NAJWIĘKSZE KRADZIEŻE I MISTYFIKACJE

Kocham cię, prześlij mi pieniądze. Oszuści matrymonialni są bezkarni?

W dobie internetu i mediów społecznościowych miłości szukamy również online. Nie jest to więc dziwne, że oszuści wyczuli, że jest to pole do popisu ich umiejętności. Jednym z najsłynniejszych oszustów matrymonialnych jest Simon Hayud, który wykreował fałszywy obraz swojego życia i stanu majątkowego. W funkcjonowaniu na tak wysokim poziomie pomagały mu oczywiście niczego nieświadome ofiary.

Amerykańska agencja ochrony konsumentów FTC podaje, że w 2021 roku oszuści matrymonialni ukradli łącznie 547 milionów dolarów. To o 80 procent więcej, niż w 2020 roku. Nietrudno zauważyć, że liczba ta wzrosła podczas pandemii, kiedy to na całym świecie ograniczono kontakty międzyludzkie, wprowadzając różnego rodzaju obostrzenia. Już wcześniej oczywiście szukano miłości czy znajomości przez internet — izolacja to działanie spotęgowała.

Jak czytamy na stronie polskiej policji

Reklama

Wszystko zapowiada się znakomicie, a w głowie ofiary nawet przez moment nie pojawia się myśl, że może coś jest nie tak. Oszust doskonale stwarza pozory. Drogie ubrania, sprzęty, wycieczki, 32 karty kredytowe, a w ekskluzywnych miejscach witają go po imieniu. I swoje ofiary też zabiera w tego typu lokacje, także do ciepłych krajów, powoli rozglądając się już za kolejnym "źródłem utrzymania".

Miłość z Tindera. Wszystko jest kłamstwem

O tego typu oszustwach zrobiło się szczególnie głośno w związku z premierą filmu dokumentalnego na ten temat z 2022 roku. "Oszust z Tindera" dostępny jest na Netflixie, a sam zwiastun daje nam zalążek, dość tragicznej, historii.

W produkcji poznajemy historię kilku kobiet, które związały się swego czasu z tym samym mężczyzną — Simonem Hayudem. Nie znały go jednak pod tym imieniem, przynajmniej nie od razu. Simon przedstawiał się jako Leviev, spadkobierca diamentowej dynastii, syn izraelsko-rosyjskiego króla diamentów - Lva Levieva. Nie trudno było więc wyobrazić sobie, jak wiele pieniędzy miał posiadać i jak w domyśle miało się zmienić życie partnerek potomka diamentowego magnata.

I tak zaczęła się historia romantycznej miłości (niejednej), pełnej drogich wycieczek prywatnym odrzutowcem, popijania ostryg szampanem, pięknych, jedwabnych sukienek i innego rodzaju przepychu, którego większość z nas najpewniej nigdy nie dozna.

Ale sielanka wcale nie trwała w nieskończoność, choć z takiej bajki na pewno trudno się wybudzić. W środku nocy jedna z ofiar otrzymała SMS-a od ochroniarza swojego wybranka. Simon ma kłopoty, potrzebna jest pomoc. Jaka? Finansowa, rzecz jasna. Simon poprosił kobietę, by ta wzięła pożyczkę na 200 tysięcy dolarów. Pieniędzy potrzebował od ręki, stąd oczywiście konieczność szybkiej reakcji. A był to dopiero początek. Pożyczka goniła pożyczkę, a następnie obietnicę zwrotu pieniędzy. Czy te kiedyś przyszły? Nietrudno się domyślić, że nie — mężczyzna miał cały asortyment wymówek. Gdy te przestawały działać, uciekał się do agresji, gróźb, straszenia i... ostatecznie zrywania kontaktu.

Pieczołowicie stworzona fałszywa rzeczywistość. Bogactwo za cudze pieniądze

Trzeba wspomnieć, że Simon dopuszczał się już wcześniej wątpliwych czynów. Ukradł między innymi czeki z domu rodziny, jaka zatrudniła go do opieki nad dzieckiem, próbował też innego rodzaju oszustw. W tym materiale skupimy się jednak na jego działaniach o charakterze matrymonialnym.

Jednymi z jego pierwszych ofiar były kobiety mieszkające w Finlandii. W 2015 roku oszukał je na 150 tysięcy euro. Do swoich oszustw wykorzystywał schemat Ponziego, opartego jednak na funduszach zakochanych ofiar. Aby spłacić dług zaciągnięty u poprzednich kobiet, wykorzystywał następne, którym równie mocno deklarował gorące uczucie i wspaniałe życie. Prawda dość szybko wyszła na jaw, a Simon został skazany na trzy lata pozbawienia wolności. Na próżno jednak oczekiwać diametralnej zmiany w jego zachowaniu. Czas odsiadki przeznaczył na udoskonalanie swojego modus operandi.

Warto zauważyć, że nasz słynny oszust przejawiał narcystyczne zapędy — jedna z jego ofiar podkreśla, że np. zdjęcia robił niemal tylko sobie. Do dyspozycji miał aplikacje randkowe, pozwalające na poznanie kobiet na całym świecie. Kobiet, które nie miały o sobie pojęcia i mimo wszystko istniało raczej małe prawdopodobieństwo, że by się poznały.

Jak mogłyście mu uwierzyć?

Ofiary, które zdecydowały się opowiedzieć swoją historię w dokumencie Netflixa spotkała różna reakcja oglądających. Niektórzy im współczują i chcieliby pomóc, inni — krytykują za naiwność, materializm itp. Czy jednak to, że uwierzyły Simonowi, było aż tak niestandardowe?

Mężczyzna pieczołowicie kreował swoją rzeczywistość, którą dokumentował na swoim profilu na Instagramie. Te osoby, które znalazły go na Tinderze, mogły więc "zweryfikować", że Simon mówi prawdę. No, teoretycznie. Wokół siebie miał też prawdziwych pracowników, między innymi Polaka, jaki był jego ochroniarzem, a który po emisji dokumentu Netflixa, pozwał platformę.

Choć "król diamentów" w pierwszej chwili wywołuje u mnie chęć chichotu, czy na pewno gdybym poznała osobę, która faktycznie przykłada się do tego, żeby stworzyć swój fałszywy świat, znalazłabym w sobie głos sprzeciwu i podejrzliwość? Biorąc pod uwagę mój stan wiedzy, mam nadzieję, że jednak tak.

Warto zwrócić uwagę na to, że Simon wykorzystywał słabości i pragnienia swoich ofiar. Nie ma co ukrywać, że chciały one kochać i być kochane, stworzyć ciepły, romantyczny związek, a przy okazji zapewnić sobie dobrą przyszłość. Mężczyzna nie był też pierwszą lepszą osobą, która nagle wyśniła sobie, że zacznie oszukiwać. Miał czas na to, żeby wszystko przemyśleć, oraz doświadczenie, które zwiększyło jego umiejętności. Nie pomylę się, pisząc, że żył, kłamiąc i kłamał, by żyć (na upragnionym poziomie).

Sprawca pozostaje bezkarny

Skoro już zatem wszyscy wiedzą, co się stało, czy oszust z Tindera został ukarany? No więc... Nie. Nie było podstawy prawnej, która pozwoliłaby pociągnąć go do odpowiedzialności karnej. Według "The Times of Israel" w latach 2017-2019 Simon wyłudził w Europie około 10 milionów dolarów. Jego ofiary, zadłużone na setki tysięcy dolarów, nie są w stanie nic z tym zrobić.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tinder
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy