Ludzie z zamku: Kto rządzi celami polskich więzień?
Jeszcze dwadzieścia lat temu to oni stanowili elitę więziennego świata. Wywodzący się z przestępczej recydywy „ludzie” ustanawiali własne prawa, mówili własnym językiem, byli postrachem niegrypsujących „frajerów”. Teraz się to zmienia...
Z więziennego dziedzińca za pomieszczeniami gospodarczymi rozpościera się widok na zbudowany na planie krzyża gmach zakładu karnego. Ściany z czerwonej cegły, zakratowane okna, za które odsiadujący wyroki wystawili reklamówki z jedzeniem. Jeden rząd zasłonięty blendami uniemożliwiającymi jakikolwiek kontakt wzrokowy z tym, co na zewnątrz.
- W tym skrzydle znajdują się cele dla szczególnie niebezpiecznych skazańców - wyjaśnia jeden z pracowników więzienia. - Wyżej sala gimnastyczna, biblioteka, ale generalnie jest to tak zwany zamek, czyli zakład karny typu zamkniętego. Co to znaczy? - To, że umieszczani są tu sprawcy groźniejszych przestępstw i obowiązuje surowszy regulamin.
Tylko niektóre cele są otwierane w wyznaczonych godzinach [umożliwia to kontakty między skazanymi osadzonymi w danym skrzydle - przyp. red.], ruch wewnątrz zakładu odbywa się w sposób zorganizowany, widzenia (dwa w miesiącu) są pod nadzorem, korespondencja jest cenzurowana, a na zewnątrz skazani są zawsze konwojowani przez strażników - wyjaśnia przewodnik.
Kiedyś takie więzienie nazywano "ciężkim". Obecnie coraz częściej osadzeni korzystają z placówek typu otwartego - w gwarze środowiskowej nazywanych "otworkami". To zakłady, gdzie cele są otwarte całą dobę, zajęcia socjalne, sportowe i kulturalno-oświatowe odbywają się na zewnątrz murów, nie ma cenzury, a widzenia nie są limitowane.
"Zamek", w którym się obecnie znajdujemy, uchodzi za jeden z najostrzejszych w Polsce (więźniowie nie mogą wyjść do pracy na zewnątrz zakładu nawet pod strażą). Taki był też zamiar jego dziewiętnastowiecznych budowniczych...
Pensylwański krzyż
Wiele więzień powstałych pod koniec XIX wieku budowano, sięgając po sprawdzone za oceanem wzorce amerykańskie. Opisywany tu zakład karny prezentuje tzw. system pensylwański - znany miłośnikom hollywoodzkich filmów.
Piętrowy gmach posiada cztery skrzydła z celami rozmieszczonymi wokół otwartych na przestrzał i niepodzielonych stropami przestrzeni korytarzowych.
Ruch odbywa się metalowymi schodami i platformami wokół ścian, na każdym poziomie są przeszklone pomieszczenia strażników, z których widać wszystko dokoła. Więzienie takie w swoim projekcie nie zakłada resocjalizacji, lecz izolację i inwigilację. To szybko też zdobyło sobie złą sławę wśród skazanych.
Jeszcze gorszej doczekało się tuż po wojnie, kiedy przejęło je radzieckie NKWD. Przywożono tu więźniów politycznych (w tym żołnierzy walczącego po stronie Niemców rosyjskiego generała Własowa) i wykonywano masowo wyroki śmierci. W 1949 roku kompleks został przejęty przez polską administrację. Jego funkcja jako zakładu karnego pozostała niezmieniona. Obecnie dysponuje ponad tysiącem miejsc dla osadzonych. Personel liczy sobie 400 funkcjonariuszy i pracowników.
Kto się tu liczy?
Do niedawna odpowiedź na to pytanie - w odniesieniu do nieformalnych struktur społeczności więziennej - była łatwa: ludzie. Aby zrozumieć to z pozoru tylko proste stwierdzenie, musimy zgłębić nieco tajemnice subkultury, jaką w drugiej połowie XX wieku wytworzyli odsiadujący wyroki przestępcy. U jej podstaw legła niesłychanie ostro zarysowana hierarchizacja społeczności za kratami.
Przypomina ona trochę kastowe struktury znane choćby z Indii. Wszyscy więźniowie zostali wtłoczeni w ramy jednej z trzech grup: "ludzi", "frajerów" lub "cweli". Pierwsi z nich stali na samym szczycie tej niezwykłej piramidy. Byli to otaczani szacunkiem w przestępczym światku recydywiści, posługujący się tajną, środowiskową odmianą języka zwaną grypserą i noszący wytatuowane na ciele widome oznaki sprawowanej władzy.
Niżej nich znajdowali się niegrypsujący "frajerzy", czyli - z naszego punktu widzenia - normalni osadzeni, nieaspirujący na ogół do przyjęcia ich do grona przestępczej "wierchuszki". Na samym dole pozostawali pogardzani przez "ludzi" "cwele", czyli homoseksualiści oraz ci, których wykorzystywano (także przez gwałt) do celów seksualnych.
Wiedli żywot "nieczystych" w wyizolowanych częściach cel.Był to więc hermetyczny, alternatywny system wartości mający zagwarantować dominującą pozycję za kratami najbardziej zatwardziałym przestępcom.
Niejako poza tym podziałem znajdował się "aparat represji", czyli administracja, pracownicy i funkcjonariusze zakładu karnego, określani ogólnie mianem "gadów". Jakakolwiek współpraca z nimi nie wchodziła w rachubę. Bycie "człowiekiem" stanowiło w tym środowisku swoisty zaszczyt, ale też wiązało się z różnego rodzaju niebezpieczeństwami. Jakimi?
Otóż należało strzec się jak ognia utraty przywileju kastowego i statusu grypsującego. A łatwo było o nieostrożność. Do grupy "frajerów" spadało się przez, na przykład, podanie ręki normalnemu skazanemu lub wychowawcy albo użycie zakazanego słowa.
O ile w drugim przypadku wystarczyło użyć magicznej formułki (tak zwanego kiciora), aby "oczyścić się" z frajerstwa, o tyle fizyczny kontakt z przedstawicielem niższej kasty miał poważniejsze konsekwencje. O karze nałożonej na chcącego powrócić do przestępczej elity więźnia i sposobie jej odbycia decydowała specjalnie w tym celu powoływana rada starszych. Jej członkowie komunikowali się między sobą podczas spacerów lub np. poprzez roznoszących posiłki "kajfusów".
"Ostatnia doba, jutro będę tam, ale na razie ciągle jestem tutaj, nie mogę leżeć, a nie mogę spać, gad po betonce kamaszami stuka" - śpiewa Maciej Maleńczuk w popularnej piosence Ostatnia nocka opowiadającej o rozterkach uczuciowych wychodzącego na wolność mężczyzny. I, jak nietrudno się domyślić, używa w niej charakterystycznych wyrażeń ("gad", "betonka", "kamasze") pochodzących ze slangu więziennego.
Język, jakim posługują się "ludzie", to tak zwana grypsera - gwara środowiskowa, w której większość słów odnoszących się do realiów życia za kratami została zamieniona na takie, które były już znane w polszczyźnie, ale znaczyły pierwotnie coś innego. I tak np. "herbatnik" zaczął oznaczać kumpla spod celi, "granat" - kotlet mielony, a "kogutek" - strażnika w wieży obserwacyjnej.
Grypsować wolno jedynie "ludziom", ale muszą przy tym uważać, gdyż niewłaściwe użycie jakiegoś słowa, albo - co gorsza - wypowiedzenie wyrazu zakazanego (objętego tabu), może przynieść nieprzyjemne konsekwencje i spadek w hierarchii. Wówczas używanie przez nich grypsery staje się niedozwolone.
Grypsera dla każdego
- Amerykany - kajdanki
- Andzia - amnestia
- Autobus - duża paczka herbaty
- Baraban - elektryczny czajnik
- Blat - stół
- Berło - szczotka do czyszczenia toalety
- Chabeta - sznurek
- Chodak - spacerniak
- Czapa - kara śmierci
- Dołan - miska na zupę
- Dykta - denaturat
- Dźwigać - kraść
- Fikoł - krzesło
- Faza - prąd
- Farba - krew
- Gable - ręce
- Gad - strażnik więzienny
- Gięta - kiełbasa
- Handel - kradzież
- Herod - starszy więzień
- Hycel - psycholog
- Ignac - ciemny chleb
- Jara - matka
- Jarki - zapałki
- Kajfus - więzień roznoszący posiłki
- Karuzela - dożywocie
- Kuban - kubek
- Latacz - więzień dyżurny
- Lipo - okno, wizjer
- Łysy - księżyc
- Mandżur - pościel
- Maryśka - margaryna
- Mojka - żyletka
- Nafta - wódka
- Nery - plecy
- Nudel - niedopałek papierosa
- Odklepka - wyjście z więzienia
- Odpust - widzenie
- Operetka - sala sądowa
- Parkiet - podłoga
- Piżmak - piżama
- Plater - płaski talerz
- Ramka - paczka papierosów
- Robota - przestępstwo
- Rzeźnik - lekarz więzienny
- Sikor - zegarek
- Szaflik - szafka
- Szkopek - szklanka
- Tajwan - górna prycza
- Trafić - ukraść
- Tygrys - krata w oknie
- Ul - więzienie
- Utarg - łup
- Uśmiech - twarz
- Wafel - kolega
- Włam - włamanie
- Wojtek - miesiąc
- Zabaniak - poduszka
- Zrywka - ucieczka
- Żar - zapalniczka
Jakie słowa mogą w szczególny sposób narazić użytkownika na rytualną karę?
Takie, które według ludzi na wolności mają pozytywny wydźwięk - grypsera nie uznaje takich sformułowań, jak na przykład "dziewczyna", "dobry" czy "przyjaciel". Należy powiedzieć "binia", "git" i "brajdak".
Język to oczywiście nie wszystko...
Od lat 50. ubiegłego wieku o przynależności do subkultury grypsujących świadczyły także tatuaże. Miały one być widomym znakiem odstraszającym, informującym o pozycji w hierarchii lub poświadczającym więzienny "staż".
Początkowo były to umieszczane w różnych rejonach twarzy kropki (tzw. toczki), kreski, skróty literowe lub proste symbole obrazkowe.
Na ramionach wykonywano charakterystyczne "pagony", przypominające dystynkcje oficerskie.
Każdy rok odsiadki to jedna belka, po trzech latach zdobywa się pierwszą gwiazdkę, czyli stopień "majora" (dwie belki i gwiazdka).
Pagony "pułkownika" to już dwie belki i trzy gwiazdki (11 lat za kratkami), a w przypadku awansu na "generała" należy usunąć stary tatuaż i kazać ozdobić się stosownym wężykiem.
Oprócz tego pojawiały się alegoryczne obrazy mające świadczyć o bezwzględności i chęci wzięcia odwetu za doznane krzywdy. I tak wąż w koronie lub owinięty dokoła sztyletu świadczy o ukaraniu swoich wrogów, ręka zakuta w kajdany z nożem w dłoni mówi o ucieczce dokonanej w celu pomszczenia się, natomiast kat z toporem w jednej ręce i odciętą głową w drugiej jest symbolem zemsty na swoich oprawcach - czyli organach ścigania i wymiarze sprawiedliwości.
Nierzadko skórę skazanych zdobiły też symbole mówiące o miejscu odbywania kary. Róża w podkowie oznaczała Białołękę, palma - Iławę, ryby - Łódź, dwa skrzyżowane miecze - Strzelce Opolskie, żółw - Nysę, orzeł na tle górskich szczytów - Wrocław, a dwie wiśnie zakład karny w Sztumie. Ale te czasy właściwie już minęły.
Dzisiaj tatuaże osadzonych niewiele się różnią od tych wykonywanych na wolności. Wyrażają tęsknoty, uczucia, marzenia. Mało kto chce sobie naznaczać twarz symbolem, który za murami więzienia będzie go stygmatyzował jako groźnego przestępcę i utrudni np. znalezienie pracy.
Artystyczny styl "git ludzi" odchodzi w przeszłość. Okazuje się, że rzecz dotyczy nie tylko tatuaży.
Po metalowych schodach głośno dudnią kroki zbiegających więźniów. Po chwili mężczyźni pod okiem strażników sprawnie ustawiają się przed drzwiami swoich cel. Ilu z nich to grypsujący?
Według nieoficjalnych szacunków, obecnie to raptem kilkanaście procent osadzonych. Ich pozycja - jak przyznają sami więźniowie - z pewnością nie jest taka jak jeszcze 10-20 lat temu. Kiedyś byli panami świata, który sami stworzyli, dziś coraz trudniej narzucić im swoje zasady liczniejszym "frajerom". No cóż, czasy się zmieniają. Więzienia też...