nie jest już tak intratne, żeby zachęcić młodych ludzi do treningów. W czasach postępującej globalizacji wolą zająć się czymś, co wielu nazwało by "normalną pracą" i przenieść do któregoś z dużych miast Rosji. Prawdopodobnie za kilka lat, dziwny zwyczaj umrze więc śmiercią naturalną.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama