"Ludzie przeciw technologii": Zagłada ludzkości czy triumf anarchii?

Świat zmienia się cały czas za sprawą technologii. Można siedzieć na kanapie, karmić mózg telewizją i narzekać na dynamiczną rzeczywistość, jednocześnie zaprzeczając jej, ale to nie zatrzyma dziejącego się dookoła postępu. Gdzie nas to zaprowadzi? Czy dążymy do techno-utopii czy może do ostatecznej zagłady świata, jaki znamy?

W złych rękach nowe technologie mogą zostać użyte do wywołania globalnego chaosu
W złych rękach nowe technologie mogą zostać użyte do wywołania globalnego chaosuEast News

Te pytania nie są nowe. "Ciężkie czasy" i "czas zmian" to topos przewijający się przez dyskurs publiczny tak długo, jak istnieją ludzie. Jeśli myślisz, że tylko obecnie ludzkość mierzy się z trudnościami i zmianami, to jesteś w wielkim błędzie. 50, 100, 200, 1000 lat temu też tak myślano. Rzecz w tym, że nasz świat ewoluuje nieustannie. Jak będzie wyglądał w przyszłości? Jedną z wizji przyszłości roztacza w swojej książce "Ludzie przeciw technologii" dziennikarz Jamie Bartlett.

Przeczytaj fragmenty książki Jamiego Bartletta "Ludzie przeciw technologii", która ukazała się niedawno w Polsce dzięki wydawnictwu Sonia Draga.

Kryptoanarchia - filozofia zmierzająca do osłabienia władzy państwowej za pomocą kryptografii - staje się coraz popularniejsza. Jej celem jest ochrona naszej prywatności w Internecie. Ale kryptoanarchia kwestionuje przy tym naczelną rolę państwa i grozi jego osłabieniem tak znacznym, że graniczącym z upadkiem.

Kilka lat temu zaproszono mnie do Pragi na wystąpienie w Instytucie Kryptoanarchii. Pavol, nieprzesadnie skryty haker używający kilku pseudonimów, zorganizował tam zlot programistów, libertarian i kryptoanarchistów. Temat zjazdu, jak wynikało z rozesłanego mailem programu, był zdecentralizowany. "Idea władzy państwowej stopniowo odchodzi do lamusa - głosił tekst. - Rozwój gospodarki współdzielenia opartej na systemach reputacji, cyfrowych kontraktach i kryptowalutach sprawia, że centralne rządy stają się zbędne" (...).

"Około 4-5 miliardów mieszkańców planety jest zasadniczo skazanych na zagładę: krypto polega na tym, że świat będzie bezpieczny dla jednego procenta"
"Około 4-5 miliardów mieszkańców planety jest zasadniczo skazanych na zagładę: krypto polega na tym, że świat będzie bezpieczny dla jednego procenta"123RF/PICSEL

Wielu z aktywistów działających na rzecz prywatności wierzy w szyfrowanie z bardzo szlachetnych i przemyślanych powodów. Większość ani myśli tworzyć bezpaństwową kryptoanarchistyczną utopię. A jednak ta wizja może się spełnić. Timothy May, przypuszczalnie najbardziej wpływowa postać środowiska kryptoanarchistycznego, uważa, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat demokracje w znanej nam formie ulegną rozpadowi. Kilka lat temu udało mi się zrobić wywiad z Mayem. 

Ostatnie wydarzenia wprawiły go w zachwyt. "Człowieku, wielki brat świruje teraz ze strachu! - powiedział mi. - Niedługo zobaczymy, jak odpadają zbędni zjadacze chleba - dorzucił jedynie pół-żartem. - Około 4-5 miliardów mieszkańców planety jest zasadniczo skazanych na zagładę: krypto polega na tym, że świat będzie bezpieczny dla jednego procenta". Oto ostateczne spełnienie snu kryptoanarchisty. Świat samotników, którzy załapali się do jednego procenta - wolnych od wszelkich ograniczeń i społecznych zobowiązań, anonimowych duchów w maszynie.

Przywitajcie się z przyszłością

Istnieją konkurencyjne wyobrażenia co do tego, jak technologia przekształci świat. Wizja ery wolności ufundowanej na technice jest mniej realna niż scenariusz przeciwny: taki, że coraz więcej ludzi zwracać się będzie ku autorytarnym ideom i przywódcom, licząc, że dzięki nim w społeczeństwie powróci ład. Czy demokracja zostanie powoli zniszczona pod pozorami jej ratowania?

Dokonałem przeglądu zjawisk, które osłabiają sześć wskazanych przeze mnie filarów demokracji, lecz nikt nie wie na pewno, jak potoczy się trwająca obecnie rewolucja technologiczna. Z moich obserwacji wynika, że ludzie wyobrażają sobie dwa luźne scenariusze - nazywam je "wizją utopijną" i "wizją dystopijną". Która jest która, zależy oczywiście od poglądów politycznych.

Coraz więcej osób, zarówno o przekonaniach prawicowych, jak i lewicowych, uważa, że malejący koszt towarów i coraz wyższa wydajność uzyskana dzięki maszynom poprowadzą nas do świata obfitości i kresu bezsensownej pracy. Nasze życie stanie się szczęśliwsze, łatwiejsze, bardziej spełnione. Większa łączność i dostępność informacji sprawią, że będziemy mądrzejsi, lepiej poinformowani i - miejmy nadzieję - życzliwsi. Aby jednak na pewno nikt nie został w tyle, potrzebne będzie rozwiązanie w stylu powszechnego dochodu gwarantowanego, które zapewni podział dóbr. Dla wielu ludzi jest to scenariusz utopijny.

Scenariusz przeciwstawny - dystopijny - zakłada, że rządy państw stopniowo przestaną funkcjonować. Nierówność sięgnie stadium, w którym cała technologia i cały majątek znajdą się w posiadaniu garstki bogaczy, a reszta będzie klepać biedę, usługując zwycięzcom. Rządy utracą autorytet, władzę i prawo reprezentowania ludu. Porządek załamie się z wolna, a najbogatsi zamkną się w pilnie strzeżonych fortecach jak w Atlasie zbuntowanym Ayn Rand. To, co jednemu spędza sen z powiek, innego napawa radością: dla radykalnych kryptoanarchistów w rodzaju Timothy’ego Maya jest to konieczny i pożądany etap na drodze do postpaństwowego raju kryptowalut i wirtualnych wspólnot bez granic.

Oczywiście oba scenariusze mają też bardziej realistyczne i wycieniowane warianty. Nie jestem futurologiem, ale sądzę, że oba z nich przypisują zbyt nikłe znaczenie nie samej technologii, lecz postawom zwycięzców i przegranych w obliczu zmian. Oto zatem trzecia wersja zdarzeń, która mogłaby zaistnieć, gdyby wszystkie trendy opisane w tej książce rozwinęły się równocześnie. Oczywiście opis, który przedstawiam poniżej, nie spełni się co do joty (świat jest zbyt nieprzewidywalny), ale myślę, że jest zasadniczo trafny. Należy go traktować nie tyle jako zespół wytycznych, ile przestrogę: jeżeli potrafimy wyobrazić sobie pewien wariant przyszłości, to być może umiemy też wykoncypować, jak go uniknąć.

Rosnące nierówności, które na tym etapie wydają mi się nieuniknione, zaognią wiele problemów społecznych, w tym depresję, alkoholizm i przestępczość
Rosnące nierówności, które na tym etapie wydają mi się nieuniknione, zaognią wiele problemów społecznych, w tym depresję, alkoholizm i przestępczość East News

Rosnące nierówności, które na tym etapie wydają mi się nieuniknione, zaognią wiele problemów społecznych, w tym depresję, alkoholizm i przestępczość. Jak pokazują Richard G. Wilkinson i Kate Pickett w książce "Duch Równości", wzrost nierówności społecznych pociąga za sobą większą obecność rządu, rośnie bowiem zapotrzebowanie na policję, służbę zdrowia, więzienia i pomoc społeczną. Tymczasem nieświęte przymierze - strefa fuch, kryptowaluty, monopole z kontami w rajach podatkowych - sprawi, że skurczą się wpływy z podatków. 

W rezultacie rządy będą coraz mniej skutecznie reagować na problemy, których rozwiązania oczekują obywatele. Istnieje ryzyko, że doprowadzi to do stanu, który badacz społeczny Francis Fukuyama nazywa "równowagą niskiego stopnia": kiepski rząd wzbudza nieufność obywateli, którzy nie chcą z nim współpracować i dostarczać mu środków do sprawnego funkcjonowania. Problem ma charakter spiralny i zastanawiam się, czy już teraz nie mamy do czynienia z tą zabójczą równowagą (...).

Możliwe, że obywatele i rządy zapałają nowym entuzjazmem wobec coraz bardziej autorytarnych technorozwiązań dla problemów, z którymi najwidoczniej nie umie sobie poradzić demokracja. W końcu potężni despoci wyposażeni w jeszcze potężniejszą technikę przypuszczalnie potrafiliby zapewnić społeczeństwu więcej pieniędzy i gadżetów. Przy pomocy genialnych robotów ze sztuczną inteligencją uporaliby się ze zmianą klimatu, z rozpasaną przestępczością, głodem i szeregiem innych kłopotów.

Automaty do podejmowania decyzji zajęłyby się dystrybucją wszelkich zasobów i byłyby w tym skuteczniejsze od ludzi, niedoinformowanych i skłonnych do działań nieracjonalnych. Potężne tajne algorytmy analizowałyby dane na temat zdrowia wszystkich obywateli, dzięki czemu średnia oczekiwana długość życia wystrzeliłaby w górę. Kontrolowane przez rząd kryptowaluty nie zapewniałyby żadnej prywatności, a ich dzika skuteczność przyniosłaby krociowe wpływy z podatków.

W rękach technodespotów wszystkie narzędzia cyfrowego wyzwolenia łatwo mogą się przeistoczyć w potężne instrumenty subtelnego przymusu, dzięki którym społeczeństwo będzie funkcjonować sprawniej, lecz nie uzyska ani większej wolności, ani środków do rozliczania władzy.Proces ten rozwinie się różnorako w zależności od konkretnej sfery życia. Tutaj przyjrzyjmy się kwestii prawa i porządku.

Jak wspomniałem w poprzednim rozdziale, narastająca demokratyzacja przestępczości sprawi, że władze, chcąc utrzymać względny ład, będą się imać drakońskich środków. Zubożała policja, by zapanować nad przestępczością, w coraz większym stopniu korzystać będzie z big data i programów przewidujących przestępstwa. Jednak rozwój tych technik spowoduje zaostrzenie istniejących uprzedzeń i nierówności, nie rozwiąże zaś ukrytych przyczyn patologii.

Fragmenty pochodzą z książki Jamiego Bartletta "Ludzie przeciw technologii" wydanej przez wydawnictwo Sonia Draga.

materiały promocyjne
INTERIA.PL/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas