Stoi w środku pustkowia. Do czego służy?

Nic nie ukoi nerwów po wyczerpującym tygodniu w pracy lepiej niż relaks i wyciszenie. Doskonale wiedzą o tym Jon Staff i Pete Davis, absolwenci Uniwersytetu Harvarda. Panowie przed paroma laty ruszyli z nietypowym biznesem turystycznym. Zamiast na atrakcje, postawili na minimalizm. W ich ofercie znajdują się liczne przyczepy przerobione na niewielkie domki. Przyczepy te są rozsiane po zacisznych okolicach największych miast wschodniego wybrzeża USA, takich jak Nowy Jork, Boston czy Waszyngton. Oferują reset i odcięcie się od hałasów i bodźców codzienności. Goście tych z zewnątrz niepozornych domków oddają do depozytu telefony komórkowe, żeby rozkoszować się ciszą i świętym spokojem. Dla zainteresowanych organizowane są dodatkowe zajęcia terapeutyczne, wykorzystujące otaczające domki lasy. Cena? Około 160 dolarów za noc. Domki są ogrzewane, a także wyposażone we wszystko, co potrzebne do spokojnego i normalnego funkcjonowania. Właściciele zapewniają, że w cenie poza ciszą i bliskością natury zapewniają… dobre wibracje.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy