Czy warto robić zdjęcia komórką?

Dzisiaj wszyscy chcą robić zdjęcia komórką. Odruchowo wyjmujemy z kieszeni telefon nie z myślą o dzwonieniu, ale uchwyceniu jakiegoś ważnego momentu. Pytanie brzmi: czy to ma sens?

Od kiedy robienie zdjęć przy pomocy aparatów instalowanych w telefonach komórkowych stało się modne, producenci prześcigają się w zachwalaniu aparatów, w jakie wyposażone są ich mobilne cacka. Przymierzając się do zakupu nowego telefonu nie możemy już nawet liczyć na to, że debiutująca na rynku komórka pozbawiona będzie funkcji robienia zdjęć.

Aparat fotograficzny stał się niemalże obowiązkowym gadżetem w jaki musi być "uzbrojony" każdy telefon. Komórka bez aparatu cyfrowego nie ma szans na rynkowy sukces. Producenci telefonów doskonale o tym wiedzą i aby nie ustępować pola konkurencji, na potęgę "wciskają" do swych aparatów urządzenia, które, zdecydowanie na wyrost, określają później mianem aparatów cyfrowych.

Reklama

Takie czasy

Doczekaliśmy w ten sposób czasów, w których największym na świecie producentem aparatów nie jest już żaden z takich fotograficznych gigantów jak Canon, czy Nikon, ale...Nokia. Co rusz zarzucani jesteśmy też doniesieniami o pracach nad mikroskopijnymi, supercienikimi obiektywami, które będą mogły zaoferować możliwości teleobiektywu i będą przy tym na tyle niewielkie, by z łatwością zmieścić się w obudowie telefonu komórkowego.

Nie twierdzę bynajmniej, że jest to całkowicie niemożliwe (rozwój optyki i jej miniaturyzacja postępują bardzo szybko i można się spodziewać, iż w bliższej lub dalszej przyszłości powstaną miniaturowe obiektywy o dużych możliwościach), niemniej chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że póki co aparaty instalowane w telefonach pozostawiają wiele do życzenia i w żaden sposób nie mogą równać się z aparatami tradycyjnymi. Medialny szum wokół fotograficznych zdolności komórek nie jest niczym innym jak tylko zwykłym chwytem marketingowym mającym na celu nakręcenie koniunktury na rynku telefonii mobilnej.

Dzięki temu furorę robią (choć niekoniecznie w Polsce) modele telefonów w stylu Casio Exilim W53CA (matryca o rozdzielczości 5 milionów pikseli, obiektyw 28 mm F2.8. i system stabilizacji obrazu). W niedługim czasie do sprzedaży trafi też Sony Ericsson K770 (matryca 3,2 megapikseli, autofocus oraz trzykrotny cyfrowy zoom).

Powyższe parametry brzmią naprawdę dobrze i są przy tym zabójczo skuteczne pod względem reklamowym, ale czy swoista gigantomania i szafowanie przez producentów telefonów nowinkami technicznymi mają jakiekolwiek przełożenie na jakość zdjęć robionych komórkowymi aparatami?

Magiczne 2 megapiksele

Standardem w dziedzinie, nazwijmy to, fotografii mobilnej pozostają wciąż aparaty, których matryce mają rozdzielczość 2 megapikseli i jak się zdaje jest to ostatni z przejawów zdrowego rozsądku w tej branży. Po cóż więcej? Uświadommy sobie wreszcie, że najważniejszym elementem każdego aparatu i gwarantem jakości zdjęć jest obiektyw. Optyka instalowana w telefonach komórkowych jest póki co bardzo zawodna i ma naprawdę niewielkie możliwości (ze świecą szukać telefonów, których aparaty dysponują najmniejszym choćby zoomem optycznym).

W sytuacji, gdy zmuszeni będziemy do fotografowania przy pomocy obiektywu wielkości pinezki, nawet największe matryce nie będą w stanie znacząco wpłynąć na jakość zdjęć. To po pierwsze. Po drugie: zwróćmy uwagę na to, że aparaty w telefonach nie udostępniają nam właściwie żadnych możliwości w zakresie manualnej regulacji parametrów fotografowania.

W komórkach wszystko zazwyczaj działa w trybie automatycznym - "Pstryk" i powstaje zdjęcie. Wartości czasu naświetlania czy otwarcia przysłony pozostają całkowicie poza naszą kontrolą. Systemy autofocus są co prawda coraz bardziej skuteczne, ale nie przesadzajmy. Nawet najprostszy tradycyjny kompakt pozwala fotografującemu na zmianę podstawowych ustawień.

Pamiętajmy też, że zdjęcia nie zawsze można robić w idealnych warunkach oświetleniowych i czasem niezbędna jest lampa błyskowa. Niestety, w swym szaleńczym pędzie do mnożenia zysków producenci telefonów zapomnieli o tej prostej prawdzie i większość komórek nie posiada żadnego dodatkowego źródła światła.

Do tego dochodzi jeszcze problem ze zużyciem baterii. Wykonanie każdego zdjęcia, lub nakręcenie klipu wideo, oznacza zwiększone wykorzystanie baterii. Zasadniczo nie ma w tym nic złego, jednak dla niektórych telefonów, do których "na siłę" dorzucono funkcję aparatu, robienie zdjęć oznacza szybką śmierć baterii i konieczność doładowania. Dodatkowo, źle przygotowane oprogramowanie nieraz sprawia, że telefon podczas robienia zdjęć pracuje znacznie wolniej, a w krytycznych sytuacjach wiesza się. Wszystko w ramach obowiązkowego aparatu.

Wartość duchowa

Oto tylko kilka dowodów na to, że aparaty w telefonach komórkowych powinniśmy traktować raczej jak ubogich krewnych aparatów tradycyjnych. Nie dajmy się zwieźć zapewnieniom producentów telefonów, którzy usilnie starają się przekonać nas do tego, że jakość zdjęć wykonanych komórką może być konkurencyjna wobec fotografii zrobionych zwykłymi aparatami. Być może kiedyś faktycznie tak będzie, ale póki co są to jedynie pobożne życzenia specjalistów od marketingu.

Mimo wszystko aparat w telefonie to ciekawy gadżet - zdjęcia zrobione telefonem zawsze będą miały wartość sentymentalną. Niezależnie od jakości, będzie to swoistego rodzaju pocztówka z podróży. Natomiast chcąc uzyskać zdjęcia naprawdę dobrej jakości będziemy musieli zaopatrzyć się w urządzenie, które nie dzieli funkcji fotograficznych z wysyłaniem SMS-ów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: telefon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy