Smellicopter, czyli hybryda drona i ćmy trafi do amerykańskiej armii [FILM]

Musimy najwyraźniej przyzwyczaić się do tego, że żyjemy w czasach, kiedy to połączenie żywej tkanki i nowych technologii staje się coraz popularniejsze.

Od dłuższego czasu regularnie słyszymy o pomyśle modyfikacji żołnierzy za pomocą specjalnych implantów czy protez, co miałoby podnieść ich zdolności bojowe (stosowne zgody wydane zostały we Francji, a mówi się też o tym, że podobne rozwiązania testują Chińczycy). Teraz zaś docierają do nas informacje o połączeniu ćmy i drona, które opracowali naukowcy Uniwersytetu Waszyngtońskiego oraz amerykańskiej armii. Smellicopter, bo o nim właśnie mowa, to połączenie klasycznego małego drona i żywej tkanki ćmy (konkretniej czułków), odpowiedzialnej za rozpoznawanie zapachów oraz unikanie przeszkód podczas lotów. 

Reklama

Nie da się ukryć, że jedną z największych zalet dronów jest fakt, że mogą dostać się we wszystkie miejsca niedostępne albo zbyt niebezpieczne dla ludzi, jak choćby częściowo zawalone budynki, obszary katastrof naturalnych czy tereny z ukrytymi ładunkami wybuchowymi. Badacze postanowili jeszcze podkręcić te możliwości dronów, opracowując technologie, które pomogą im w nawigacji podczas takich lotów, np. wykrywając chemikalia w powietrzu, ofiary katastrof, wycieki gazu, ładunki wybuchowe i wiele innych. Tyle że te dostępne obecnie nie są najczęściej wystarczająco wrażliwe czy szybkie, by wyłapywać niuanse podczas przelotów i tu do akcji wchodzi natura.

- Poprzez wykorzystanie czułków ćmy w Smellicopterze, jesteśmy w stanie uzyskać to, co najlpesze z obu światów: wrażliwość biologicznego organizmu i robotyczną platformę, której ruch możemy kontrolować. Komórki w czułkach ćmy wzmacniają sygnały chemiczne. Ćmy robią to naprawdę skutecznie - jedna zapachowa molekuła może wywołać wiele komórkowych odpowiedzi i o to właśnie chodzi. Proces jest super-wydajny, konkretny i szybki - tłumaczą naukowcy. I choć czułki wszystkich ciem mają zdolność wyczuwania chemikaliów w środowisku i nawigowania w stronę źródeł jedzenia i potencjalnych partnerów, to badacze sięgnęli konkretnie po zawisaka tytoniowego.

I choć wielu osobom może się to nie podobać z względów etycznych, to do stworzenia tej wyjątkowej hybrydy potrzebne były żywe ćmy, które następnie umieszczano w lodówce, by je znieczulić przed usunięciem czułków. Po odseparowaniu od żywej ćmy, przez 4 godziny pozostają one jeszcze biologicznie i chemicznie aktywne, co naukowcy wykorzystali do dodania do nich cienkich przewodów, a następnie podłączenia do obwodu elektrycznego. Jeżeli zaś chodzi o dron, to naukowcy sięgnęli po komercyjnie dostępną platformę umożliwiająco modyfikacje, a efekt jest zaskakujący - Smellicopter nie potrzebuje żadnej pomocy w poszukiwaniu zapachów, wystarczył protokół zachowania imitujący lot ćmy. Za sprawą sensorów podczerwieni dron unika również przeszkód w czasie lotu, 10 razy w ciągu sekundy skanując otoczenie. Jak na razie mamy jednak do czynienia z prototypem, który wykrywa tylko zapach naturalnie przyciągający ćmy, więc do realizacji ambitnych celów jeszcze daleka droga, ale naukowcy zapowiadają, że wciąż pracują nad tym projektem. 

Źródło: GeekWeek.pl/GCN / Fot.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy