Jak zostać poszukiwaczem złota?

Jak najłatwiej zdobyć dużo kasy? Można wygrać w totka, obrabować bank (nie polecamy) albo… przeczesywać górskie strumienie w poszukiwaniu złota. Bez sensu? Innego zdania są ci, którzy na brodzeniu w wodzie i wymachiwaniu łopatami dorobili się milionów!

Złoto to pierwiastek, który od tysiącleci wywiera szczególny wpływ na człowieka. Wojny o ten kruszec prowadzono już w epoce brązu, gdy - w mniej zaawansowanych cywilizacyjnie miejscach - nasi przodkowie polowali jeszcze na mamuty. O tym metalu pisano w Starym Testamencie przy okazji Złotego Cielca, a w ówczesnym Egipcie faraonowie otrzymywali maski pośmiertne wykonywane niemal w całości ze złota.

Pierwszych monet wykonanych z tego pierwiastka używano w Azji Mniejszej już sześć wieków przed naszą erą, a za czasów starożytnych Greków i Rzymian wykorzystywanie złota rozprzestrzeniło się na cały znany im ówczesny świat. Było powszechnie używane w Azji, Afryce, a Aztekowie wierzyli, że ten kruszec pochodzi prosto od bogów.

Reklama

W XIX stuleciu wybuchały pierwsze "gorączki złota" - najpierw w Kalifornii w 1849 roku, potem na Alasce i w dolinie rzeki Jukon w Kanadzie. Do tych miejsc zjeżdżały dziesiątki tysięcy ludzi, pełnych nadziei na znalezienie własnej "żyły złota". Niektórym szczęśliwcom udawało się zarobić tysiące, a nawet miliony dolarów.

Niestety, na znacznie większą ilość osób czekały jedynie porażka, rozczarowanie i szybko rosnące długi, co w swoich książkach wielokrotnie przedstawiał Jack London. Ówcześni poszukiwacze, nawet jeżeli udało im się zarobić, często tracili swoje niewielkie majątki przez hazard, alkohol, prostytutki oraz wybuchające co kilka tygodni epidemie, które były prawdziwą zmorą naprędce budowanych osad na Alasce. Cóż, nikt nie mówił, że ludzie sto lat temu mieli lżejsze życie od nas!

Jak znaleźć złoto?

Od czasów  wielkich gorączek złota minął już przeszło wiek, sporą część kruszcu już odkryto, a stare, pochodzące jeszcze z czasów średniowiecznych kopalnie złota (jak ta w Złotoryi) zostały do cna wyeksploatowane. Pozostaje poszukiwanie mitycznego El Dorado, które nadal być może jest gdzieś ukryte w amazońskiej puszczy, nadzieja na to, że pod Wałbrzychem rzeczywiście znajduje się Złoty Pociąg lub... wycieczka na Alaskę! Choć poszukiwacze w tym stanie wydobyli znaczną część drogocennego kruszcu z tamtejszych rzek, potoków i strumieni, to po dziś dzień można się tam nieźle obłowić. Kłopot w tym, że aby tam trafić trzeba najpierw nieźle zainwestować.

- Koszt zakupu lub wynajęcia sprzętu potrzebnego do wydobywania złota na Alasce można liczyć w setkach tysięcy dolarów. To nie jest tak, że kupujesz łopatę i plastikową płuczkę, siadasz przy rzece i czekasz aż ogromne samorodki same wpadną ci w ręce. To bardzo ciężka robota, w której obok pogłębiarek, płukarek i przesiewarek, czyli maszyn ważących czasem po kilka ton, musisz także używać spychaczy i koparek - mówi Parker Schnabel, najlepszy i najmłodszy lider zespołów poszukiwaczy z programu "Gorączka złota" na Discovery Channel.

Maszyny to tylko początek. Trzeba pamiętać o paliwie, którego urządzenia pochłaniają całe galony oraz o działce, na której chce się wydobywać złoto. Przytłaczająca większość gruntów na Alasce należy do państwa, zaledwie 1 prcent jest w rękach prywatnych. To właśnie na terenach należących do zwykłych obywateli USA można najczęściej szukać kruszcu, o ile oczywiście wypłacimy im czynsz za użytkowanie ziemi, jak również procent od znalezionego złota. Jak widać, początki są trudne i bez sporej ilości gotówki nie ma nawet co liczyć na sukces. A czy potem jest łatwiej i kruszec sam wpada w ręce? Niestety, nie ma tak dobrze... Najpierw warto się choć nauczyć podstawowych technik poszukiwania tego drogocennego metalu.

Płukanie misą

Jeśli chcesz zrobić karierę jako poszukiwacz złota na Alasce, to nie obędziesz się bez gigantycznej koparki. W końcu jak inaczej przebijesz się przez metry zamarzniętej ziemi, znajdującej się płytko pod tamtejszą glebą? Żeby jednak sprawdzić, czy w najbliższej okolicy w ogóle znajdują się jakiekolwiek grudki złota, możesz zapytać starych poszukiwaczy, przejrzeć wyblakłe mapy sprzed wieku lub przekonać się o tym samemu.

Wystarczy zakupić zwykłą plastikową misę, którą na Alasce nabędziesz w każdym sklepie za kilka dolarów. Może i jest to nieco dziecinny sposób, ale całkiem skuteczny. Jeśli już nabyłeś płuczkę i znajdujesz się w okolicy, która powinna obfitować w metale szlachetne, znajdź rzekę i zanurz się do wysokości ok. ¾ twojej łydki. Zgarnij osad z dna rzeki, a następnie energicznie wykonuj okrężne ruchy misą, dzięki czemu łatwo i szybko uda ci się wypłukać wszędobylski piasek i kamienie. Po jakimś czasie na dnie misy pozostanie sam szlich - mieszanka ciężkich minerałów, spomiędzy których powinny błyszczeć grudki złota!

Większy kaliber

Misa jest fajna na początek, ale jeśli chcesz zrobić lepsze wrażenie na okolicznych poszukiwaczach, to nie ma przebacz, musisz zainwestować w płuczkę. Czym jest urządzenie z tak głupią nazwą? Otóż płuczka, inaczej zwana "korytkiem", to długa metalowa rura, która, dzięki karbowanemu dnu,  umożliwia wyodrębnianie i zatrzymywanie drobinek cennego kruszcu spomiędzy kamieni, żwiru i piasku.

Płuczkę montuje się zgodnie z biegiem rzeki. Następnie łopatą ładuj do urządzenia osad z dna. Kiedy już się odpowiednio namachasz łopatą, dno płuczki przemyj stałym strumieniem wody. Po spłukaniu na dnie urządzenia powinieneś znaleźć cenny urobek. A jeśli niczego takiego tam nie ma, no cóż, trzeba zakasać rękawy i szukać dalej...

Coś dla twardzieli

Rury zasysające to już zabawa dla prawdziwych twardzieli. Nie znajdziesz tych urządzeń w Klondike i okolicach. Używają ich poszukiwacze na Dalekiej Północy, u brzegów skutego lodem Morza Beringa. Możesz nie wierzyć, ale to właśnie na dnie tego akwenu kryją się prawdopodobnie największe złoża złota na świecie. Żeby wydobywać kruszec w tak ciężkich warunkach, wykorzystuje się pogłębiarki - potężne statki na których pokładzie mocuje się specjalne rury zasysające. Urządzenia te następnie wpuszcza się na płytkie dno morza, gdzie rury niczym ogromne odkurzacze wsysają powierzchnię dna.

Z powstającej wtedy kurzawy kamieni, piasku, wodorostów i cokolwiek tam jeszcze innego można znaleźć, wypływają również drobinki złota, które łowią specjalnie przygotowani do tego zadania nurkowie. Penetracja osadów dna morskiego jest jednak trudnym i bardzo ryzykownym zajęciem. Każdego roku kilku osób bezpowrotnie zanurza się i nigdy więcej nie wypływa na powierzchnię morza.

Czy to ma sens?

Dlatego poważnie się zastanów czy serio chcesz wyjeżdżać na Alaskę w poszukiwaniu złotego kruszcu. Możesz trafić na złoża warte miliony dolarów, ale dużo bardziej prawdopodobne, że wpadniesz w długi, które będziesz spłacał przez kolejne lata. Cóż, nie każdy musi mieć tyle szczęścia, co Parker Schnabel

 - Zacząłem w bardzo młodym wieku. Pierwszy raz sezon zacząłem jako szef mojej własnej ekipy poszukiwaczy w wieku 16 lat. Teraz mam 21 i w tym czasie udało mi się wydobyć złoto
o wartości kilku milionów dolarów. Ale nic nie przyszło za darmo. Kosztowało mnie to masę czasu, nieskończone studia i każde lato spędzane w alaskańskiej głuszy. Ale uwielbiam tę pracę. Ludzie w moim wieku często biorą ogromny kredyt na studia, który następnie spłacają przez wiele lat. Ja już nie muszę się troszczyć o takie rzeczy. Moim zdaniem każdy może spróbować swoich sił w poszukiwaniu złota, ale musi wziąć za siebie odpowiedzialność, bo o porażkę jest tu bardzo łatwo - mówi Parker.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: złoto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy