Próbował zjeść psa. Nie dał rady i... zmarł!
Nie bez przyczyny mówi się, że "trzeba mierzyć siły na zamiary".
Niedawno opisywaliśmy wam przypadek pytona birmańskiego zamieszkującego teren parku narodowego Everglades na Florydzie. Wąż ten w przeciągu około trzech miesięcy pożarł aż trzy jelenie. Jego daleki kuzyn z Nigerii nie był już tak cierpliwy. Kiedy tylko zobaczył, że jego ofiarą może stać się sporej wielkości pies od razu go zaatakował. Nie czekał też z konsumpcją.Zdjęcia, które możecie zobaczyć poniżej zrobił Johnbull Cleopas, który znalazł zaklinowanego węża między żerdziami płotu niedaleko miejsca, w którym pracował. Przyznał on, że początkowo bał się podejść do ogromnego gada,. Po dłuższej obserwacji zrozumiał jednak, że pyton już nie żyje.
Wraz z kilkoma kolegami postanowił wyswobodzić jego ciało z "pułapki", którą okazała się szczelina w płocie. Na kilku drastycznych zdjęciach, które Cleopas wrzucił do sieci widać rozciętego już węża, z którego trzewi wystają szczątki sporej wielkości psa. Z wiadomych powodów nie chcemy ich tutaj publikować.Komentujący w internecie podkreślają swój brak aprobaty dla zachowania Johnbulla i jego współpracowników, ale jednocześnie nie mogą zaprzeczyć, że pyton zginął w wyjątkowo głupi sposób.
Nieznane są szczegóły dotyczące długości węża, który zdecydował się pożreć w całości czworonoga, ale z udostępnionych zdjęć, jak i relacji samego Cleopasa wynika, że miał on około dwóch metrów. Trzeba pamiętać, że pytony nie należą do węży jadowitych. Większość przedstawicieli tej rodziny do wykrywania swoich ofiar używa receptorów podczerwieni. Kiedy trafią już na ślad promieniowania cieplnego, po cichu zbliżają się do przyszłej zdobyczy. Następnie duszą ją siłą swoich mięśni. Ostatnim punktem takiego polowania jest oczywiście konsumpcja, ale jak już wiecie ta nie zawsze musi skończyć się szczęśliwie...