Polskie sanktuaria śmierci. Od kaplicy czaszek do katakumb w Krakowie
Dwie największe tajemnice ludzkości – śmierć i wieczność – od zarania dziejów tworzyły przeróżne związki: wypełnione szacunkiem i przemocą, dostojeństwem i okrucieństwem, prośbą i dziękczynieniem. Także w miejscach kultu chrześcijaństwa idea memento mori (pamiętaj o śmierci) stworzyła budzące grozę widowiska.
3000 piszczeli i czaszek pokrywa szczelnie sklepienie oraz ściany kaplicy. Kolejnych dwadzieścia tysięcy wypełnia kryptę. Skąd wziął się budulec tego niezwykłego sanktuarium śmierci w Czermnej koło Kudowy-Zdroju?
W pierwszej połowie XVII wieku zachodnią Europę objęły ognie wojny trzydziestoletniej. Czesi wystąpili przeciw cesarzowi Rzeszy, Dania sprzeciwiła się potędze Habsburgów, a następnie na arenę walk wkroczyły Szwecja i Francja. Udziału w konflikcie nie uniknęły Polska, Hiszpania, a nawet Szwajcaria i Niderlandy.
Pandemonium, które rozpętały potężne armie, ukazało najbardziej okrutne oblicze wojny – mieszkańcy wielu części Europy po raz pierwszy doświadczyli w takim stopniu wszystkich jej skutków. Ogromne obszary zostały spustoszone, a ofiary liczono w milionach.
Na tych zaś, którzy przetrwali tę polityczną apokalipsę, czekały głód, choroby i nędza. W dużej mierze to właśnie szczątki poległych i zmarłych podczas tego konfliktu wypełniają wnętrze kaplicy czaszek w Czermnej. Pozostałe należą do tych, których życia pozbawiła sto lat później wojna siedmioletnia.
Pod koniec XVIII wieku zaczął je gromadzić miejscowy proboszcz. Wśród kości znajduje się także jego szkielet. Gdy kaplica powstawała, Czermna należała do Czech. Podobne zbiory znajdziemy także w innych rejonach tego kraju. Szczątki m.in. ofiar wojny trzydziestoletniej stanowią „budulec” świątyni w Kutnej Horze.
Ołtarz, monstrancja, kolumny, żyrandole z kości wydają się zapraszać do zwiedzania tylko osoby o naprawdę stalowych nerwach. Szkielety zmarłych wypełniają kryptę kościoła w Mielniku. W tysiącach liczy się także kości znajdujące się w dwóch kryptach w Austrii – w Egenburgu i Hallstat. Portugalczycy swoje „kolekcje” zebrali w Faro i Évorze, a Serbowie w Niszu.
Wypełnione po brzegi tym, co zostaje z człowieka, przypominają o kruchości życia mottami umieszczonymi nad wejściem lub we wnętrzu: „Ofiarom wojen ku upamiętnieniu, a żywym ku przestrodze” i „Byliśmy, czym wy jesteście, czym my jesteśmy, wy będziecie”.
W blasku śmierci
Najbardziej niesamowite szczątki należą z pewnością do tzw. świętych z katakumb. Tak zwykło się określać szkielety odnalezione w rzymskich katakumbach, a następnie przetransportowane – nie zawsze zupełnie legalnie – w inne rejony chrześcijańskiej Europy.
Bardzo wiele trafiło na tereny na północ od Alp, by tam wypełnić niesłabnące zapotrzebowanie na relikwie.
Katakumby to po prostu podziemne labirynty cmentarne, budowane na terenach Imperium Rzymskiego, powstające od pierwszych wieków naszej ery.
Kilkukondygnacyjne korytarze wypełnione ciałami starożytnych zmarłych w średniowieczu uległy zapomnieniu, jednak już w XVII wieku zaroiło się w nich od „turystów” i rabusiów. Tę makabryczną sławę zawdzięczają dokładnemu opisaniu ich przez włoskiego uczonego Antonia Bossiego.
Echo jego dzieła rozeszło się na tyle szeroko, że rozpoczął się proceder, który dziś bez większego wahania uznalibyśmy za bezczeszczenie zwłok. Przekonanie, że kości należą do chrześcijańskich męczenników, prowokowało do umieszczania ich w kościelnych kryptach, a następnie eksponowania – bogato przystrojonych – w najbardziej widocznych miejscach.
W katakumbach nie prowadzono rejestrów ani pogrzebowych ksiąg, dlatego znawcy tematu podkreślają, że zidentyfikowanie zwłok nie jest i nigdy nie było możliwe. Anonimowym szczątkom zapewniono więc tożsamość. I tak w szwajcarskim Rorschach znalazł się święty Konstantyn, a w Rheinau – święty Deodat (na dużym zdjęciu), któremu za pomocą wosku zrekonstruowano ciało.
Świętego Waleriusza umieszczono w niemieckim Weyarn, a Fryderyka – w austriackim Melk. Kapiące z relikwii złoto i drogocenne kamienie miały dowodzić siły katolicyzmu w krajach ogarniętych protestantyzmem, który świętych wykreślił ze swojej doktryny.
Uświęcone szczątki
Gdy Otto III, najpotężniejszy władca zachodniego świata, i Bolesław Chrobry żegnali się w 1000 roku po udanych pertraktacjach, podarowali sobie niezwykłe prezenty. Polski książę otrzymał kopię włóczni świętego Maurycego, a niemiecki cesarz – ramię świętego Wojciecha.
W średniowieczu szczątki świętych ceniono w szczególny sposób. Najwcześniejsze relikwie pochodziły od pierwszych męczenników za wiarę. Aby je uzyskać, nie cofano się przed dzieleniem zwłok: cudowny status mogła zyskać dowolna, nawet najmniejsza część ciała. Wraz ze wzrostem zapotrzebowania na relikwie zakwitł handel, wymiana, pojawiły się ich kradzieże.
Wędrówce coraz częściej anonimowych już fragmentów towarzyszyły nowo budowane legendy i życiorysy. Gdy w IV wieku cesarz Teodozjusz mocą edyktu zabronił rozczłonkowywania zwłok, „do obrotu” trafiły obiekty kultu, nazywane dziś relikwiami drugiego stopnia, czyli przedmioty, z którymi miał styczność święty: szaty, przybory, modlitewniki.
Zdarzało się, że fragmenty ciała zabezpieczano tuż po śmierci kandydata na świętego, jak miało to miejsce w wypadku Jadwigi Śląskiej – „utraciła” włosy i zęby, zanim jeszcze została kanonizowana.
Szczątki Jadwigi znajdują się w bazylice przy klasztorze w Trzebnicy, który ufundowała wraz z mężem, księciem Henrykiem Brodatym.
Relikwie przechowuje się w specjalnych naczyniach – relikwiarzach, bogato zdobionych i wykonanych ze szlachetnych metali bądź kości słoniowej. Znajdują się one niemal w każdym kościele! Wśród kolekcjonerów „uświęconych szczątków” absolutnym rekordzistą był kardynał Albrecht von Brandenburg, który – chcąc zapewnić sobie życie wieczne – zgromadził ich podobno ponad dwadzieścia tysięcy.
Krakowskie katakumby
W podziemiach pod prezbiterium kościoła św. Kazimierza Królewicza w Krakowie znajduje się prawie 1000 mumii pochowanych tu osób świeckich oraz zakonników.
Panujący w podziemiach mikroklimat sprawił, że zachowały się one w zadziwiająco dobrym stanie. Najstarsze z nich pochodzą z połowy XVII wieku.
Na co dzień wstęp do katakumb – ze względu na specyficzny mikroklimat, który konserwuje ciała zmarłych – jest zabroniony. Co jakiś czas krakowscy franciszkanie pozwalają jednak na uchylenie mroku tajemnicy spowijającego spoczywające tu zwłoki. A gdyby te mogły przemówić!
Jest tu żołnierz wojen napoleońskich w pełnym mundurze i z karabinem u boku, nieszczęsna panna młoda otruta przez członków swej rodziny niemogących darować jej popełnionego mezaliansu czy wreszcie doczesne szczątki hrabiny Domiceli Skalskiej, działaczki patriotycznej z okresu powstania listopadowego. I niezliczone ciała śpiących snem wiecznym braci reformatów.
Kilka lat temu odnotowano w klasztornej krypcie niebezpieczny wzrost poziomu wilgoci. Przeprowadzone badania wykazały, że winna temu jest niesprawna kanalizacja. Po jej remoncie nic już nie powinno zakłócić spokoju zmarłych.