"Smród niesamowity": Pół roku męczarni w tajemniczym fetorze
Hrabstwo Delaware w stanie Pensylwania już od prawie pół roku walczy z bardzo nieprzyjemnym problemem - miasteczka i wsie regionu prześladuje potworny odór, uprzykrzający codzienne życie. - Czy to pochodzi z jednego, konkretnego miejsca? A może z jakiegoś ruchomego źródła? - pytają mieszkańcy. Władze rozkładają ręce. Starcie z niewidzialnym przeciwnikiem trwa.
Duszący swąd przypominający smród związków siarkowych albo oparów ze spalanego paliwa, pojawiający się w losowych momentach i miejscach - tak od kilku miesięcy wygląda codzienność mieszkańców hrabstwa Delaware w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych.
Zaczęło się w październiku 2019, kiedy to do władz dotarły pierwsze doniesienia o tajemniczym smrodzie w miasteczku Aston. W listopadzie o podobnym problemie alarmowali ludzie z Ridley Township. W grudniu mieszkańcy miasteczka Brookhaven. W styczniu odezwali się poszkodowani przez gryzący fetor w Glenolden.
Wszyscy w podobny sposób opisywali tajemniczy zapach, którego pochodzenia eksperci nie mogą rozgryźć do teraz. Zastanawiają ich dwie rzeczy: w jaki sposób smród przemieszcza się z miasta do miasta i dlaczego właściwie, niczym w tekście jednego z polskich klasyków melorecytacji, pojawia się i znika?
- Ludzie, którzy żyją w tym regionie od dziesiątek lat, nie pamiętają czegoś takiego - mówi w wywiadzie dla "The Philadelpia Inquirer" Virginia Cain, koordynator ds. komunikacji hrabstwa Delaware. - Pojawia się błyskawicznie, utrzymuje jakiś czas, śmierdząc niesamowicie i ulatnia się równie szybko w sposób zupełnie losowy. Normalnie w takich przypadkach dostajemy skargi od mieszkańców z jednej okolicy. Teraz to coś zupełnie innego.
Początkowo jako zarzewie problemu wskazywano składowisko odpadów w Norwood, podejrzewając, że wiatr rozwiewa smród śmieci na różne strony. Tę hipotezę wykluczono jednak, gdyż zapach przypomina bardziej benzynę i siarkę, niż to, co zazwyczaj zalatuje od gigantycznych kup odpadów albo spod zlewu.
Największą przeszkodą w ustaleniu źródła fetoru jest fakt, iż ten szybko się przemieszcza. - Kiedy dotrzemy na miejsce, w którym ludzie donoszą o smrodzie, rozkładamy urządzenia pomiarowe tak szybka, jak się da - mówi stacji "NBC" szef straży pożarnej miasteczka Brookhaven, Robert Montella. - Ale zanim skończymy je stawiać, zapach znika.
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor służb do zarządzania sytuacjami kryzysowymi hrabstwa Delaware, Tim Boyce. - Silny podmuch wiatru może przemieścić zapach w ciągu 15 minut - mówi. - Jesteśmy bezsilni, podczas gdy mieszkańcy żyją w ciągłym niepokoju. Mówią, że swąd jest nie do zniesienia.
Służby sprawdziły już dokładnie gazociągi, znajdujące się na terenie hrabstwa. Nie znaleziono jednak żadnego przecieku ani nieszczelności. Śledztwo trwa już piąty miesiąc, niedługo minie pół roku, a źródła śmierdzącego problemu nadal nie znaleziono.