Wojna Światów, której nie było. Słuchowisko Orsona Wellesa na zawsze zmieniło Amerykę i radio
Ludzie w panice opuszczali domy zabierając ze sobą strzelby, aby zabić najeźdźców z Marsa. Orson Welles nie przypuszczał, że swoją audycją "Wojna Światów" na zawsze zmieni radio i przejdzie do historii.
Był 30 października 1938 roku, kiedy o godzinie 20:00 amerykańska radiowa stacja CBS zaczęła nadawać słuchowisko z okazji święta Halloween. Jego autorem był młody dziennikarz radiowy Orson Welles, który wpadł na bardzo ciekawy pomysł. Postanowił w możliwie najbardziej realistyczny sposób wykreować relację o ataku Marsjan na Ziemię. Stacja zażądała scenariusza i taki powstał. Audycja została nazwana "Wojną Światów" i miała być adaptacją powieści H.G. Wellsa z końca XIX wieku o tym samym tytule. Początkowo cały atak Marsjan miał się odbywać tylko na terenie Nowego Jorku, ale po burzliwej naradzie zespołu redakcyjnego postanowiono, że byłoby to mało wiarygodne, więc pole inwazji kosmitów rozszerzono o kilka innych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie wydarzenia miały się toczyć rok później, czyli w 1939 roku. Redakcja stacji CBS miała tylko jedną prośbę, aby zastąpić prawdziwe nazwy ulic i instytucji fikcyjnymi. Prośbę spełniono i tak zaczęło się słuchowisko, które zmieniło świat.
Ludzie mają poczuć, że to prawdziwa wojna
Przygotowania do audycji przypominały operację wojskową. Godzinne show miało być podzielone na dwie wyraźne części. Starannie wybrano 12 osób, które miały udawać zarówno dziennikarzy relacjonujących o ataku Marsjan, jak i przerażonych ludzi czy próbujących zapanować nad chaosem policjantów czy strażaków. Wszystko miało być do bólu realistyczne, a jeszcze przed rozpoczęciem audycji zrobiono nawet próby. Jednym z aktorów miał być także sam pomysłodawca audycji, czyli Orson Welles. Zależało mu na tym, aby słuchacze mieli wrażenie, że rozpoczęła się prawdziwa inwazja Marsjan.
Punktualnie o 20.00 słuchacze stacji CBS usłyszeli motyw przewodni serialu "Mercury Theatre on the Air", a następnie wyraźną zapowiedź, że rozpoczyna się spektakl radiowy na podstawie powieści "Wojna Światów". Potem Orson Welles przeczytał krótki fragment powieści H.G. Wellsa, a następnie rozpoczęła się typowa, wieczorna audycja połączona z koncertem, do której byli przyzwyczajeni słuchacze stacji CBS.
Jednak po dwudziestu minutach na antenie można było usłyszeć głos jednego z aktorów udającego dziennikarza. Przekazał on krótką wiadomość, że na Marsie zaobserwowano serię dziwnych eksplozji. Kilka minut później słuchacze słuchowiska dowiedzieli się, że na farmę w Grover`s Mill w stanie New Jersey spadł dziwny, cylindryczny obiekt. A potem zaczął się prawdziwy horror.
Oni chcą podbić Ziemię!
W pewnym momencie program muzyczny został przerwany, a prowadzący audycję połączył się z radiowym reporterem, który szczęśliwie przebywał w Grover's Mill, gdzie spadł tajemniczy obiekt. Dziennikarz relacjonował, że UFO zostało otoczone przez tłum ciekawskich gapiów i policjantów, kiedy nagle cylinder się otworzył i wyszły z niego szkaradne istoty, które na pewno nie były ludźmi. Reporter zdążył tylko przekazać dramatyczną wiadomość, że najeźdźcy zaatakowali niewinnych ludzi jakimiś "promieniami ciepła", kiedy nagle jego relacja się urwała. Dla słuchaczy było jasne, że biedny reporter właśnie stracił życie.
Kolejne minuty słuchowiska przynosiły coraz gorsze wiadomości. Pojazdy Marsjan lądowały w różnych rejonach USA, a próbę powstrzymania inwazji podjęła armia Stanów Zjednoczonych. Żołnierze w starciu z kosmitami byli bez szans. Kulminacyjnym punktem pierwszej części audycji była relacja kolejnego reportera, który był na dachu jednego z nowojorskich wieżowców na Manhattanie. Opisywał on zdesperowanych ludzi na ulicach Nowego Jorku, którzy atakowani tajemniczymi promieniami z pojazdów Marsjan "padali jak muchy". W pewnym momencie reporter łamiącym się głosem powiedział, że za chwilę dach jego wieżowca zakryje dziwny dym, po czym zamilkł. Prowadzący audycję Orson Welles wypowiedział wtedy na antenie słowa, które przeszły do historii: "Czy ktoś jest na antenie? Czy ktoś mnie w ogóle słyszy?!". Potem zapadła złowróżbna cisza. Tak zakończyła się pierwsza część słuchowiska.
Ostatnie 16 minut "Wojny Światów" były zdecydowanie bardziej optymistyczne. Cudem ocalały z inwazji prowadzący program (w tej roli wystąpił sam Orson Welles) przekazywał kolejne wiadomości ze świata o tym, jakie skutki dla ludzkości ma inwazja Marsjan. Nagle atak kosmitów miał się załamać, a potwory z kosmosu zaczęła padać martwe na Ziemię. Dziennikarz radiowy wyjaśnił, że Marsjan pokonały mikroby, na które nie były odporne ich organizmy. Cała audycja "Wojna Światów" zakończyła się krótką przemowę Wellesa, że wszystko było jedynie inscenizacją, a cały spektakl był niczym dziecięce przebranie się w prześcieradło, wyskoczenie zza krzaka i krzyknięcie "Boo!". Ale część słuchaczy tych słów już nie usłyszała, gdyż wcześniej rzucili się do ucieczki.
Gdzie oni się pochowali?
Już w trakcie audycji do komisariatów policji w całych Stanach Zjednoczonych zaczęli dzwonić wystraszeni Amerykanie z pytaniem, czy mają rozpocząć ewakuację. Wielu opuściło miasto w obawie, że dosięgną ich "zabójcze promienie". Ocenia się, że dziesiątki tysięcy słuchaczy uwierzyło w atak Marsjan i w pośpiechu opuściło domy w obawie przed "najeźdźcami z Marsa". Kilkaset osób z powodu zamieszania wywołanego błyskawiczną ewakuacją miało odnieść niegroźne obrażenia. Potem pojawiły się nawet informacje o ludziach, którzy w desperacji w trakcie audycji mieli popełnić samobójstwa. Na szczęście okazały się nieprawdziwe.
Wielka awantura i kłopoty Wellesa
Już następnego dnia po "Wojnie Światów" autorzy audycji zostali oskarżeni o wywołanie paniki, w czasie której mogło dojść do prawdziwych dramatów, a nawet śmierci przerażonych ludzi. Gazety prześcigały się w określeniu Wellesa niebezpiecznym oszustem, który w swojej audycji przekroczył wszelkie granice. Do amerykańskiej Federalnej Komisji Łączności wpłynął wniosek, aby autor słuchowiska został przykładnie ukarany.
Orson Welles tłumaczył, że nie miał pojęcia, że jego słuchowisko tak bardzo poruszy wyobraźnię słuchaczy. Bronił się, że przecież wyraźnie na początku audycji była podana przez niego informacja, że to tylko słuchowisko na podstawie popularnej książki fantastyczno-naukowej. Dziennikarze stacji CBS przekonywali, że informacje podawane w artykułach w prasie o "tłumach spanikowanych osób" na ulicach Nowego Jorku okazały się nieprawdziwe.
Narodziny mitu
Urzędnicy Federalnej Komisji Łączności otrzymali ok. 600 listów w sprawie audycji Wellesa. Ludzie skarżyli się, że naprawdę uwierzyli w atak Marsjan. Ciekawe, że niektórzy myśleli, że jest to początek apokaliptycznej powodzi lub trzęsienia ziemi, a nawet, że USA zostały zaatakowane przez... Niemców. W ciągu kilku dni od premiery słuchowiska w amerykańskiej prasie ukazało się 12 tysięcy artykułów o rzekomej panice, którą miał wywołać program Wellesa. Krzykliwe nagłówki gazet oskarżały autora "Wojny Światów", że oszukał tysiące Amerykanów i naraził wiele osób na poważne kłopoty ze zdrowiem psychicznym. Sprawa jedna z czasem przycichła, a sam Orson Welles przeszedł do historii radia i amerykańskiego dziennikarstwa. O sile tego niezwykłego słuchowiska niech świadczy to, że w miejscu lądowania pojazdu Marsjan w Grover's Mill stoi pomnik, który jest wielką atrakcją turystyczną.
Słuchowisko "Wojna Światów" na zawsze zmieniło amerykańskie media, w tym samo radio. Lata trzydzieste ub. wieku to był czas, kiedy obawiano się, że upadną tradycyjne gazety, a ich miejsce zajmą właśnie stacje radiowe. Oskarżano Wellesa, że swoim słuchowiskiem zrujnował wiarygodność radia jako rzetelnego źródła informacji. Dziś wiemy, że tak się nie stało. A jednak ta legendarna audycja sprawiła, że dziennikarze na całym świecie zrozumieli, jak wielką siłą są media. To właśnie po szaleństwie związanym z audycją Orsona Wellesa pojawiło się określenie "czwarta władza". I już tylko za to należy się Orsonowi Wellesowi miejsce w historii.