Przeczytaliśmy raport o zmianach klimatycznych w Polsce. Nie jest dobrze...
Pustynia w Łodzi, lawiny błotne w Małopolsce, susze na Kujawach, osunięcia w górach, potężne wichury na Mazowszu. Już za parę lat możemy poważnie odczuć skutki zmian klimatycznych. To nie majaki szaleńcza ani apokaliptyczne wizje domorosłych profetów wychowanych na horoskopach - to część raportu Ministerstwa Środowiska "Polityka ekologiczna państwa 2030".
Raport Ministerstwa Środowiska brzmi jak bardzo nudny, przydługawy dokument pełen okrągłych zdań, komunałów i enigmatycznych wykresów. I tak właśnie jest. Ale pośród sztywnego omówienia działań i strategii związanych ze środowiskiem naszego kraju, można znaleźć bardzo ciekawe informacje.
Będzie lepiej czy gorzej?
Nie ma co od razu siać paniki i wieścić końca świata. Informacje te dotyczą przewidywań ewentualnych skutków zmian klimatu w Polsce, które "w najbliższych latach mogą stać się coraz bardziej odczuwalne". Z naciskiem na "mogą". Należy zaznaczyć też, że skutki te są zarówno pozytywne, jak i negatywne. Niemniej te drugie zajmują zdecydowanie więcej miejsca.
Estymacje tego, co będzie działo się z naszym środowiskiem w najbliższych latach są oparte o raporty dotyczące całego obszaru Europy Środkowo-Wschodniej. Można w nich wyczytać o "częstszych ekstremach temperatur, większej intensywności opadów mogącej powodować powodzie o każdej porze roku, wzroście częstotliwości i intensywności huraganów, częstszym występowaniu susz oraz związanych z tym strat w produkcji rolnej i zwiększonym ryzyku pożarów". Brzmi nieciekawie.
Temperatura
Pora raz na zawsze skończyć z uznaną powszechnie wizją ocieplania klimatu. To prawda, średnia temperatura w Polsce wzrośnie, ale to nie oznacza, że znikną u nas zimy i będziemy mogli zapomnieć o mrozie.
Według raportu w najbliższych latach temperatura częściej będzie spadać w okolice zera, co odbije się na stanie naszych dróg.
Generalnie jednak średnio w ciągu roku w Polsce będzie cieplej. Dobre strony są oczywiste - zarówno w wymiarze ekologicznym jak i ekonomicznym. Wydłuży się okres wegetacyjny, co sprawi, że teoretycznie poprawią się warunki do hodowli roślin. Będziemy mieli także możliwość uprawy nowych gatunków. Skróceniu ulegnie okres grzewczy, a wydłużeniu sezon turystyczny.
Ale zmiany temperatur mogą, rzecz jasna, narobić też sporo szkód: "przymrozki pojawiają się w mniej korzystnych fazach rozwoju roślin - w czasie kwitnienia lub nawet zawiązywania owoców, czyli wówczas, gdy wrażliwość roślin na niskie temperatury jest najsilniejsza" - piszą autorzy dokumentu. Dlatego wydłużony okres wegetacyjny jest dobry tylko w teorii. W praktyce może to szkodzić uprawom doprowadzając do nieurodzaju.
Woda
Opady w Polsce stają się nierównomierne. Za niedługo coraz częściej będziemy mieli pory deszczowe i pory suszy. W raporcie czytamy o tym, że z tego powodu "województwo łódzkie będzie zagrożone silnym pustynnieniem oraz równolegle powodziami w dolinach największych rzek regionu, tj. Warty, Pilicy i Bzury". Susze przewiduje się także w rejonie województwa kujawsko-pomorskiego
Obszary te mogą za niedługo notować deficyty opadów, przez co będzie tam po prostu coraz mniej wody. Odbije się to oczywiście na roślinności i życiu zwierząt.
Jednocześnie w wielu miejscach w kraju mogą występować powodzie. Ulewne deszcze niosą ze sobą "ryzyko powodzi i podtopień lub osuwisk - głównie na obszarach górskich i wyżynnych, ale także na zboczach dolin rzecznych i na klifach wzdłuż brzegu morskiego". Do 2050 występowanie ulew ma się nasilać, szczególnie na terenie Mazowsza.
Powodzie będą spowodowane także złym zarządzaniem gospodarką wodną oraz niewystarczającym stanem zbiorników retencyjnych. Najczęściej zalewane mają być obszary województwa opolskiego, szczególnie w dolinie Odry i Nysy Kłodzkiej. Zagrożenie powodziami wzrośnie też na Podkarpaciu, "w szczególności w dolinach rzek: Wisła, Wisłoka, San, Wisłok, Łęg, Trześniówka, Jasiołka, Ropa, a także obszary w dolinach mniejszych rzek należących do zlewni tych rzek."
Wiatr
Jakby mało było susz i powodzi, Polskę czeka więcej wichur, a nawet "incydentalne trąby powietrzne i wyładowania atmosferyczne". Najbardziej narażonesą województwa lubuskie i pomorskie.
W raporcie słusznie zauważono, że niszczycielska siła żywiołu potrafi wyrządzić szkody na lata: "(skutki - red.) mają charakter długoterminowy i powodują, że na obszarach dotkniętych klęską zamierają tradycyjne dla tych obszarów formy aktywności społeczno-gospodarczej, takie jak turystyka, przemysł drzewny, gospodarka leśna.
Co jeszcze?Inne zagrożenia, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w ciągu najbliższych 10, 20 lat według "Polityki ekologicznej państwa" to zarastanie zbiorników wodnych, a nawet rzek, pojawienie się szkodników, które dotychczas nie zamieszkiwały naszych terenów oraz inwazyjnych gatunków roślin. W Małopolsce może dojść do "masowych ruchów ziemi" czyli osuwisk. Na Morzu Bałtyckim częściej występować będą sztormy. Wszystko to brzmi bardzo poważnie. Z drugiej strony warto zauważyć, że w raporcie nie ma słowa o tym, jak bardzo prawdopodobne jest wystąpienie tych wszystkich zjawisk. Część z nich obserwujemy w naszym kraju od wieków - powodzie, nawałnice czy sztormy zawsze są tragedią, ale nie są czymś niecodziennym. Niepokojące jest więc tylko to, że będą przydarzać się częściej.No i zostaje jeszcze kwestia pustyni. Sprawa brzmi poważnie. W tym wypadku dobrze byłoby, żeby przewidywania się nie sprawdziły. Chyba że chcecie za parę lat jeździć na Pustynię Łódzką.