Rum i tytoń dobre na wszystkie choroby

Olbrzymie robaki wychodzące z przełyku młodej kobiety, ataki rozwścieczonych morsów czy uderzenia pioruna... to nie scenariusz taniego filmu, lecz najprawdziwsza prawda! Te wszystkie niesamowite historie opisali w dziennikach lekarze okrętowi.

Papieros i rum - jak widać recepta na długowieczną radość...
Papieros i rum - jak widać recepta na długowieczną radość...© Panthermedia

Rum dobry na wszystko

Jednakże najbardziej nieprawdopodobną historią opisaną w jednym z takich odtajnionych dzienników jest przypadek niejakiej Ellen McCarthy. Ta dwunastolatka znalazła się na pokładzie jednostki płynącej w 1825 roku z Irlandii do Kanady. W trakcie rejsu dziewczynka zaczęła się uskarżać na bóle brzucha i zaparcia. Miała bardzo szybkie tętno i olbrzymie pragnienie. Niedługo później zwymiotowała ona ponad dwumetrowego "robaka". Kilka chwil później wyszły z niej kolejne dwa. Lekarz okrętowy nie zanotował jednak w swoim dzienniku cóż to były za "robaki".

Porażeni piorunem i zaatakowani przez morsy

Jeszcze dziwniejszą przygodę przeżyli marynarze na pokładzie okrętu wysłanego w 1824 r. z misją badawczą do Arktyki. Jednostka została bowiem zaatakowana przez stado morsów. Dopiero po dłuższej chwili załoga zabiła bagnetami rozwścieczone zwierzęta.

Broń skuteczniejsza od miecza

Oprócz zbawiennych, a zwłaszcza przeciwbólowych, właściwości rumu w lekarskich dziennikach znalazły się również informacje o druzgocących skutkach przyjmowania tego "lekarstwa". Jeden z medyków zanotował, że "rum zabił więcej marynarzy niż miecz".

Mimo to przez prawię godzinę do jego płuc wtłaczano dym. Z dziennika wynika, że zabiegi... pomogły, bo u mężczyzny wyczuwano puls. Lekarz z dumą obwieścił sukces. Dowodem skuteczności terapii miał być ponadto fakt, że mężczyznę hospitalizowano następnie z powodu zapalenia płuc. Tak przynajmniej zapisano w innym dzienniku.

nie tylko marynarze cierpieli na skutek rozmaitych morskich zagrożeń. Lekarz Godfrey Goodman, służący na okręcie "Dido", zapisał w swym dzienniku, że to właśnie marynarze z tej jednostki są odpowiedzialni za wywołanie epidemii odry na Fidżi. Zabiła ona prawie połowę mieszkańców wyspy.

MW na podst. AFP

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas