15 lat Polsat News: Tak wygląda telewizja po drugiej stronie kamery
Słynne "Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś" w telewizyjnym wydaniu oznacza mniej więcej: ktoś nagrywa, montuje, realizuje, maluje, stylizuje, nagłaśnia, produkuje, edytuje, wydaje, prezentuje by oglądać mógł ktoś. Nieważne czy to Hamlet, czy Gość Wydarzeń. Bez ekipy realizacyjnej widz dostanie co najwyżej obraz kontrolny. Pora ją przedstawić.
Żeby zabrzmiało wiarygodnie, powinienem napisać, że to materiał wcieleniowy i odwiedziłem studio Polsat NEWS specjalnie na potrzeby tego tekstu. I tak, i nie. Ale to wyjaśnię za chwilę.
Kto gdzie siedzi i czym się zajmuje?
Newsroom od studia dzielą trzy piętra, to dokładnie 72 schody. I choć to droga w dół, tętno prowadzących i wydawców mogłoby wskazywać odwrotnie. Im bliżej do emisji, tym większy stres. Wiem, co mówię.
Te 72 schody łączą dwa światy. Pierwszy to kakofonia stukotu palców po klawiaturze, dzwoniących telefonów, rozmów, a czasem też krzyków. Wydawałoby się - jak w każdym biurze. Tylko tu wszystko musi być na już. Tylko tu "deadline’y" i "asap-y" liczone są w sekundach. Tylko tu projekty zaczynają się i kończą, zanim u innych rozgrzeje się ekspres do kawy. A studio? Właściwie wszystko tak samo, tyle że w ciszy.
Nad jednym dwuminutowym materiałem pracuje zwykle kilkanaście osób. To reporterzy, operatorzy, dźwiękowcy, kierownicy produkcji, producenci, edytorzy, montażyści i wydawcy.
Ekipa z 3. piętra (przy wsparciu redakcji regionalnych) dostarcza produkt, który przy pomocy ekipy z parteru trafia na antenę.
Nad wielkimi wygłuszonymi drzwiami wisi legendarna tabliczka ON AIR, za nimi rządzą kierownicy planu i dyżurni. Pomogą gdy wywali prompter (urządzenie do wyświetlania tekstu przed kamerą), nie działa rundown (kolejność materiałów), nie drukują się białe (zapowiedzi materiałów) lub w jakiejkolwiek innej mało komfortowej i zrozumiałej tylko dla prezentera sytuacji.
Kto ma kłopot z opanowaniem pilota od telewizora, prawdopodobnie nie będzie najlepszym realizatorem wizji. W tej robocie trzeba mieć oko, refleks, wciskać dużo guziczków i umieć liczyć wstecz - wystarczy od trzech do jednego. Na koniec dodaje się jeszcze "jesteś" i na moment masz spokój.
Jeden za wszystkich...
Wtedy zaczyna się produkować pani lub pan z okienka. Swoją twarzą reprezentuje pracę wszystkich niewidocznych. Musi mówić i musi wyglądać.
W zrobieniu z człowieka prezentera pomagają styliści. To oni potrafią zawiązać krawat z zamkniętymi oczami, a interferującą marynarkę zauważą z kilometra. Poprawki krawieckie na minutę przed programem - bardzo proszę. Kolory, wzory, fasony dla kilkudziesięciu prezenterów i reporterów dziennie - to musi ze sobą grać. I gra.
Od tego żeby grało dosłownie są dźwiękowcy. W kwestii kolorów liczą się dla nich tylko dwa: jasny i ciemny - to ze względu na kable od mikrofonów. Jeśli słychać, nie widać urządzeń, a do tego prowadzącemu nic nie przeszkadza, to znaczy, że swoją robotę zrobili dobrze. Czy potrafią wymienić w 10 sekund dwa mikrofony i ucho? - tak potrafią. Ucho znaczy, tyle co odlew/słuchawka wkładany do ucha prezentera. Nie pytajcie.
Radio już mamy, ale żeby stało się telewizją, to potrzebni są operatorzy kamer. Właściwie byli potrzebni. Operator już nie stoi za kamerą, tylko spełnia marzenia z dzieciństwa i jeździ kolejką. Jeszcze niedawno to była abstrakcja, ale kamery wokół stołu prezenterskiego sterowane są zdalnie i jeżdżą po specjalnych torach. Uspokajam, w Polsacie tory są dobre i podwozie, podwozie też jest dobre - to w nawiązaniu do legendarnego live z konkurencyjnej telewizji.
Gdyby nie oni, na usta cisnąłby się od razu najsłynniejszy cytat z Seksmisji. Ale ciemność to ostatnie słowo, które można powiedzieć o studiu. Pod sufitem zawieszonych jest kilkadziesiąt potężnych lamp. Oświetleniowcy udowadniają, że to nie dekoracja, a gwarancja idealnego doświetlenia każdego milimetra studia. Przy okazji to też doskonała możliwość przetestowania make-up'u.
Prawdopodobnie to właśnie w makijażowni notuje się największe stężenie powątpiewań w męskość. Wszystko w obliczu pudru transparentnego i trzech pociągnięć pędzlem poprzedzonych pytaniem, czy to naprawdę konieczne? Odpowiedź brzmi - tak. Nie chodzi o urodę. Chodzi o to, żeby się twarz nie świeciła. Można się rozejść i przeprosić za wszystkie głupie żarty w tym temacie.
Dzień wstaje tam o 4 rano niezależnie od pory roku. Światła gasną w okolicach północy. Spędziłem w tym studiu kilkanaście lat. Ja byłem przed, ale pamiętajcie też o tych wszystkich wspaniałych ludziach za kamerą.
Polecamy na Antyweb | Vivo porzuca polski rynek, Oppo nie, podobnie jak OnePlus