Katastrofa lotnicza - tak pracują służby ratownicze

Zastępy straży pożarnej, łodzie ratunkowe oraz śmigłowiec Mi-8 to tylko niektóre z pojazdów biorących udział w ćwiczeniach organizowanych przez Międzynarodowy Port Lotniczy w krakowskich Balicach.

Scenariusz zakładał katastrofę samolotu podchodzącego do lądowania. Sprawna akcja to było wyzwanie dla służb, ale także sprawdzian procedur kluczowych dla bezpieczeństwa.

Międzynarodowy Port Lotniczy im. Jana Pawła II w Balicach po raz kolejny organizował ćwiczenia z ratownictwa lotniskowego. W tym roku tematem przewodnim zajęć była koordynacja i prowadzenie działań ratowniczych podczas wypadku lotniczego w akwenie wodnym.

Przygotowany na potrzeby ćwiczeń scenariusz zakładał awarię silników samolotu, który rozpoczął procedurę podejścia do lądowania. Mimo prób uruchomienia silników maszyna wpadła do zalewu w podkrakowskim Kryspinowie. W wyniku katastrofy ucierpiało ponad 50 osób, doszło również do skażenia terenu oraz rozległego pożaru.

Reklama

Równocześnie z ogłoszeniem alarmu do akcji wyjechały dwie jednostki lotniskowej służby ratowniczo-gaśniczej, które na miejscu pojawiły się jako pierwsze. Ich zadaniem było opanowanie pożaru oraz ewakuacja poszkodowanych z wraku samolotu.

Lotniskowa Służba Ratowniczo-Gaśnicza Kraków Airport ma obowiązek działania nie tylko na terenie samego portu lotniczego, ale także w rejonie operacyjnym lotniska. Przepisy określają, że jest to teren w promieniu 9,3 kilometra.

- Jeżeli dojdzie do wypadku lotniczego w tym rejonie, to nasi strażacy wyjeżdżają i taka była sytuacja założona w scenariuszu - wyjaśnia Urszula Podraza, rzecznik prasowy Kraków Airport. - Te ćwiczenia były największe wśród tych, jakie dotychczas organizowaliśmy, brało w nich udział ponad 150 osób z różnych służb - dodaje Podraza.

Ze względu na specyfikę miejsca zdarzenia oraz złożoność sytuacji w akcję ratunkową zaangażowane były służby wojskowe oraz cywilne działające na terenie całego województwa. Były to: 3 Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza, 8 Baza Lotnictwa Transportowego, Wojskowa Straż Pożarna, Państwowa Straż Pożarna, Krakowskie Pogotowie Ratunkowe, Straż Graniczna, Urząd Celny, PAŻP, Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, Prokuratura Rejonowa oraz Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego.

Szczególna rola przypadła 3 Grupie Poszukiwawczo-Ratowniczej, która za zadanie miała podjęcie i ewakuację rozbitków z powierzchni wody. W tym celu ratownicy użyli śmigłowca Mi-8 oraz tratwy ratunkowej typu MEWA. Ostatecznie, ze względu na sprzyjające warunki atmosferyczne oraz stan poszkodowanych, zdecydowano się na podjęcie rozbitków na pokład za pomocą wyciągarki.

- Akcja była przeprowadzana zgodnie ze standardami, jakie panują w naszej grupie - zapewnia por. Sylwester Kanadys, rzecznik prasowy 3. Grupy. Jednocześnie podkreśla, że pod względem technicznym użycie śmigłowca w takich sytuacjach nie stanowi żadnego problemu.

Jego załoga pełni 24-godzinne dyżury, podczas których jest gotowa do wylotu w ciągu 15 minut. Na pokładzie, oprócz pilotów, znajduje się również lekarz, ratownik oraz specjalistyczny sprzęt umożliwiający działanie nocą oraz w trudnych warunkach atmosferycznych.

- Możemy latać przy widoczności 1,5 km i podstawie chmur 150 m, jednak za każdym razem indywidualnie analizujemy ryzyko - mówi por. Kanadys. Dodaje, że w razie problemów podczas samej akcji śmigłowce wyposażone są w urządzenia radionawigacyjne pozwalające wrócić w trudnych warunkach na miejsca bazowania.

To, jak powinny wyglądać ćwiczenia organizowane przez Międzynarodowy Port Lotniczy im. Jana Pawła II, szczegółowo określa rozporządzenie ministra transportu. Służby lotniska przerabiają jednak różne scenariusze. - Staramy się, żeby jak najwięcej potencjalnych sytuacji mieć nie tylko rozpisane w procedurach, ale przećwiczone w rzeczywistych warunkach - podkreśla Urszula Podraza. - Czasami na papierze wszystko wygląda świetnie, a później jakiś drobiazg wywraca całość do góry nogami.

Michał Zieliński

Polska Zbrojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy